Strony

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 5: Pojednanie

    Hermiona była zła na siebie. Okej, Fred bardzo ją uraził. Jego słowa trafiły w jej najczulszy punkt, ale to nie był powód do tego, żeby się na nim wyżywać. Z drugiej strony jednak czuła przepełniającą satysfakcję, że tak idealnie utarła mu nosa. Uważał, że każda dziewczyna w Hogwarcie jest gotowa paść mu w ramiona i może sobie przebierać w panienkach jak mu się tylko podoba. Nawet nie wiedział jak grubo się myli. Ona nigdy by się tak nie upokorzyła i nie dołączyła by do jego piszczącego fanklubu. Zresztą jak mogłaby się chcieć uganiać za Fredem Weasley'em! Inteligencji nie ma za grosz, kultury tym bardziej, a ten jego wieczny uśmiech przyprawia ją o palpitację serca...ze zdenerwowania oczywiście ma się rozumieć!
Była już prawie na miejscu. Umówiła się z Wiktorem na drugim piętrze przy pomniku założycieli Hogwartu, bo stamtąd było najbliżej do Sali. Zatrzymała się na chwilę by oczyścić umysł, ale ciężko było jej pozbyć się kłębiących w głowie myśli. Gdy tylko trochę ochłonęła, poprawiła sukienkę i z ogromnym uśmiechem na ustach ruszyła przed siebie. Wiktor już na nią czekał. Stał nonszalancko oparty o pomnik. Nie zauważył jej, więc spokojnie mogła zlustrować jego wygląd. Po raz pierwszy widziała go ubranego w coś innego niż mundurek Durmstrangu. Bez swojego czerwonego płaszcza, który dzisiaj zastąpiła granatowa koszula wpuszczona w czarne jeansy, wyglądał jak nie on. Koszula opinała go, podkreślając wszystkie mięśnie. Nie mogła zaprzeczyć, że był naprawdę przystojny. Słysząc jej kroki, obrócił się z uśmiechem na twarzy.
  – Hermionanina! – ośmielony jej porannymi czułościami, przytulił ją. Poczuła się lekko spięta, ale odwzajemniła uścisk. – Jak miła cię znowu widzieć. Wasza szkoła być naprawdę piękna, Durmstrang nie mieć tak piękna wnętrz jak u was, być bardziej surowy.
Granger zdziwiła się. W życiu nie pomyślałaby, że Krum może znać się na wystroju wnętrz. Właściwie to nie pomyślałaby, że on może znać się w ogóle na czymś innym niż Quidditch. Jak to ma w zwyczaju mawiać jedna z bliźniaczek Patil – nie oceniaj dresa po dresie, a osiłka po mięśniach.
   – Tak, nie mogę zaprzeczyć. Hogwart jest bardzo ciekawym miejscem, lubi skrywać wiele tajemnic.
  – To którą z jego tajemnic my odkryć dzisiaj? – objął ją w talii na co jej ciało zareagowało momentalnym zesztywnieniem. Widocznie chłopak też to wyczuł, bo już po chwili zabrał swoją rękę.
  – Chodźmy, przekonasz się na miejscu.
Walczyła sama z sobą. Jedna jej część mówiła jej żeby to zrobiła, a druga krzyczała by się opamiętała. Ostatnimi czasy jednak przewagę nad nią miała ta pierwsza. Złapała dłoń chłopaka, a ten zręcznie splótł swoje palce z jej.
Od pomnika do Sali Grawitacji było zaledwie kilka kroków. Hermiona sama nie była pewna co tam zastanie, więc tym bardziej się stresowała. Otworzyła drzwi, które wskazał jej George. Ich oczom ukazał się krótki korytarzyk bez drzwi, na którego końcu widać było szklaną, a może raczej kryształową podłogę. Gryfonce zaparło dech w piersiach. Nie spodziewała się, że to miejsce będzie tak piękne. Puściła dłoń chłopaka i pewnym krokiem weszła na kryształowy podest. Tak jak nakazał jej bliźniak, nie patrzyła w dół, ale widząc minę Wiktora domyśliła się od razu, że on spojrzał na ziejącą pod prowizoryczną podłogą, bezkresną dziurę.
  – Spokojnie, ta sala jest zaczarowana. Nic ci się nie stanie. – Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on niepewnie wszedł na szklaną taflę. Podszedł do dziewczyny, stając jak najbliżej niej.
  – Co to za dziwna pomieszczenia?
  – Zaraz zobaczysz.
 Wyciągnęła różdżkę i wyszeptała zaklęcie. Powietrze wokół nich jakby zgęstniało i zaczęło wirować zmieniając barwy. Po chwili wszystko ponownie ucichło. Hermiona uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
  – A teraz podskocz!
  – Co? – chłopak przyglądał jej się ze zdziwieniem w oczach.
  – Podskocz – powtórzyła. – O tak!
Wybiła się i o dziwo nie wylądowała ponownie na podłodze. To przekonało Kruma do wykonania wydanego przez Gryfonkę polecenia. Po chwili oboje znajdowali się już kilka metrów nad ziemia.
  – Hermionanina! To miejsca jest cudowna! Byłoby idealna do treningu w Quidditcha.
Granger przytaknęła tylko z uśmiechem. Krum robił przed nią rozmaite popisy, ale jej wzrok skupił się na korytarzu Sali. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest dochodzący stamtąd, jednak nikogo nie zauważyła.
  – Coś się stała? Dlaczego tak wpatrujasz się w te drzwi?
Hermiona nie zorientowała się wcześniej, że Wiktor jej się przygląda. Szybko obróciła się ponownie w jego stronę z udawanym uśmiechem na twarzy.
  – Ja… Myślałam, że kogoś tam widziałam, ale chyba jednak mi się wydawało.
  – Moża to znowu ten rudzielac? To pierwsza nasza spotkanie kiedy nam nie przeszkodził.
Roześmiał się, a Granger razem z nim, chociaż w głębi serca, tak na jego samiutkim dnie, przez chwilę błąkała się nadzieja, że to Fred. Iskierka, którą bardzo szybko zagasiła.
Czas w Sali upływał niezmiernie szybko. Wiktor okazał się bardzo zabawnym chłopakiem, więc wygłupom nie było końca. W końcu zmęczenie wzięło nad nimi górę. Hermiona wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie, jednak nie przemyślała faktu, że znajdowali się trochę wyżej niż poziom podłogi. Wiktor zgrabnie wylądował, stając od razu na nogach, za to ona wręcz przeciwnie. Spadła by z łoskotem na ziemie, gdyby nie to, że wylądowała wprost w objęciach Kruma. Przez chwilę poczuła się jak w tych wszystkich filmach, gdzie główny bohater łapie swą ukochaną zanim ta zemdleję lub coś w tym stylu. Jednak myśl o tych filmach zmroziła jej krew w żyłam, bo zawsze po takim wydarzeniu dochodziło do pocałunku. Wręcz sturlała się z ramiona chłopaka i spadła na podłogę. Zszokowany mężczyzna przyglądał jej się przez chwilę.
  – Co ty wyprawiasz Hermionanina?
Wstała zwinne z ziemi otrzepując ubrania.
  – Ja…eee… – poprawiła bluzkę i wyprostowała się. – Nic – odpowiedziała już o wiele pewniejszym głosem.

