Strony

niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 11: Misja specjalna cz.2

Odkąd tylko zapoznała się z listem od Molly nie mogła znaleźć sobie miejsca. Spakowała już swoją torbę podróżną, posprzątała w pokoju, a nawet pozmywała naczynia, czego robić bardzo nie lubiła. Ciągle starała się czymś zająć, byle tylko nie myśleć o spotkaniu z Fredem. Od sytuacji w pociągu nie miała okazji z nim porozmawiać, a nie była pewna co on sobie mógł o niej pomyśleć po tym  wszystkim. Nie mogła powiedzieć, że żałowała tego co zrobiła (bo o dziwo nie żałowała), ale nie mogła również pojąć, skąd znalazła w sobie tyle odwagi by w ten sposób się zachować. Była pewna, że na sam jego widok, jej policzki zapłoną purpurą… Nie, przestań Hermiono! Miałaś o tym nie myśleć!
Zrobiła kilka głębszych wdechów, po czym podeszła do szafy i wyciągnęła z niej parę starych, dresowych spodni i jakąś obcisłą koszulkę, która tak właściwie to była już na nią trochę za mała. Odziana w taki strój bojowy ruszyła do ogrodu. Z garażu wyciągnęła kosiarkę. Tata już jakiś czas temu ją o to prosił, ale jakoś nigdy się do tego nie kwapiła, jednak w tej sytuacji zajęcie to wydawało się wręcz idealne. Doszła do wniosku, że nic tak dobrze nie zagłusza myśli jak dźwięk kosiarki.
Ogródek państwa Granger nie zajmował zbyt dużej powierzchni, jednak przy wysokiej jak na tą część Anglii temperaturze, nieźle się zmęczyła. Wyłączyła maszynę i wierzchem dłoni starła z twarzy pot.
  – Nie powiem, że mi się nie podobało. Nigdy bym nie pomyślał, że kobieta z kosiarką może wyglądać tak seksownie! – zażartował.
Hermiona nie zauważyła go wcześniej. Szczerze powiedziawszy miała nadzieję nikogo nie spotkać będąc w tym niezbyt wyjściowym stroju, a tym bardziej na pewno nie chciała spotkać tak przystojnego chłopaka będąc w takim stroju!  Spuściła wzrok, starając się ukryć swoje zawstydzenie.
  – Matt…eee..Długo tutaj stoisz?
Chłopak zaśmiał się perliście, ukazując garnitur równiutkich i śnieżnobiałych zębów, a w jego policzkach od razu pojawiły się słodkie dołeczki na widok których miękły kolana prawie wszystkim dziewczynom w Hogwarcie. Hermiona czuła, że jej kolana mimo jej sprzeciwu również zaczynają mięknąć na ten widok. Dupek!  Wyszeptał w jej podświadomości tak dobrze znany jej głos.
  – Wystarczająco długo by zauważyć, że w tych spodniach masz naprawdę świetne pośladki! – rzucił jak zwykle bez cienia skrępowania. Chyba świetnie się bawił wprowadzając ją w zakłopotanie. Jego poza mówiła sama za siebie. Jedną rękę opierał o furtkę, co chwilę mierzwiąc nią włosy, a drugą dłoń trzymał w kieszeni. Widać było po nim, że w przeciwieństwie do niej, jest całkowicie wyluzowany. Hermiona żałowała, że w tej chwili nie doznaje takiego samego przypływu energii jak wtedy w pociągu, jednak tylko obecność Freda była w stanie wpłynąć na nią w ten specyficzny sposób. Matt dalej jej się przyglądał, widocznie czekając na podjęcie przez nią jego gry.
  – Nooo, to co cię do mnie sprowadza? – wydusiła w końcu z siebie.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
  – Nie ładnie Hermiono, nie ładnie. Może byś się chociaż ze mną przywitała zanim zaczniesz mnie przesłuchiwać?
  – A tak, przepraszam. Wchodź, zapraszam – wskazała dłonią miejsce na huśtawce. – Siadaj.
Chłopak znów pokręcił głową z udawanym niezadowoleniem na twarzy. Podszedł do niej i odgarnął jej z twarzy kosmyk. Gryfonka czuła jak jej puls  przyspiesza. Matt zanurzył rękę w jej puszystych lokach, a ona wstrzymała na chwilę oddech, sama nie wiedząc dlaczego. Przybliżył swoją twarz do jej, a ona, mimo że każda jej cząstka krzyczała, wręcz błagała o to by się od niego odsunęła, dalej stała w tym samym miejscu. Po chwili, która jej wydawała się wiecznością, na twarzy Matta ponownie pojawił się ten sam rozbrajający uśmiech. Uniósł dłoń, a przed twarzą zamajaczył jej liść.
  – Miałaś go we włosach – powiedział, dalej się uśmiechając i nie oddalając swojej twarzy od twarzy młodszej Gryfonki. Starał się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, ale było to wręcz niemożliwe przez zawstydzenie dziewczyny. Cmoknął ją w policzek i odsunął się.