W milczeniu podeszli do drzwi i wyszli z Sali, a drzwi zamknęły się za nimi i ku ich zdziwieniu zniknęły. Wiktor zatrzymał się i spojrzał wprost w oczy Hermiony, która zareagowała na to wykwintnym rumieńcem.
  – Jeśli chcesz, żeby nasza spotkania dobiegło już końca to po prostu mi to powiadz, dobrze?
Teraz rumieniec objął już całą powierzchnię jej twarzy i zaczynał wpełzać na dekolt. Nie myślała, że w ten sposób odbierze jej zachowanie. W ostatnich dniach nabyła chyba jakiś dar zrażania do siebie ludzi. Westchnęła cicho. Już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy ktoś ją uprzedził.
 – Po jej minie wnioskuje, że właśnie tego chce.
O filar stał oparty nie kto inny jak Fred. Uśmiechnął się, gdy uwieszona na jego szyi Angelina, zachichotała. Wiktor zasłonił twarz dłońmi.
  – No nie, błagam cia koleś! Czy psucia innym randka to jakaś twoja pasja? Może przestawiłbyś sia na jakieś wędkarstwo czy coś mniej działająca innym ludzia na nerwy?
Widok Fred z Angeliną ponownie obudził w niej ten sam instynkt co w Pokoju Wspólnym. Idąc w ślad za dziewczyną, oparła się na ramieniu Kruma i słysząc jego słowa, również zachichotała tak jak przed chwilą Angelina. Mina Freda zrzedła, jednak nie poddał się.
  – Wędkarstwo już praktykuję, taka rybkę dzisiaj złowiłem – śmiejąc się wskazał na swoją dziewczynę. – A czegoś co było popsute, nie da się już bardziej zepsuć.
Puścił do nich oczko, po czym obrócił się w stronę Johnson i zniknęli razem we wnętrzu jednej z klas. Wiktor przeniósł wzrok na Hermione.
  – Ja zaczynać się zastanawiać jak wy wytrzymywać z tym człowiekiem!
  – Szczerze powiedziawszy to sama się nad tym zastanawiam od dłuższego czasu.
Teraz oboje się roześmiali. Trzymając się za ręce, ruszyli na kolację do Wielkiej Sali.

         Jak na weekendowy wieczór przystało, w Sali byli tylko nieliczni. Pozostali bawili się w najlepsze na imprezach odbywających się w różnych zakamarkach zamku. Hermionę bardzo ucieszyły te pustki, bo  nie musiała przejmować się wścibskimi spojrzeniami innym Hogwartczyków. Usiedli przy najbardziej wyludnionej części stołu Gryfonów. Hermiona nałożyła sobie na talerz naleśnika z serem, a Wiktor zgarnął kilka tostów. Na początku zajęci pałaszowaniem pyszności przygotowanych przez skrzaty milczeli, milczenie to jednak zbyt długo nie trwało.
  – Co chcesz teraz robiać Hermiona? Czy ty chciałaby spędzić ze mną dziś jeszcze trocha czasu?
  – Bardzo bym chciała, ale mam jeszcze kilka wypracowań do dokończenia – skłamała.
  – Rozumia, ale jutra znajdziesz dla mnia jeszcze czas?
  – Tak, myślę że tak.
Uśmiechnął się do niej i powrócił do jedzenie, ale Hermiona straciła już apetyt. Początkowo naprawdę chciała zabrać Wiktora do Wieży Astronomicznej, ale po słowach Freda czuła się tak jakby to miejsce było swego rodzaju sacrum. Nie była pewna co czuję do Wiktora… Właściwie to była pewna, że nie jest to nic głębszego i nie chciała ich błahym zauroczeniem bezcześcić tej świątyni miłości, dlatego też okłamała go. Odprowadził ją pod drzwi prowadzące do wieży Gryfonów i pożegnał czułym przytulasem. Tym razem nie próbował jej pocałować, widocznie zauważając, że jest jakaś nieswoja.
Gdy tylko Wiktor zniknął za rogiem, wróciła na korytarz i ruszyła w stronę Wieży Astronomicznej. Nie była pewna dlaczego tam idzie, ale czuła, że tam właśnie teraz powinna być. Przyspieszyła kroku i przeskakując po kilka schodów, znalazła się na szczycie. Widok stąd był naprawdę piękny. Połacie lasów, zakola rzeki przecinające rozległe doliny i wystające nad horyzont wzniesienia. W świetle księżyca to wszystko wydawało jej się jeszcze piękniejsze. Podeszła do balkonu, a ciepły podmuch wiatru zarzucił jej włosy na twarz. Podniosła dłoń by je odgarnąć, ale ktoś ją uprzedził. Czyjeś palce delikatnie musnęły jej twarz i założyły jej kosmyk za ucho. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były palce nieznajomego czuła przyjemne pieczenie. Przymknęła powieki by ukoić roztrzęsione serce.
  – Randka zakończona? Byłem prawie pewny, że wpadniesz tutaj obściskując się z naszym wspaniałym mistrzem Quidditcha. – W jego głosie wyjątkowo nie było tej charakterystycznej dla niego ironii. Wydawał się trochę przybity.
  – Miałam wstępnie taki plan, ale przez twoje słowa nie mogłam tego zrobić. Siedziałeś tutaj i czekałeś na ten moment w którym będziesz mógł zniszczyć nam randkę po raz kolejny?
Nie chciała być dla niego wredna, ale jej głos automatycznie stał się twardy.
  – Nie pochlebiaj sobie kochanieńka, mam lepsze rzeczy do roboty niż psucie twoich miłosnych uniesień. Po prostu musiałem kilka rzeczy przemyśleć, poukładać sobie w głowie, a tutaj jest zawsze cicho i mało kto tu chodzi. – Zamilknął, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Hermiona właściwie nie wiedziała dlaczego tutaj przyszła. Podświadomie chciała go spotkać, ale z drugiej strony… Postanowiła wrócić do siebie, jednak nim zdążyła się obrócić i odejść, Fred odezwał się ponownie.
  – Przepraszam cię Hermiono. Wiem, że jesteś na mnie wściekła i nie chcesz ze mną rozmawiać, ale wysłuchaj mnie i dam ci spokój.
Spojrzał na nią, a ona skinęła głową na znak, że się zgadza.
  – Wtedy, gdy to powiedziałem byłem kompletnie pijany, to prawda, ale ty źle zrozumiałaś to co powiedziałem. Wiem, że zabrzmiało to tak jakbym brzydził się tobą czy coś w tym stylu, ale ja miałem na myśli całkiem coś innego. Chodziło mi o to, że nie byłbym godny być z takim kimś jak ty, a co dopiero fantazjować o tobie. Zapewne nie będziesz chciała mi uwierzyć, ale uważam cię za piękną i inteligentną dziewczynę, a do tego bardzo odważną i waleczną. Te cechy czynią cię o wiele wartościowszą osobą ode mnie i bardzo cię cenie za to jaka jesteś. Nie chciałem cię w żaden sposób urazić, a tym bardziej sprawić ci przykrości. Naprawdę cenię cię i cieszyłem się, że nasze kontakty polepszyły się, a potem palnąłem tę głupotę i wszystko znowu się popsuło…
Hermiona była bardzo zdziwiona słysząc takie słowa z ust Freda. Jego szczerość była wręcz rozbrajająca. Zawsze miała go za pustego faceta, który uważa, że na swoje głupie dowcipy może wyrwać każdą laskę. Widocznie oceniła go zbyt pochopnie. Może i nie uczył się zbyt dobrze, ale nie było to równoznaczne z byciem głupim jak wcześniej sądziła. Jego słowa sprawiły, że poczuła wewnętrzną ulgę. Ta rządna zemsty Hermiona ani trochę jej się nie podobała.
  – Wierzę ci – wyszeptała.
  – Naprawdę? – spojrzał na nią zdziwiony. Chyba nie wierzył, że będzie zdolna uwierzyć w jego słowa.
  – Tak, naprawdę. Wierze ci i przyjmuje twoje przeprosiny.
Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech i wyciągnął rękę w jej stronę.
  – Przyjaciele?
  – Przyjaciele – uścisnęła jego dłoń, nadal się uśmiechając, a on niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i przytulił. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, gdy tylko znalazła się blisko niego. Coraz ciężej było jej panować nad tym co działo się z jej ciałem przy nim. Czasami odnosiła wrażenie jakby jej ciało wiedziało więcej od niej. To było naprawdę dziwne uczucie. Odsunęła się od Freda, a gdy tylko przestała czuć ciepło jego ciała, zadygotała. Widząc to, chłopak zdjął bluzę i narzucił jej na ramiona. Zarumieniła się. Nie spodziewała się takiego gestu z jego strony.
  – Dziękuję – wyszeptała, łamiącym się głosem na co chłopak odpowiedział uśmiechem.
  – Chodźmy już lepiej stąd, bo zaczyna się robić naprawdę zimno, a nie chcę żebyś się przeze mnie przeziębiła.

Szli w milczeniu, jednak atmosfera między nimi nie była już napięta. Weszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów, który był wyjątkowo bardzo opustoszały.
  – Dzisiaj impreza u Ravenclawu, pewnie wszyscy tam są – uprzedził jej pytanie.
  – A ty? Czemu nie poszedłeś?
Zdziwiło ją to. Fred nigdy nie przepuszczał żadnej imprezy.
  – Nie miałem ochoty na imprezę. Wolałem dopracować kilka wynalazków, bez Cedrika mamy naprawdę duże opóźnienia, a klienci czekają. I…
  – I?
  – I chciałem cię przeprosić, bo czułem się podle z tym jak się zachowałem.
 – Nie poszedłeś na imprezę tylko po to by móc mnie przeprosić? – zapytała z nieukrywanym zdziwieniem w głosie.
  – Tak…
  – To… naprawdę miłe z twojej strony.
Uśmiechnęła się widząc zawstydzenie na jego twarzy. Zawstydzony Fred Weasley to naprawdę bardzo wyjątkowe zjawisko. Zaróżowione policzki i czubek nosa, a do tego spuszczony wzrok – to wszystko wyglądało naprawdę komicznie. Od przyglądania się Fredowi oderwał ją odgłos dochodzący z kanapy przy kominku. Harry przyglądał im się z ogromnym bananem na twarzy.
  – O, Harry! Nie zauważyłam cię – podeszła i opadła na fotel naprzeciwko przyjaciela.  – Gdzie Ron?
  – Jego również poniósł melanż – odpowiedział, tajemniczo się uśmiechając.
  – Mój braciszek i impreza?!
  – Uwierz Fred, byłem tak samo zdziwiony jak ty.
  – No proszę, proszę do czego to doszło. Jak te dzieci szybko dorastają…
Cała trójka roześmiała się.
  – Dobra misiaczki wy moje, ja spadam do siebie. Miłego wieczoru wam życzę!
Ruszył w stronę schodów prowadzących do dormitorium. Znajdował się już prawie na pierwszym stopniu, gdy Hermiona zawołała za nim.
  –Fred, twoja bluza!
  – Oddasz mi przy okazji! – odkrzyknął i ruszył na górę.
Hermiona opadła ponownie na fotel i narzuciła na siebie bluzę. Pachniała Fredem i była taka miękka…
  – No więc?
Harry przyglądał jej się, nadal szeroko się uśmiechając.
  – Co więc? – odpowiedziała, nadal nie rozumiejąc o co mu chodzi.
  – Ty i Fred. Od dawna wiedziałem, że coś się między wami święci!
Hermiona przybrała barwy dojrzałego pomidora. Harry naprawdę pasował do Ginny. W jego głosie  było słychać taka samą ekscytację, jak w głosie Weasleyówny, gdy wypytywała ją o wszystkie szczegóły spotkań z Wiktorem.
  – Harry! No co ty… Ja… Fred…My… To tylko koleżeństwo!
  – Jaaaaaaaaaaaaaaaaaasne, właśnie widzę to wasze koleżeństwo. Fakt, że właśnie wąchasz jego bluzę i gładzisz nią swój policzek jest jedną z oznak koleżeństwa?
Granger nawet nie zorientowała się kiedy zaczęła przytulać się do bluzy chłopaka. Po słowach Hary’ego szybko odrzuciła ją od siebie.
  – Ja…
  – Kogo próbujesz okłamać Hermiono, mnie czy samą siebie?
Westchnęła. Co się z tobą dzieje Granger, co się z tobą dzieje? Harry usiadł koło niej i przytulił ją do siebie.
  – Chcesz o tym pogadać?
Nie było sensu dłużej tego w sobie tłamsić. Musiała się komuś wygadać zanim zwariuje.
  – Taak, taak chyba będzie najlepiej, może ty będziesz umiał mi pomóc...
harry potter emma watson daniel radcliffe hermione granger 13