  – I teraz możemy rozmawiać – zaśmiał się, siadając na huśtawce, jakby to co stało się przed chwilą zupełnie nie miało miejsca.
Zdezorientowana dziewczyna, obróciła się na pięcie i wprowadziła kosiarkę do garażu. Tak naprawdę był to tylko pretekst po to by znaleźć kilka minut na ochłonięcie. Oparła się o ścianę pomieszczenia, robiąc kilka głębszych wdechów. Czuła się strasznie zagubiona. Nie miała czasu na miłość i doskonale o tym wiedziała, ale z drugiej strony, cos lub ktoś wewnątrz niej wręcz o tę miłość błagał. Sama nie była pewna co tak naprawdę czuję i to przytłaczało ją jeszcze bardziej.
Wróciła do ogrodu starając się zachować pozory niewzruszonej. Uśmiechnęła się ciepło i usiadła na huśtawce obok Matta.
  – Teraz poznam cel twojej dzisiejszej wizyty?
  – Owszem! Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia!
Dupek! Dupek! Dupek! Opadnie ci szczęka jak jednak twoja propozycja okaże się możliwa do odrzucenia! Odezwał się ponownie znajomy głos w jej podświadomości.
  – Jaką propozycje? – zapytała, zaciekawiona co też może jej zaoferować.
  – Mój kuzyn robi dzisiaj imprezę, mówił że każdy może przyprowadzić kogo tylko zechcę, więc pomyślałem o tobie, o tym żebyśmy poszli tam razem. Co ty na to?
Co ja na to? Co ja na to?! Ja na to mówię stanowcze nie, bo spędzam dzisiaj wieczór z kimś o wiele fajniejszym niż ty! Ponownie odezwał się irytujący głos w jej głowie. Rozmasowała skronie, starając się go zagłuszyć. Powiedz mu! Powiedz mu, żeby spadał!
  – Zamknij się… – wyszeptała.
  – Eee, co? – zapytał Matt, robiąc lekko zdziwioną minę.
Tym razem jej twarz wręcz płonęła żywym ogniem. Machnęła dłonią w powietrzu kilka  razy.
  – To...mucha! Cały czas lata mi koło głowy. Uciążliwe stworzenie – uśmiechnęła się sztucznie.
  – To co powiesz na moją propozycję?
  – Matt, bardzo cię przepraszam. Naprawdę chętnie bym z tobą poszła, ale mam już inne plany .
Jeden zero dla mnie! Krzyknął głos w jej głowie.
  – Kurde, a miałem nadzieję, że przynajmniej teraz uda mi się z tobą zatańczyć. Na balu Bożonarodzeniowym byłaś tak oblegana, że nie mogłem się do ciebie dobić.
To ją zdziwiło. Obserwował ją już na balu Bożonarodzeniowym? Może jednak Gin miała rację mówiąc, że tak naprawdę podoba się wielu facetom, tylko nie zauważa ich i przez to boją się do niej podejść.
  – A mogę wiedzieć co takiego robisz, że wystawiasz mnie?
  – Nie wystawiam cię! Mam bardzo ważną, specjalną misję do wykonania! – uśmiechnęła się tajemniczo, powoli odzyskując pewność siebie.
  – Misję specjalną?
  – Tak, będę robić za opiekunkę.
  – O, to rzeczywiście misja specjalna, wymaga bardzo wiele cierpliwości – poklepał ją lekko po plecach. – To ile lat mają dzieciaki, które mają to szczęście spędzić z tobą dzisiejszy wieczór?
Hermiona lekko się zmieszała.
  – Dzieciaki to raczej nie najlepsze słowo do określenia ich. Tak właściwie to będę niańczyła Freda i George’a…
Brunet wybuchł śmiechem, którego przez kilka minut nie mógł opanować.
  – Od zawsze wiedziałem, że bliźniacy są niezbyt rozgarnięci i często miewają dziwaczne pomysły, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia, że potrzeba im niańki! – powiedział, gdy w końcu udał mu się trochę opanować.
Hermionie nie spodobały się słowa chłopaka. Owszem bliźniacy nie zawsze myśleli nad tym co robią, ale to na pewno nie jest powód, żeby od razu nazywać ich nierozgarniętymi.
  – Ich mama poprosiła mnie o pomoc, więc się zgodziłam – odpowiedziała zimnym tonem.
  – Dobrze, dobrze rozumiem. Gdyby jednak towarzystwo Weasley’ów ci się znudziło, daj znać. Mój tata pracuję w Ministerstwie w wydziale komunikacji, więc nasz kominek pozwala przetransportować się dosłownie wszędzie.
Uśmiechnął się i wstał.
  – Dobra, nie zawracam ci dłużej głowy. Zapewne musisz przygotować się na tą ciężką wyprawę. Powodzenia, Mała – ujął jej rękę w swoją i pocałował w wierzch dłoni. Nim Hermiona zdążył jakkolwiek na to zareagować, chłopak zniknął już za żywopłotem. Mówią, że od nadmiaru głowa nie boli, szkoda to to przysłowie nie sprawdza się przy nadmiarze facetów w życiu. Westchnęła i położyła się na huśtawce, ponownie pogrążając się w myślach, które dotyczyły oczywiście spotkania z Fredem.