***

Za bardzo Was rozpieszczam tymi cotygodniowymi rozdziałami! Pora przedłużyć Wam czas oczekiwania do dwóch tygodni :P Rozdział trochę zaczyna pchać mi akcji do przodu, więc powli zaczynam mieć większe pole do popisu, także przygotujcie się, bo zaczynam się ROZKRĘCAĆ :D Tym razem czekam na 10 komentarzy i  tak jak napisałam, rozdział pojawi się w przeciągu dwóch tygodni, także zaglądajcie, bo kto wie kiedy dopadnie mnie wena ;)
Pozdrawiam i ściskam,
Marta Weasley!


sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 4: Urażona duma

    Chłopak gwałtownie zaczerpnął powietrza i podniósł się do pozycji półleżącej. Jego twarz znajdowała się kilka milimetrów od twarzy Hermiony, a ich dłonie nadal były splecione. Otworzył oczy i widząc przed sobą dziewczynę wydawał się bardzo zdziwiony. Przymrużył oczy, lekko się od niej odsuwając, a potem ponownie przysuwając, jakby nie był pewny czy jest ona prawdziwa czy tylko mu się śni. W końcu uniósł wolną dłoń i palcem wskazującym dotknął jej czoła. Dziewczyna była tak zdziwiona jego zachowaniem, że zamarła w bezruchu przyglądając się jego poczynaniom. Fred rozmasował sobie kark i dalej się jej przyglądając, powiedział:
  – Niee, to niemożliwe. Nie jestem aż tak nawalony, żeby fantazjować o Hermionie Granger!
Gryfonka poczuła jak w jej serce wbija się milion małych szpileczek. Owszem, nie należała do najpiękniejszych dziewczyn, które swoim wyglądem powalają na kolana, a samo przebywanie w ich obecności jest ogromnym zaszczytem, ale nie była też brzydka do tego stopni, żeby mężczyźni mogli fantazjować o niej tylko po pijaku. Słowa Freda głęboko ugodziły w jej godność. Wyrwała swoją dłoń z jego i z sztucznym uśmiechem na twarzy, powiedziała:
  – Spokojnie Fredzie Weasley'u, nie jesteś aż tak pijany. Jestem prawdziwą Hermioną, a ty nie jesteś aż tak zdesperowany żeby o mnie fantazjować. Zresztą tylko to ci pozostaje, bo nigdy, ale to NIGDY nie pozwoliłabym ci się dotknąć, nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na świecie!
Obróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Jak zwykle z dumą, zachowując honor – jak na nią przystało. Fredowi zajęło chwilę zrozumienie tego co przed chwilą zrobił. Alkohol zaćmił mu umysł, jednak w końcu do niego dotarło jak bardzo uraził dziewczynę. Szybkim ruchem podniósł się z kanapy, jednak nogi odmówiły mu posłuszeństwa i runął jak długi na podłogę, zdzierając sobie przy tym brodę o kant stołu i uderzając głową o jego nóżkę. Hermiona słysząc hałas dochodzący z pomieszczenia postanowiła zawrócić i podejrzeć co się dzieję - w końcu nie chciała mieć tego idioty na sumieniu. Zeszła kilka stopni, po czym dyskretnie zajrzała do środka. Jej oczom ukazał się widok nieprzytomnego Freda leżącego na podłodze ze strużkami krwi spływającymi po jego twarzy. Przerażona rzuciła się w jego stronę, zapominając o wszystkich żalach. Był za ciężki by była w stanie przenieść go do Skrzydła Szpitalnego, więc pognała tam najszybciej jak potrafiła by sprowadzić pomoc. Co prawda mogłaby sama uleczyć ranę, ale bała się że Fred może mieć wstrząśnienie mózgu czy coś w tym stylu, a nie chciała być winna uszkodzenie resztek myślącej części jego ciała. Kobieta przyszła do Pokoju Wspólnego z magicznymi noszami i zabrała rannego chłopaka. Spytała się Gryfonki czy chcę iść z nimi do Skrzydła, ale ona odmówiła.
     Wróciła do dormitorium. Otworzyła drzwi szafy, na których wisiało duże lustro. Kasztanowe loki otulały jej twarz, nadając jej łagodności. Brązowe, bystre oczy i delikatny dziewczęcy uśmiech dodawał jej uroku. Nigdy nie czuła się brzydka, dlatego słowa Freda tym bardziej ją zabolały. Przeniosła wzrok ze swojej twarzy na ubrania.  Czerwone jeansy i kremowy, trochę rozciągnięty sweter nie miały żadnego wyrazu. Nie podkreślały jej atutów, ani nie wyróżniały z tłumu. Chyba Ginny miała rację, mówiąc jej że problemem nie jest to, że jest zbyt inteligentna, a to że zbyt małą wagę przywiązuję do swojego wyglądu. Jak to dokładnie określiła Ruda – ,,Facet lubi mieć przy sobie kobietę, którą może się pochwalić, a ty najchętniej poszłabyś na spotkanie z jego rodzicami w tym starym swetrze”. Tak, stanowczo miała rację. Powinna wybrać się na zakupy w te wakacje. Nie chciała się całkowicie zmieniać, ale kilka bardziej kobiecych ciuszków chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Mama zapewne bardzo się ucieszy, że córka w końcu da jej się wyciągnąć na zakupy, pierwszy raz od wielu lat. Jednak jutro czekało ją kolejne spotkanie z Krumem, a ona nie miała nic ciekawego na tę okazję. Tym razem koszula taty nie wchodziła już w grę. Chciała jutro wyglądać wyjątkowo ładnie, by utrzeć Fredowi nosa. Jednocześnie dzisiejsza sytuacja utwierdziła ją w swoich postanowieniach. Miała zamiar zaprzestać swojego śledztwa i stłumić w sobie te wszystkie dziwne reakcje, które miotają nią gdy tylko zobaczy Freda. Nie miała zamiaru dłużej zaprzątać sobie głowy takim kimś jak on…

 ***


  – Stój! – krzyknęła za oddalającym się chłopakiem. – Chyba jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy!
Poczuła, że jej usta się poruszają, ale nie słyszała słów które z nich wyszły. Chyba wykrzyczała jego imię, bo w końcu zareagował. Obrócił się i podszedł do niej. Wiatr rozwiewał mu włosy, a on nawet nie próbował ich ujarzmić. Stał tam wpatrując się w nią wyczekująco.
  – Słucham? Masz mi do powiedzenia coś jeszcze oprócz tego, że lada dzień zwijasz manatki i znikasz z Potter’em? Moja kobieta chcę zbawiać świat kosztem swojego życia, a ja mam się na to dobrowolnie zgodzić i jeszcze cieszyć się z tego, że w ogóle raczyła mnie o tym poinformować? Okej, skoro tego chcesz to proszę bardzo! Dzięki ci o łaskawa Hermiono, że tydzień przed swoją ‘’wycieczką” postanowiłaś mi o niej powiedzieć! Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę…
Był naprawdę wściekły. W jego oczach Hermiona nigdy wcześniej nie widziała takiego smutku i takiej złości jednocześnie. Chciała się do niego przytulić, pocałować go… Chciała, żeby powiedział jej po prostu, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziała że nie może tego od niego wymagać. Miał prawo być na nią zły. Miał prawo jej nienawidzić. Spuściła głowę, czując jak serce w jej piersi nerwowo się rzuca, niczym dzikie zwierzę zamknięte w za ciasnej klatce.  Kilka łez spłynęło po jej twarzy.
  – Masz rację. To wszystko nie ma sensu. Powinieneś związać się z kimś kto będzie mógł z tobą być. Zrozumiem jeśli znajdziesz sobie jakąś inną kobietę, która wybierze ciebie, a nie zbawianie świata, bo ja tak nie potrafię Freddie. Wybacz mi. Możesz odejść, naprawdę…
Wierzchem dłoni starła łzy z policzków, starając się na niego nie patrzeć. Nie chciała widzieć jak odchodzi. Wiedziała, że musi mu na to pozwolić, ale wiedziała też, że to złamie jej serce. Gdy w końcu znalazła siłę by spojrzeć w jego stronę, zobaczyła że nadal stoi na swoim miejscu. Nie ruszył się nawet na krok. Ich spojrzenia zderzyły się, a on lekko się uśmiechnął. Objął ją ramieniem i pocałował czule w czoło, pozwalając by szlochając, wtuliła się w jego tors.
  – Nawet gdybym chciał to nie potrafiłbym od ciebie odejść. Za bardzo cię kocham Hermiono Wea…

Obudziła się. Słońce wlewało się do dormitorium, a z Pokoju Wspólnego dochodziły już odgłosy rozmów. Hermiona przetarła oczy i przeciągnęła się, ziewając. Kolejna noc i kolejny pokręcony sen. Znowu ta sama sytuacja – pamiętała cały sen, poza twarzą i imieniem chłopaka o którym śniła. To zaczynało być dla Gryfonki już lekko irytujące. Za każdym razem, gdy się budziła była pewna, że tym razem zapamiętała kim był tajemniczy nieznajomy, a okazywało się, że w jej głowie zieję jedna, wielka dziura. Niechętnie wyczołgała się z łóżka i rozejrzała po pomieszczeniu. Jej współlokatorki już nie spały. Parviat odprawiała swój poranny rytuał, a Lavender jak zwykle okupowała łazienkę. No właśnie jeśli już o łazience mowa, to Hermiona omal nie zapomniała co za cel postawiła sobie na dzisiaj. Wzięła z fotela pierwszą lepszą bluzę i naciągnęła ją na piżamę, by ukryć  hasające po niej wesoło, kucyki Pony. Szybkim krokiem pokonała korytarz i znalazła się przed dormitorium znajdującym się na jego końcu. Cicho zapukała, a w drzwiach od razu pojawiła się roześmiana Ginny.
  – Hermiona!  Wchodź  – odsunęła się by wpuścić dziewczynę do środka. – Coś się stało?
Starsza z Gryfonek usiadła na łóżku, bawiąc się frędzelkami leżącego na nim koca.
  – Noooo tak właściwie to mam do ciebie sprawę...
Ruda przyglądała jej się pytająco, zachęcając do kontynuowania.
  – Dzisiaj spotykam się z Wiktorem...
  – O mamciu, masz randkę z Wiktorem Krumem? Z tym WIKTOREM KRUMEM? – Ruda aż krzyknęła z podekscytowania.
  – Spokojnie Ginny, tak właściwie to nie randka tylko przyjacielskie spotkanie, ale chciałabym wyglądać ładnie, a moja szafa świeci pustkami.
Ginny rozpromieniła się słysząc słowa Granger. Podskoczyła z radością klaszcząc w dłonie.
  – O Hermiono, nawet nie wiesz jak długo na to czekałam! W końcu nadeszła ta wiekopomna chwila!
Podbiegła do szafy i zaczęła lustrować jej zawartość. Mamrotała coś pod nosem, ale Hermiona nie rozumiała co. W końcu jednak stanęła przed nią z naręczem ubrań.
   – Do łazienki marsz, panno Granger!
Hermiona posłusznie wykonała polecenie. Weszła do pomieszczenia i przymierzała po kolei wszystko co Ginny jej dawała. Miała wrażenie, że wszystko co dostawała od najmłodszej z Weasleyów było zbyt kuse i zbyt obcisłe, ale cóż – taka moda. Hermiona wyszła z pomieszczenia w przedostatnim zestawie i szczęka Ginny dosłownie znalazła się na podłodze.
  – Tak! – wykrzyknęła z ekscytacją w głosie. – Wyglądasz w tym perfekcyjnie! Wiktor, a zresztą co ja gadam! Cała męska część Hogwartu będzie piszczeć z wrażenie. Właściwie to nie! Niee, facetom nie wypada piszczeć, więc cała męska część Hogwartu będzie się ślinić na twój widok!
Gadała jak najęta, wpędzając Granger w coraz większe zawstydzenie.  Rzadko ktoś prawił jej komplementy. Zarumieniła się lekko, ale musiał zgodzić się z Ginny. Sama nie wiedziała, że jej ciało ma tak wiele atutów. Zawsze uważała, że nie ma co podkreślać, a wystarczyło kilka bardziej kobiecych ubrań, by jej figura zyskała. Ginerwa wepchnęła ją ponownie do łazienki i zajęła się tym razem jej włosami. Uczesała je w roztrzepanego koka, a kilka pasm zostawiła luźno zwisające. Makijaż opierał się tylko na błyszczyku i umalowanych rzęsach, ale i tak robił piorunujące wrażenie w połączeniu ze strojem Gryfonki.  Ginny była tak podekscytowana, że od razu zaciągnęła Hermiona na dół do Wielkiej Sali. Przy wejściu jednak natknęli się na Freda, który szybko do nich podbiegł.
  –Hermiona! Poczekaj, możemy porozmawiać? Chciałbym cię przeprosić za wczoraj i podziękować ci…Ja… bardzo mi…
Gryfonka udała, że go nie  widzi. Ominęła go z uśmiechem na twarzy i podeszła wprost do stojącego w drzwiach Wiktora, by przywitać się z nim. Wiedząc, że Fred ją obserwuje, przytuliła chłopaka. Krum oczywiście zareagował równie entuzjastycznie i od razu odwzajemnił uścisk. Weszli do Sali, nie zważając na idącego kawałek przed nimi, czerwonego ze złości Weasley'a.
Jako, że był weekend, większość uczniów wyspana i zadowolona z chwili wytchnienia, siedziała i pałaszowała przygotowane przez Skrzaty smakołyki. Niektórzy mieli nadal na sobie piżamy, inni byli poowijani kocami, a jeszcze inni (jak np. Lavender)  byli dopracowani pod każdym względem.  Hermiona zazwyczaj w takie poranki należała do części piżamolubnych. Na początku nikt nie zwrócił uwagi na jej przemianę, ale z każdym kolejnym krokiem wśród rzędów stołów rozlegały się coraz głośniejsze szepty. Czarne rajstopy jeszcze bardziej wysmukliły jej nogi. Przylegająca do ciała sukienka w kolorze wina, podkreślała pięknie zarysowaną talię dziewczyny, a szary kardigan optycznie ją wydłużał. Jednym słowem, prezentowała się olśniewająco, więc nic dziwnego, ze skupiła na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Usiadła naprzeciwko swoich przyjaciół, a obok niej Ginny z bananem na twarzy, dumna ze swojego ‘’dzieła”. Wszyscy zamilkli wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Pierwszy z osłupienia wyrwał się Harry.
  – Hermiono, bardzo ładnie dziś wyglądasz.
Uśmiechnęła się do niego w geście podziękowania. Wiedziała, że osiągnęła swój cel. Mina Freda mówiła sama za siebie. 1:0 dla Hermiony.