 ***

Kilka metrów przed nią zmaterializowała się stara, lekko przyrdzewiała konewka. Hermiona do tej pory miała tylko trzy razy okazję podróżować za pomocą tego środka transportu i nie ukrywając, trochę się martwiła, że zagubi się w nicości…ewentualnie, że zamiast w domu Weasley’ow wyląduję np. w łazience pana Lovegood. Głęboki wdech. Jedną dłonią złapała rączkę swojej torby, a drugą chwyciła za konewkę. Świat wokół niej zawirował, a ziemia usunęła jej się spod nóg. Zamknęła oczy, czując jak uczucie nieprzyjemnego ucisku w okolicy żołądka, nabiera na sile. Trzy, dwa, jeden – puściła świstoklik.

Leżała na trawniku przed Norą. Kilka metrów od niej znajdowała się jej torba i stara konewka. Podniosła się, otrzepując ubrania. Jej serce coraz bardziej przyspieszało, ale powodem takiej reakcji wcale nie był strach czy wstyd, ale podniecenie i radość. Mimo tego, że dziewczyna nie dopuszczała do siebie tej myśli to wewnątrz wręcz pękała z radości, że za chwilę znów się z nim zobaczy. Oczywiście Gryfonka tłumaczyła to sobie tym, że ostatnio zbliżyła się do Freda i to tylko i wyłącznie dlatego, że stał się on dla niej przyjacielem. Ehh Granger, kogo ty próbujesz oszukać. 

Drzwi były uchylone, więc pchnęła je i weszła do środka. Nora była miejscem, które naprawdę lubiło się odwiedzać. Pachniała domem, miłością i bezpieczeństwem. Postawiła torbę przy drzwiach i rozejrzała się . Od jej ostatniej wizyty nic się tutaj nie zmieniło. No może nic, poza brakiem kilku wazonów i figurek należących do pani Weasley. Do jej zmysłu węchu dotarł zapach gorącego ciasta drożdżowego na co jej brzuch od razu zareagował głośnym burknięciem, przypominając jej, że od śniadania nic nie jadła. Ruszyła w stronę źródła tej cudownej woni, którym oczywiście okazała się kuchnia.
  – Dzień dobry pani Weasley!– rzuciła w stronę krzątającej się po kuchni rudowłosej postaci.
Kobieta szybko obróciła się w jej stronę z ogromnym uśmiechem wymalowanym na zmęczonej twarzy.
  –Hermiono, witaj! Już zaczynałam się martwić, że jednak nie zdecydowałaś się mi pomóc. – Podeszła do Gryfonki i wzięła ją w objęcia. – Jak wspaniale cię  znowu widzieć kochanieńka!
Odsunęła się od niej na kilka centymetrów i zmierzyła od góry do dołu.
  – Ale jak ty zmizerniałaś dziecko! Siadaj, upiekłam ciasto, zaraz nałożę ci kawałek.
Posłusznie usiadła przy stole. Nora zawsze tętniła życiem, a dziś było w niej wyjątkowo cicho, co lekko ją zaniepokoiło.
  – A gdzie wszyscy się podziali? – zapytała, gdy kobieta postawiła przed nią talerz z ogromnym kawałkiem ciasta, który starczyłby na wyżywienie trzyosobowej rodziny.
  – Ginny pojechała w odwiedziny do Charlie'go. Ron wróci niedługo, bo wysłałam go po zakupy dla ciotki Muriel, a bliźniacy – na jej twarzy pojawił się wredny uśmieszek, który Hermiona doskonale znała, tyle że w męskiej wersji. – Chodź, sama zobaczysz!
Ruszyła za Molly w stronę łazienki. Otworzyła drzwi, a Hermionie ukazał się jeden ze śmieszniejszych widoków jakie było jej dane w życiu widzieć. Fred klęczał na podłodze przed sedesem, a George kucał w wannie. Na ręce mieli założone długie, różowe, gumowe rękawice, a z ich szyi zwisały urocze fartuszki w tym samym kolorze. Gdy tylko spojrzała na nich wybuchła śmiechem, nad którym nie mogła zapanować.
  –Tak, tak wiem. Różowy to nie nasz kolor, od początku ci mówiłem George, że powinniśmy założyć fartuszki w innych kolorach to nie, uparłeś się na ten różowy.
  – Teraz już wiem, że miałeś rację bracie. Przecież mieliśmy taki szeroki zasób kolorów do wyboru. Różowy, różowy i jeszcze różowy!
  – Taaaak, na pewno nasza wspaniała mama nie zrobiła tego celowo, żeby nas jeszcze bardziej upokorzyć. Przecież różowy zawsze był jej ulubionym kolorem.
Oboje skierowali swoje spojrzenia na Molly, na której twarzy malował się wyraz triumfu, gdy obróciła się i wróciła do kuchni, a następnie na duszącą się ze śmiechu Hermionę.
  – Co cię tak śmieszy koleżanko? – zapytali, stając koło niej i kładąc swoje dłonie na jej ramionach.
  – Nie, nie nic – starała się opanować śmiech, ale nie bardzo jej to wychodziło. – Ty…tylko bardzo ładnie wa..wam w różowym!
Panowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym złapali dziewczynę i ruszyli w stronę wanny. Hermiona orientując się co się święci zaczęła się szarpać i bić chłopaków, ale oni byli nieugięci. Wsadzili ją do wanny. Fred złapał za słuchawkę prysznica i skierował ją na Gryfonke.
  – Przeprosisz?
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by obudzić w niej odwagę. Uśmiechnęła się zadziornie, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
  – Ale za co ma przepraszać, przecież to był komplement!
Stojący za nią George, poczochrał jej włosy, śmiejąc się.
  – Fred, ona sama sobie grabi. Prosi się o to, żebyśmy ją trochę zmoczyli.
  – Tak, masz rację bracie. Może trochę zimnej wody otrzeźwi jej umysł?
Hermiona spojrzała nienawistnym spojrzeniem na Freda.
  – Gwarantuję ci, że tego pożałujesz Freddie!
Uśmiech z twarzy rudzielca zniknął, spojrzał na Hermionę bardzo zdziwiony, po czym odłożył prysznic. Rozmasował kark dłonią i wskazał na nią palcem.
  – Tym razem ci się upiekło – powiedział, po czym wyszedł zostawiają ich w niezłym szoku.