***

    Hermiona na ostatnim spotkaniu obiecała Wiktorowi, że pokażę mu jakieś ciekawe miejsca w Hogwarcie. Niby nic nadzwyczajnego, ale dla Granger w szkole nie było poza biblioteką żadnych innych ciekawych miejsc. Nerwowo rozmyślała, gdzie mogłaby zabrać Kruma, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Gdyby nie to, że pogoda się popsuła, mogłaby zabrać go do ogrodu za szklarniami. O tej porze roku wszystko tam się zieleni i pięknie kwitnie. Niestety pogoda była przeciwko niej i od samego rana padał deszcz.
  –  Coś się stało Hermiono?
Harry przyglądał jej się uważnie z braterską troską w oczach. Zawsze chciała mieć rodzeństwo, a dokładniej – starszego brata. Będąc małą dziewczynką często wyobrażała sobie jak brat broni ją przed wszystkimi złośliwymi dzieciakami i natrętnymi chłopcami, a potem wyobrażała sobie siebie w nastoletniej wersji i kolegów swojego brata, precyzując – przystojnych kolegów swojego brata, którzy uwielbiali by ją i jej towarzystwo (no i oczywiście potajemnie się w niej podkochiwali). Stanowczo za wiele bajek Disneya naoglądała się w dzieciństwie nasza Granger. Starszego brata jak nie było tak i nie ma, ale nie ma też natrętnych chłopców, więc właściwie biedaczek nawet gdyby był to i tak nie miałby nic do roboty. Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciela. Dobrze że przynajmniej dane jej było mieć takiego ‘’brata’’.
  – Nie, nic się nie dzieje, mam tylko taki mały dylemat. Właściwie to może ty będziesz w stanie pomóc mi go rozwiązać – Harry skinął głową na znak by kontynuowała. – Obiecałam Wiktorowi, że pokaże mu jakieś ciekawe miejsca w naszej szkole, jednak żadne miejsce poza biblioteką nie przychodzi mi na myśl.
Harry roześmiał się co lekko zdziwiło Hermione. Poczuła jak na jej policzki wpływa rumieniec.
  – Nie sądzę by Krum podzielał twoje zdanie i uznawał bibliotekę za ciekawą. W sumie mi też nie przychodzi na myśl, żadne inne miejsce poza Pokojem Życzeń.
  – Też o tym myślałam, ale Pokój Życzeń jest zajęty prawie cały czas, więc to raczej mało prawdopodobne by udało nam się do niego wejść – westchnęła.
  – Ja tak właściwie to też nie znam dobrze Hogwartu, mimo że jest dla mnie jak drugi dom to nie zgłębiłem jeszcze zbyt wielu jego sekretów, ale wiem kto byłby nam w stanie pomóc!
Obrócił się, przewieszając przez oparcie fotela i krzyknął w stronę jednego z bardziej odizolowanych kątów pokoju, zanim Hermiona zdążyła go powstrzymać. Harry miał to do siebie, że zawsze gdy chciał być pomocny to tylko pogarszał sprawę. Tak było i tym razem. Już po chwili przy ich fotelach pojawiły się dwie, roześmiane, rude postacie.
  – Harry, kochaneczku – zaczął George naśladując głos swojej matki.
  – Coś blado wyglądasz, zmizerniałeś ostatnio. Zaraz damy ci coś do jedzenia! – wtórował mu Fred, rzucając w niego kilkoma cukierkami.
Harry nie mógł powstrzymać wpełzającego na jego twarz uśmiechu, więc roześmiał się gromko dołączając do śmiejących się ze swojego żartu bliźniaków, ale Hermiona nadal zachowała kamienną twarz. Czuła wręcz jak mrowią ją mięśnie twarzy, jak w jej gardle ledwo zatrzymuje się tłumiony chichot, jednak nie mogła przegrać walki z samą sobą – jest przecież Hermioną  Granger, a Hermiona nigdy nie przegrywa.
  – Słuchajcie panowie, mam do was sprawę. A właściwie to nie  ja tylko Hermiona – bliźniacy odruchowo przenieśli wzrok na skuloną w fotelu Gryfonkę, która do tej pory starała zlać się z tapicerką siedziska. George uśmiechnął się do niej promiennie, jednak na twarzy Freda widać było zmieszanie. Na ten widok Hermiona poczuła się dziwnie przybita, nie chciała by czuł się niekomfortowo w jej obecności, przecież… Skarciła się w myślach i szybko zapanowała nad swoimi uczuciami, zamieniając poczucie winy na satysfakcję. Uśmiechnęła się do George’a.
  – Tak, potrzebuje się poradzić. Bo widzisz George – specjalnie zaakcentowała imię chłopaka – mam dzisiaj randkę z Wiktorem i obiecałam pokazać mu jakieś ciekawe miejsca w Hogwarcie, ale problem w tym, że ja żadnych takich miejsc nie znam, za to ty znasz tę szkołę lepiej niż własną kieszeń, dlatego miałam nadzieję, że może będziesz w stanie mi pomóc?
Poprawiła się w fotelu tak by znaleźć się bliżej chłopaka. Nie wiedziała właściwie dlaczego to robi, ale chciała żeby Fred poczuł się tak jak ona wczoraj – gorszy. Przyglądał jej się przez chwilę zdziwiony, aż w końcu wydusił z siebie:
    – Masz randkę z Wiktorem, TYM Wiktorem? Z KRUMEM? 
  – Tak, z TYM WIKTOREM. Coś w tym dziwnego? Przecież wiedziałeś, że się z nim spotykałam, bo jakbyś nie pamiętał to niedawno przerwałeś jedną z naszych randek swoją drzemką pod gołym niebem, a potem przerwałeś nam kolejną randkę swoim mizianiem się z Ageliną…
2:0 dla Hermiony. Na jej twarzy malował się teraz już naprawdę wyraźny wyraz triumfu. Fred spuścił głowę by ukryć rumieńce. Co go obchodziło życie uczuciowe Hermiony i dlaczego do cholery słysząc o jej randkach z Krumem poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicach klatki piersiowej, który w jego przypadku oznaczał tylko jedno, a mianowicie zazdrość. Okej, Hermiona wyglądała dzisiaj naprawdę ładnie, ale przecież zawsze uważał ją za ładną dziewczynę, dlatego kilka nowych fatałaszków nic nie zmieniało, a jednak…
George nie rozumiejąc zachowania tych dwojga postanowił interweniować.
  – Dobrze, dobrze moi drodzy, rozluźniamy atmosferę. Wdech, wydech i jak to mówi profesor Flitwick, rozluźniamy przepony – uśmiechnął się porozumiewawczo do Harry’ego, który było widać, że również zdziwiony był zaistniała sytuacją. – Jeśli chodzi o twoje pytanie Hermiono to myślę, że nie ma co szukać na siłę jakiś miejsc, najlepiej będzie jeśli zabierzesz go do Sali Grawitacji! Można mieć tam niezły ubaw, tym bardziej jeśli ktoś lubi latać na miotle tak jak Krum.
  – Sala Grawitacji? – spojrzała na niego zdziwiona. Nigdy wcześniej nie słyszała o takim miejscu.
  – Nic dziwnego, bo właściwie to wie o niej tylko kilka osób. – Wziął od Harry’ego mapę i wskazał Gryfonce miejsce w którym owo pomieszczenie się znajduje. – Nazwa to tak naprawdę zmyłka, bo ta sala jest pozbawiona grawitacji. Wchodzisz tam i hopsa, latasz. To cos w stylu tych kabin w których przygotowują się kosmonauci.
  – Łał, w życiu nie pomyślałabym, że mamy tu coś takiego. Dzięki George! – zarzuciła chłopakowi ręce na szyję, wychylając się nad oparcie fotela. Na jego twarzy namalowało się zdziwienie, ale odwzajemnił uścisk.
  – Zawsze do usług młoda damo.
Panowie uśmiechnęli się do Harry’ego i już mieli wrócić do swoich zajęć, gdy Fred obrócił się na pięcie i spoglądając wprost w oczy Hermiony, powiedział:
  – A później zabierz go do Wieży Astronomicznej. Przy takiej pogodzie jest tam naprawdę pięknie.
 – Czyli rozumiem, że zawsze gdy pada to tam zaszywasz się ze swoimi panienkami? – odpowiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Fred spojrzał na nią i uśmiechnął się, tak rozbrajająco jak tylko on potrafił.
  – Nie, nie zabrałem tam jeszcze żadnej dziewczyny, ale jeśli na którejś będzie mi naprawdę zależeć, to myślę że właśnie tam chciałbym spędzić z nią czas.
Obrócił się i odszedł za bratem. Hermiona wcisnęła się głębiej w fotel, starając się ukryć przed przeszywającym wzrokiem Harry’ego. Czasami zastanawiała się czy aby to nie Dumbledore jest jego ojcem, bo ich spojrzenie były tak samo ciężkie do przetrzymania.
  – Nie patrz tak na mnie Harry! – wyszeptała. – Nie chcę teraz o tym rozmawiać…

Skinął głową i przeniósł spojrzenie w to samo miejsce co Hermiona, na płonący wesoło w kominku ogień. Czuła się źle z tym jaka ostatnio się stała i z tym, że sama siebie nie rozumie…
emma watson funny gif hermione granger harry potter gif hitme


***

Rajuśku, tak bardzo Was przepraszam. Zawiodłam na całej linii. Po pierwsze rozdział miał być wczoraj, a jest dopiero dzisiaj. Po drugie miał być krótki, a treściwi, a wyszedł długi i bezsensowny. Po trzecie to wiem, że to czwarty rozdział, a tu nadal smuty i zero Fremione. Tak wiem, że znienawidzicie mnie za to, ale pisanie rozdziału z gorączką czasami psuje koncepcje. Mam nadzieje, że wybaczycie mi to. Obiecuję, że w następnym już dam coś ciekaszego, więcej akcji i w ogóle :c
Wybaczcie,w zamian czekam na 8 komentarzy, a nie 10, bo tym razem na tyle nie zasłużyłam :/
Rozdział postaram się dodać jak najszybciej, czyli w przeciągu tygodnie ;)
Pozdrawiam Was i ściskam Misiaki Wy moje
Marta Weasley



środa, 10 lutego 2016

Rozdział 3: Plan zemsty

 Jak widzicie na bloga wjechał nowy, cudowny szablon od Oreuis z Bajkowych Szablonów, za którego dziękuję z całego serduszka <3
I tak w ogóle to właśnie zauważyłam, że na blogu wybiło równiutkie 1000 wejść *,* jestem pod wrażeniem, bo to dopiero 3 rozdział, a już tak wiele osób tutaj zajrzało :D jesteście najlepsi, dziękuję!