***


        Hermiona zeszła ponownie do kuchni, zdziwiona zachowaniem Freda. Wiedziała, że poddanie się w momencie gdy miał nad nią całkowitą przewagę jest do niego niepodobne. I jeszcze wyraz jego twarzy, którego nie mogła pozbyć się sprzed oczu. Wydawał się taki zdziwiony i przerażony jednocześnie.
  – Kochanieńka, naszykowałam ci łóżko w pokoju Ginny. Możesz tam zanieść swoją torbę, a potem zawołaj chłopców i zejdźcie na kolację. Dobrze?
Skinęła głową i ruszyła do pokoju, ciągnąc za sobą torbę, która rytmicznie stukała przy każdym kolejnym uderzeniu w schodek.
Pokój Ginny lśnił czystością, nigdzie nie walały się ubrania, kosmetyki nie zaścielały każdej szafki, a łóżko było perfekcyjnie zaścielone przez co Hermiona przez chwilę się zawahała nie będąc pewną czy nie pomyliła pomieszczeń, ale plakaty najlepszych drużyn Quidditcha zdobiące ściany upewniły ją w tym. Postawił swój bagaż na krześle i rzuciła się na łóżko. Cały czas zastanawiało ją zachowanie Freda. Nigdy wcześniej nie widziała w jego oczach takiej ilości emocji…
Pokój bliźniaków znajdował się naprzeciwko pokoju Ginny. Zapukała i delikatnie nacisnęła na klamkę. Nim zdążyła w pełni otworzyć drzwi, już znalazła się na ziemi. W ostatniej chwili zdążyła się przeturlać na plecy i uniknąć spotkania z tłuczkiem. Niepewnie podniosła się, ale jak się okazało to nie był koniec ataku. Gdy tylko się wyprostowała, w jej stronę pognała chmara złowieszczo świszczących, migających kulek. Pisnęła, rzucając się na łózko. W drzwiach pojawił się zdyszany Fred, który jednym ruchem różdżki unicestwił wszystkie pułapki. Podbiegł do łózka, gdzie leżała skulona Hermiona.
  – Nic ci nie jest? – spytał z wyraźnym przejęciem w głosie.
 Dziewczyna nie odpowiedziała. Widać było tylko jak jej twarz nabiera coraz bardziej czerwonych barw.
  – To pułapka na Rona. Miały go oduczyć wyjadania nam słodyczy. Nie myśleliśmy, że ty tutaj wejdziesz.
Podniosła się do pozycji siedzącej, z wściekłością wymalowaną na twarzy.
  – A czy wam kiedykolwiek zdarza się myśleć?! – wstała, odpychając od siebie chłopaka. – Jesteście dziecinni i nieodpowiedzialni! Nie ważne na kogo była ta pułapka, moglibyście komuś wyrządzić krzywdę, a wtedy zwykłe przepraszam by nie wystarczyło! Czasami naprawdę mam wrażenie, że zgubiliście mózgi…
Fred podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.
  – Teraz już przesadziłaś. Ja też czasami mam wrażenie, że jesteś świetną dziewczyną z którą można porozmawiać, pośmiać się. Takim moim ideałem. A potem robisz szopkę jak moja matka, o jakiś głupi żart i jak każdy uważasz nas za idiotów. Wyjdź stąd, chyba że masz jeszcze coś ciekawego do dodania?
Hermionie opadła szczęka. Przez chwilę pozwoliła dojść do władzy swoim starym przyzwyczajeniom z którymi miała walczyć, a tym razem pozwoliła im się pokonać. Nie myślała, że jej słowa tak urażą chłopaka… Spojrzała na Freda, ale ten unikał jej wzroku.
  – Ja…ja miałam zawołać was na…na kolację…
 – Dobrze, zaraz zejdę. A teraz jeśli to wszystko to wyjdź.
Skinęła głową i posłusznie opuściła pomieszczeni. Drzwi zamknęły się za nią z hukiem. Hermiona poczuła, że w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Zrobiła kilka głębszych wdechów, starła je i ze sztucznym uśmiechem na twarzy, zeszła do kuchni, gdzie siedział już George i pani Weasley.
  – Siadaj Hermiono – wskazał na krzesło obok siebie. – Opowiadaj, co cię do nas sprowadza? Mówiłaś, że wpadniesz dopiero w drugim miesiącu wakacji. Przyznaj, że tak się za nami stęskniłaś, że nie mogłaś już dłużej wytrzymać.
Zaśmiała się, ale gdy zobaczyła, że do pomieszczenia wchodzi Fred, jej śmiech stał się dziwnie nienaturalny.
  – My…myślałam, że mama wam powiedziała. Na dzisiejszy wieczór mam być waszą opiekunką.
Oboje równocześnie zakrztusili się sokiem, który właśnie pili.
  – Mamo, zwariowałaś? Przecież ona jest od nas młodsza! – odezwał się oburzony Fred.
  – Młodsza, ale o wiele inteligentniejsza i odpowiedzialna.
Z hukiem odstawił szklankę na blat i wyszedł z domu. Hermiona westchnęła i podparła głowę na dłoniach. To na pewno nie będzie przyjemny wieczór…

 ***

Hermiona usiadła obok chłopaka, ale ten nawet nie spojrzał w jej stronę. Nie mogła znieść tego, że jest na nią zły. Nie rozumiała czemu, ale wiedziała, że bardzo zależy jej na utrzymaniu z nim jak najlepszych relacji. Tylko w jego obecności czuła się kimś więcej niż zwykłą kujonką. Tylko przy im czuła się wartościowa i cholernie się tego bała. Bała się tej siły którą dawało jej samo przebywanie z nim. Bała się tego co udawało mu się w niej budzić, czyli uczuć. Westchnęła i szturchnęła go lekko łokciem.
  – Przepraszam…
Chłopak nadal wydawał się nie reagować na jej obecność. Wpatrywał się w falującą taflę wody, ignorując ją. Skoro nie chcę z nią rozmawiać, to nie będzie go zmuszała. Wstała, ale nim zdążyła odejść, złapał ją za nadgarstek. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Przymknęła powieki, przypominając sobie te wszystkie momenty w których trzymał ją za rękę. Cholera Granger, przecież coś takiego nigdy nie miało miejsca!  Skarciła się w myślach, przerażona kolejną wizją nieistniejących wspomnień.
  – Siadaj – wskazał miejsce obok siebie.
Posłusznie wykonała polecenie, podświadomie starając się usiąść jak najbliżej niego, by czuć bliskość i ciepło jego ciała.
  – Nie rozumiesz w ogóle tego co mnie zabolało Hermiono. To, że nazwałaś mnie dziecinnym to dla mnie żadna ujma. Boli mnie jednak sam fakt, że postrzegasz mnie jako jakiegoś skończonego idiotę. Do niedawna byłem pewny, że uważasz mnie i George’a za kogoś gorszego, ale gdy poznałem cię bliżej, zrozumiałem, że wcale tak nie jest. Myślałem, ze gdy ty poznałaś mnie bliżej to zrozumiałaś, że wcale nie jestem takim dupkiem za jakiego inni mnie mają. Miałem nadzieję, że chociaż ty zauważyłaś we mnie coś więcej, ale dzisiaj zrozumiałem, że jednak się myliłem, że dla ciebie dalej jestem zwykłym idiotą…
  – Wiem, że cię zraniłam. Naprawdę tego nie chciałam. Możesz wierzyć lub nie, ale to co wtedy powiedziałam wcale nie było prawdą. Dałam się ponieść emocjom. Ciężko jest wyzbyć się starych przyzwyczajeń Fred, a szczególnie gdy tym przyzwyczajeniem jest upominanie ludzi dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz, co dało Hermionie nadzieję na uratowanie sytuacji.
  – Tak, to prawda. Twój monolog dotyczący testowania wynalazków na pierwszoroczniakach do dzisiaj odbija się echem w mojej głowie.
Zaśmiali się. Fred lekko stuknął ją ramieniem.
  – Tym razem ci wybaczę, ale na następny raz nie będę już taki łaskawy Czarownico!
Całe jej ciało w jednej chwili zostało sparaliżowane. Czarownico… Ten głos, to słowo… Przed oczami zamajaczyła jej roześmiana, rudowłosa postać mierzwiąca jej włosy i nazywająca ją właśnie w ten sposób, podczas gonienia jej po szkolnych błoniach. To był Fred, to od początku był on…
  – Hermiona, wszystko w porządku? – zapytał, obejmując ją ramieniem i tym samym przywracając jej ciało do normalnego funkcjonowania.
  – Taaak, już wszystko okej – uśmiechnęła się, odruchowo opierając głowę na jego ramieniu. – Odpowiesz mi na jedno pytanie?
Skinął głową, łaskocząc ją przy tym swoim podbródkiem po skroni.
  – Ta sytuacja w łazience… Co się stało, że wyszedłeś? Widziałam w twoich oczach przerażenie.
Westchnął. Czuła jak jego mięśnie napinają się i rozluźniają, ukazując w ten sposób jego podenerwowanie. Zawsze tak reagował, gdy się denerwował.
  – To dość skomplikowane. Miewam czasami dziwne sny. Zazwyczaj niewiele z nich pamiętam, jednak głos i sposób w jaki dziewczyna we śnie wymawia moje imię utkwił mi w głowie. Dzisiaj zrozumiałem, że ten głos należy do… – urwał, słysząc dziwne dźwięki dochodzące od strony domu.
Za ich plecami rozległy się jakieś krzyki, które z sekundy na sekundę stawały się coraz wyraźniejsze. Fred szybko wstał, otrzepując spodnie z trawy, a Hermiona poszła w jego ślady.
  – Co…co ty tutaj robisz? – wydukał Fred.

***


Siemaneczko! Jak widzicie, wystarczyło kilka Waszych komentarzy by udało mi się pokonać swoją barierę twórczą. Kolejny rozdział wleciał o wiele szybcjiej niż myślałam i to tylko dzięki Wam, więc jak widzicie - warto komentować :D A teraz nie przedłużam, bo jutro praca, a ja po nocach na internetach siedze. Jako, że ten rozdział pojawił się tak szybko, to podniose trochę stawkę i bypojawił się kolejny musi być minimum 12 komentarzy!
Do napisania,
Marta Weasley

czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 11: Misja specjalna cz.1

Pani Weasley weszła do domu dokładnie w momencie kończenia przez wyjca monologu Angeliny. Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły, a twarz przybrała barwę włosów. Gdy tylko jej spojrzenie napotkało przerażone twarze synów, podniosła ręce i wskazał na nich palcami.
  – Wy dwaj, – tu głośną wciągnęła powietrze – mam  nadzieję, że będziecie mieli dobre argumenty na wytłumaczenie się z tego.
   – Mia..miałaś wwwrócić dopiero ju..jutro! – wyjąkał George, z nutą wyrzutu w głosie.
Molly usiadła na fotelu, nerwowo potupując stopą. Katie niepostrzeżenie wymknęła się z salonu, starając się uciec zanim rozpęta się burza.
   – No to co macie na swoje usprawiedliwienie?
Fred stał oparty o futrynę kuchennych drzwi i starał się porozumieć z bratem samym spojrzeniem, ale pod bacznym okiem matki było to niemal niemożliwe. Westchnął, kopnął leżący przed nim plastikowy kubek i usiadł na kanapie koło brata. Czuł na sobie palące spojrzenie matki. Niechętnie zmierzył się z tym zabójczym wręcz wzrokiem.
   – Dobra mamo, zrobiliśmy małą imprezę. Kilka osób, naprawdę. Mieliśmy zamiar posprzątać, ale ty wróciłaś wcześniej, to wszystko.
  – TO. WSZYSTKO. SYNU?! – gwałtownie wstała ściskając w dłoni jeden z kubków. – Wiesz czym pachnie jego zawartość? Nie wiesz? To ja ci powiem! Niepełnoletnością, a co za tym idzie szlabanikiem!
George już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale po spojrzeniu rzuconym mu przez matkę, poddał się.
  – I jeszcze jedno! Nie liczcie nawet na to, że pozwolę wam ponownie zostać samym w domu. Skoro nie zachowujecie się jak na wasz wiek przystało, to jestem zmuszona znaleźć wam jakąś opiekunkę!
  – Mamo! Naprawdę nie ma takiej potrzeby, przecież ciotka Muriel cię potrzebuję, nie możesz zawracać głowy komuś, za każdym razem gdy będziesz musiała do niej jechać. Obiecujemy poprawę!
Molly była jednak nieugięta. Wstała, rzucając im jeszcze wredny uśmieszek i poszła do kuchni. George położył dłoń na ramieniu brata i wyszeptał.
  – Powiem ci stary, że pięknie zaczęliśmy te wakacje. Wole nie wiedzieć jaką karę nam wymyśli.
  – Ja też brachu, ja też. I wolę nie wiedzieć kogo nam ściągnie na głowę…
 Fred wstał zgarniając ze stojącej przed nimi ławy resztki przekąsek.
 – Ja zacznę sprzątać, a ty lepiej leć napisać wiadomości, że jutrzejsza powtórka melanżu jednak się nie odbędzie.



***



Jej stopy ledwo muskają ziemię. Suknia na jej ciele z każdym krokiem faluje coraz bardziej. Przyspiesza. Zapach kwiatów staję się coraz intensywniejszy, wdziera się w jej nozdrza, nie pozwalając poczuć niczego innego. A ona tak bardzo pragnie czuć ten znajomy zapach jego perfum. Drzewa stają się coraz gęściejsze. Zwalnia, gdy zapach kwiatów zastępuję charakterystyczne leśne powietrze. Coś jest nie tak. Czuję to. Wewnętrzny niepokój. Jak dotrzeć na polanę?
Niestrudzenie idzie przed siebie, rozglądając się za ich stałym miejscem spotkań. Uczucie strachu powoli zaczyna wkradać się w jej serce. A jeśli on już nie przyjdzie? Jeśli odszedł?
Nagle wśród drzew rozlega się cichy dźwięk gitary. Czuję jak jej serce, zaczyna wyrywać się do biegu, więc idąc jego śladem, również zaczyna biec. Nie zwraca uwagi na dźwięk dartego materiału, gdy jej suknia zaczepia się o kolejne gałęzie. Muzyka nabiera na wyrazie. Zaczyna być słychać czyiś głos, wtórujący w jej rytm. Zatrzymuję się na chwilę i zamyka oczy, by usłyszeć tekst piosenki. Słowa stają się coraz wyraźniejsze, jakby rozbrzmiewając w jej głowie.

Ostatnio rozmyślałem
Kto się zjawi, by zająć moje miejsce?
Gdy odejdę, będziesz potrzebowała miłości,
Która przegoni smutek z twojej twarzy.
Gdyby wielka fala miała przybyć 
I zalać nas wszystkich
To czy sama wśród piasku i skał
Sprostałabyś rzeczywistości?

Sama nie wie skąd zna tekst piosenki. Słowa same zaczynają wypływać z jej ust, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Gdybym mogła
Poszłabym za tobą wszędzie
Na sam szczyt albo na samo dno
Pójdę za tobą wszędzie…

Gitara ponownie rozbrzmiewa. Uczucie tęsknoty z każdym kolejnym uderzeniem w struny pogłębiało się, utrudniając jej oddychanie. Tak jakby każdy kolejny dźwięk wydany przez instrument dokładał na jej klatkę piersiową kamień. W jej głowie ponownie rozlegają się słowa piosenki, ale tym razem bez problemu rozpoznaje do kogo należy głos, który ją śpiewa.

Być może pewnego dnia
Znajdę sposób, by tutaj powrócić
Czuwać nad tobą, prowadzić cię
W najmroczniejsze z twych dni.
Gdyby wielka fala miała przybyć
I zalać nas wszystkich
Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś
Kto zdoła sprowadzić mnie z powrotem do ciebie
.

Jej usta ponownie otwierają się bez jej wiedzy, by wyśpiewać kolejną zwrotkę.

Zostawiam ci moje serce
Zostawiam ci moją nadzieję
Zostawiam ci moją miłość

Muzyka ustaje. Gryfonka niepewnie otworzyła oczy, ale to co ujrzała to nie jest już las, a dobrze znana jej polana. Nogi same niosą ją w stronę ogromnego drzewa, znajdującego się na jej środku. Tym razem to on na nią czeka. Z daleka nie może dostrzec jego twarzy, a tak bardzo tego pragnie. Wpić się w jego miękkie, ciepłe wargi. Wpatrywać w karmelowe, wesoło oczy… Zarys jego sylwetki staję się coraz wyraźniejszy. Przyspiesza kroku, ale im bliżej się znajduję, tym bardziej biel jego ubioru oślepia ją. Zamyka na chwilę oczy, a blask ustaje. Czyjeś silne ramiona oplotły ją w talii, przyciskając do swojego torsu jej plecy. Oparł podbródek na jej ramieniu, a jej ciało automatycznie zareagowało na jego bliskość. Przyjemne mrowienie i uczucie ciepła – zawsze, gdy jej dotykał tak właśnie się czuła, jakby jej ciało dopiero przy nim budziło się do życia. Wtuliła się w jego ramiona, a on cmoknął ją lekko w czubek głowy.
  – Jak ci się podobało? – wyszeptał wprost do jej ucha.
  – Masz na myśli piosenkę?
  – Mhm – wymruczał.
  – To było…hmm…coś niezwykłego! Ale nie wiedziałam, że potrafisz grać na gitarze. Nigdy wcześniej dla mnie nie grałeś.
  – Bo wcześniej nie potrafiłem – zaśmiał się, sprawiając, że na jej twarz również mimowolnie wpłynął  uśmiech. – Nudno tutaj bez ciebie, więc przynajmniej chciałem nauczyć się czegoś pożytecznego.
Obróciła twarz na tyle ile mogła i przyciągnęła go do siebie, wpijając się w jego usta. Nie mogła znieść tego cholernego zakazu, przez który nie wolno jej było na niego patrzeć. Pragnęła go widzieć, ba, wpatrywać się w niego całymi godzinami, studiować każdą rysę jego twarzy, ponownie uczyć się go na pamięć, ale wiedziała, że nie może. Delikatnie uchyliła usta, pozwalając na pogłębienie pocałunku. Ich wargi tak idealnie do siebie pasowały…
  – Czarownico… – oderwał się od dziewczyny, łapczywie łapiąc oddech. – Nie możesz tak długo się nie widzieć z moją młodszą wersją, każdy dzień rozłąki osłabia mój wpływ na niego.
  – Wiem, wiem, – splotła swoje palce z jego – ale uwierz, że moją młodszą wersją też wcale nie jest łatwo sterować. Czasami mam wrażenie, że jesteśmy dwiema zupełnie innymi osobami…
  – No właśnie, mogłabyś nad sobą panować! – klepnął ją w udo, śmiejąc się. – Zaczynam być zazdrosny!
  – Zazdrosny? – zapytała, lekko zdziwiona.
  – Chodź, pokaże ci jak grać w siatkówkę. Świetnie CZA-RO-WNI-CO! – ironizował Fred. – Jak już tak bardzo chcę podrywać moją kobietę, to mógłby przynajmniej wykazać się oryginalnością, a nie kradnie moje teksty! Dupek!
Hermiona zaśmiała się.
  – Dobrze, następnym razem powiem mu, żeby wykazał się oryginalnością jak będzie do mnie podbijał.
Poczuła jak mięśnie chłopaka gwałtownie się napinają.
  – Następnym razem?! Ma nie być żadnych następnych razów, Miona!
O matunio, na wszystkie chochliki świata! To było to czego jej brakowało. Tylko on zdrabniał jej imię w tak charakterystyczny sposób. Właściwie to tylko on zdrabniał jej imię. Na początku tak strasznie tego nie lubiła, a teraz czekała tylko na to, by znów tak ją nazwał.
  – Powtórz to Zazdrośniku, proszę –  wyszeptała.
  – To, że nie będzie następnego razu z tym dupkiem? Bardzo chętnie! Moja dziewczyna ponownie nie spotka się ze swoim wspaniałym, nowym sąsiadem.
Pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem.
  – Ty naprawdę jesteś zazdrosny! – dźgnęła go palcem w brzuch, na co rudzielec zareagował śmiechem. – I doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło.
  – A o co, moja droga HERMIONO? – specjalnie zaintonował jej imię.
Wyplątała swoje palce z jego uścisku i skrzyżowała dłonie na piersiach.
  – Okej, skoro tak się bawimy to moja młodsza wersja już jutro wyląduję na randce z gorącym ciachem z sąsiedztwa.
  – Ałaaaaa, skarbie! To był cios poniżej pasa! Ugodziłaś centralnie w moją męską dumę. Dla ciebie tylko ja mogę być ciachem, tortem i każdym innym plackiem, ale nie on!
Ledwo mogła powstrzymać śmiech, ale starała się udawać nieugiętą.
  – Nadal czekam…
Ponownie splótł swoje palce z jej, mimo jej sprzeciwu. Nachylił się, muskając delikatniej jej kark swoimi wargami. Momentalnie na aksamitnej skórze Gryfonki pojawiła się gęsia skórka, na widok czego delikatnie się uśmiechnął. Jego usta skierowały swoje natarcie dalej – na szyję, zagłębienie obojczyka i na końcu płatek ucha.
  – Kocham – cmoknął ją w policzek – cię, – buziak wylądował na skroni – moja słodka – teraz pocałunek złożył na kąciku ust – Hermionko!
Zachichotała cicho, dając sobie zamknąć usta pocałunkiem.
  – Musze wracać, – wyszeptał smutnym głosem – ale postaram się zrobić coś, żeby nasze młodsze wersje jak najszybciej się spotkały, zanim ten dupek Matt poderwie moją kobietę! Obiecuję.
Cmoknął ją szybko w czubek głowy, po czym zniknął.

***

Hermiona niechętnie otworzyła oczy. Zegarek stojący na nocnej szafce wskazywał godzinę dziewiątą trzydzieści, czyli dla Hermiony środek nocy. O ile panna Granger wydaję się osobą nie lubiącą marnować żadnej minuty swojego cennego czasu, o tyle w czasie wakacji ma niezwykłą słabość do spania do południa. W czasie tych dwóch miesięcy łóżko nabiera jakieś dziwnej, szczególnej siły przyciągania, której nie potrafi się oprzeć. Ostatecznie tłumaczyła się tym, że po tylu miesiącach intensywnej nauki każdemu należy się wypoczynek, jednak dziś w jej wypoczynku coś uporczywie przeszkadzało. Rytmiczne stukanie dochodzące od strony okna, nie pozwoliło jej ponownie opaść w ramiona Morfeusza, więc bardzo niechętnie wygrzebała się ze swojego pościelowego kokonu i poczłapała w stronę źródła dźwięku. Na parapecie siedziała mała, beżowa sówka. Hermiona zdziwiła się trochę na jej widok. Jedyną osobą do której ostatnio pisała, był Wiktor, ale list do niego wysłała wczoraj wieczorem, więc zapewne nawet jeszcze nie doszedł. Wpuściła ptaka do pomieszczenia i pospiesznie odwiązała list od jego nóżki. Spojrzała na charakter pisma i bardzo się zdziwiła, gdyż była pewna, że należy on do pani Weasley. Szybko zapoznała się z jego treścią.

Droga Hermiono,
Wiem, że są wakacje i na pewno masz na ich spędzenie wiele planów. Wiem również, że miałaś do nas przyjechać dopiero w drugim miesiącu wakacji, ale bardzo potrzebuję twojej pomocy. Jest to kwestia dosłownie dwóch dni. Nasza ciotka ma problemy ze zdrowiem (znowu) i jestem zmuszona jechać do niej, a jak sama zapewne wiesz, zostawienie Freda i Georga bez nadzoru w domu, zawsze źle się kończy. Nikt inny nie ma czasu by mi pomóc, więc pomyślałam o tobie. Jesteś moją ostatnią deską ratunku kochanieńka. Mam nadzieję, że mogę na Ciebie liczyć. O szesnastej w Twoim ogrodzie pojawi się świstoklik (stara konewka), jeśli przystajesz na moją propozycję to możesz za jego pomocą dostać się do Nory.
Ściskam i całuję,
Molly Weasey

Hermiona musiała kilka razy przeczytać list, by upewnić się, że dobrze zrozumiała jego treść. Miała zostać opiekunką Freda i George’a? Pani Weasley miewała czasami dziwne pomysły, ale ten był już całkowicie absurdalny. Przecież nie było najmniejszych szans na to, żeby bliźniacy jej słuchali. Z drugiej strony była to dobra okazja na spędzenie czasu z Ginny i sprawdzenie co u Rona… I pozostawała oczywiście główna kwestia – Molly nigdy się nie odmawia. Westchnęła i ruszyła w stronę schodów, by poinformować rodziców o swojej zabawie w opiekunkę dla starszych kolegów. Gdyby tylko wtedy wiedziała na co się piszę…

reaction harry potter hp fred weasley george weasley
***

Tak, tak wiem. Strasznie krótki i nic nie wnoszący rozdział, ale musze Wam się przyznać, że mam jakąś blokadę, której nie mogę przełamać. Siedzę nad rozdziałem od wtorku (zeszłego tygodnia!) i udało mi się tylko tyle skleić. Strasznie Was za to przepraszam. Nie wiem co się dzieję, ale mam nadzieję, że uda mi się to pokonać i już w przyszłym tygodniu będę mogła dać Wam długi i ciekawy rozdział, bo mam fabułe w głowie, ale brakuję mi słów na przelanie jej na blogger (nie polecam, to bardzo nieprzyjemne uczucie wgapiać się w klawiaturę i nie wiedzieć od czego zacząć! ). Mam nadzieję, że mi wybaczycie i czekam oczywiście jak zwykle na Wasze komantarze, może one pomogą mi pokonać tę blokadę! Licze na Was kochani <3
PS Muszę się pochwalić - zdałam prawko! :D

Marta Weasley

środa, 13 lipca 2016

Informacja

Cześć! Niestety to nie nowy rozdział, za co bardzo Was przepraszam, ale lada dzień się on pojawi. W pierwszy weekend lipca miałam 18stkę, więc miałam mnóstwo przygotowań z nią związanych, a w tamtym tygodniu pracowałam i gdy wracałam do domu to jedyne o czym marzyłam to odpoczynek. Ale spokojnie, już od wczoraj pracuję nad nowym rozdziałem, więc pojawi się on na dniach.
Buziaki,
Marta Weasley