 ***


    Pierwsze promienie słońca wkradły się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Pomieszczenie wypełniła złoto-czerwona poświata, charakterystyczna dla Domu Lwa. Ogień w kominku już dawno wygasł, więc było tu teraz dość chłodno. Hermiona przykryła się kocem po same uszy, tak że widoczne było tylko jej czoło i burza kasztanowych włosów. Odgłosy dochodzące z budzących się do życia dormitoriów widocznie w ogóle jej nie przeszkadzały. Ze snu wyrwały ją dopiero czyjeś ręce na jej ramionach. Otworzyła oczy, leniwie się przeciągając. Czuła, że nogi i plecy miała ścierpnięte, więc wyciągnęła stopy przed siebie i oparła je na stoliku.
   – Czeeeeść Harry – powiedziała, starając się stłumić ziewnięcie.
   – Skąd wiedziałaś, że to ja? – w głosie chłopaka słychać było wyraźne zdziwienie.
   – Twoje perfumy - wyjaśniła. – Są bardzo charakterystyczne, więc od razu poznałam, że to ty. Cynamon, mięta i chyba, jeśli dobrze pamiętam to elfi pył.
Harry wyszedł za fotela i usiadł naprzeciwko niej z uniesionymi do góry rękoma.
   – Masz mnie. Zostałem rozszyfrowany. Poddaje się.
Uśmiechnęli się do siebie. Gryfonka oparła głowę o fotel i na chwilę jeszcze przymknęła powieki. Harry poszedł w jej ślady, jednak po chwili przypomniał sobie dlaczego właściwie ją obudził.
   – Hermiono?
   – Hmm? - wymruczała dziewczyna, nadal nie podnosząc głowy z oparcia fotela.
   – Właściwie to obudziłem cię dlatego że pomyślałem, że chciałabyś się pewnie przebrać zanim reszta Gryfonów się tutaj zwali.
   – Przebrać? – mózg Granger nadal działał na zwolnionych obrotach.
   – Nooo tak, nie to żebym coś miał do twoich różowych piżam w kucyki Pony, ale...
Nie zdążył dokończyć, bo Hermiona już krzyknęła z przerażeniem i usiłowała wyplątać się z ciasno otulających ją macek koca. Gdy w końcu jej się to udało, ruszyła biegiem w stronę schodów prowadzących do dormitoriów, jednak w połowie drogi zderzyła się z... No oczywiście z kim innym niż bliźniacy mogłaby się zderzyć? Ogromny rumieniec wpełzł na jej policzki, gdy zobaczyła roześmiane miny Rudzielców, lustrujących jej strój.
   – Ooh Hermiono, cóż za cudowne wdzianko! Wyglądasz jak cukiereczek!
   – Jak landryneczka! – wtórował bratu Fred.
Hermiona rzuciła im gniewne spojrzenie i nie zwracając już uwagi na ich zaczepki, zwinnie ich ominęła i pognała do pokoju.
Słowa Zgredka cały czas nie dawały jej spokoju. Nie była pewna co się z nią dzieje, ale przeczuwała, że może mieć on rację. Pani sama poświęciła swoje wspomnienia. Jak sama mogła chcieć poświęcić swoje wspomnienia? Przecież całe życie człowieka tworzą właśnie one. Wszystkie dziwne rzeczy zaczęły się dziać od momentu "zderzenia" z wynalazkiem bliźniaków, więc na początku była całkowicie przekonana, że to ich sprawka. Teraz, gdy już kilka razy przeanalizowała słowa skrzata, nie była tego taka pewna. Cały czas zastanawiała się co powinna zrobić. Z jednej strony czuła, że coś jest z nią nie tak, ale z drugiej strony nie miała pojęcia co. Jak więc poznać prawdę? Gryfonka z głośnym westchnieniem rzuciła się na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę.

***


    Drzwi cicho zaskrzypiały, zamykając się za wchodząca dziewczyną. Hermione od razu uderzył tak znajomy i przyjemny zapach. W jej uszach rozbrzmiewał odgłos przewracanych stron, uspokajając i odprężając jej ciało. Przesunęła dłonią po grzbietach stojących na półkach książek. Palce aż ją świerzbiły, żeby ściągnąć którąś z półki i zagłębić się w lekturze, jednak nie po to tu dziś przyszła. Swoje kroki skierowała wprost do działu ksiąg zakazanych. Odnalazła kilka interesujących ją tytułów i zaszyła się przy najbardziej oddalonym stoliku. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach nadal nic nie miała. Mimo że, dokładnie przewertowała każdą księgę, niczego co mogłoby okazać się pomocne, nie znalazła. Pozostała jej już tylko jedna opcja. Nie chciała męczyć Zgredka, ale w tej chwili tylko on był w stanie jej pomóc.
Udała się do kuchni. Chciała od niego pomocy, więc uznała, że pójście do skrzata osobiście będzie lepszą opcją niż wzywanie go. Gdy tylko otworzyła małe drzwiczki prowadzące do kuchni, zaatakowały ją chmury pary unoszącej się nad ogromnymi garnkami. Ograniczona widoczność utrudniała odnalezienie Zgredka wśród kręcących się po pomieszczeniu postaci, jednak ostatecznie udało jej się go wypatrzeć. Stojąc przy zlewie w rogu pomieszczenia, czyścił jakiś garnek. Podeszła do niego.
   – Cześć Zgredku.
Skrzat podskoczył lekko i szybko obrócił się w stronę dziewczyny.
   – Przestraszyła pani Zgredka. Zgredek wiedział, że zrobił głupotę i że nie da pani za wygraną, ale nie spodziewał się pani tutaj tak szybko.
Hermiona zmarszczyła lekko brwi. Nie wiedziała czy jego słowa powinna przyjąć jako obrażające ją czy raczej nie zwracać na nie uwagi. Wybrała drugą opcję.
   – Zgredku, prosiłam żebyś mówił do mnie po imieniu. Jestem Hermiona, żadna ze mnie pani – Zgredek skinął głową. – Dzieje się ze mną coś dziwnego, a ty wiesz co, więc to chyba normalne, że chce się dowiedzieć prawdy?
   – Zgredek nic więcej nie wie, Zgredek nic nie wie - zaczął nerwowo powtarzać skrzat. Rzucił się w stronę leżącego nieopodal tłuczka do  mięsa, jednak dziewczyna w porę go złapała.
   – Spokojnie Zgredku, nie denerwuj się proszę. Skoro nie możesz mi nic konkretnego powiedzieć to odpowiedz tylko na jedno moje pytanie i dam ci spokój, dobrze?
Niepewnie skinął głową, ale jego ciało jakby się rozluźniło. Hermiona wypuściła go ze swojego uścisku.
   – Czy bliźniacy... Czy Fred ma z tym coś wspólnego?
Zgredek nerwowo zaczął miętosić bluzkę. Spojrzał na Gryfonkę i skinął twierdząco głową. To dziewczynie stanowczo wystarczyło. Podziękowała skrzatowi i wybiegła z kuchni. Wiedziała, ze bliźniacy z własnej woli nie przyznają jej się do tego co zrobili, więc musiała zaczekać aż nadarzy się odpowiednia okazja. Jak się okazało – nie musiała zbyt długo czekać.
Wielka Sala jak zwykle była przepełniona. Gwar rozmów rozchodził się po całym parterze, a właściwie to słychać go było nawet na wyższych piętrach. Hermiona szybko omiotła sale wzrokiem w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Czterech rudych czupryn przy Gryfońskim stole nie można było nie zauważyć. Skierowała swoje kroki w ich kierunku. Jej przyjaciele byli tak zajęci rozmową, że nawet nie zwrócili uwagi na to, że się przysiadła.
   – Cedrik pomagał wam przy wynalazkach? - zdziwiła się Ginny.
   – Tak. I był w tym cholernie dobry.
   – Czyli dobrze zrozumiałem, że macie masę prototypów wynalazków i nikogo kto byłby w stanie je sprawdzić pod względem technicznym? – wtrącił się Harry. Bliźniacy przytaknęli tylko ze smutnymi minami.
   – Może ja mogłabym wam pomóc...
Wszyscy zwrócili twarz ku Hermionie. Ron otworzył usta tak szeroko, że kawałek ciasta, które właśnie pochłaniał, wypadł mu z nich. Ginny i Harry mieli wyrazy twarzy w stylu "kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger?", a bliźniacy... bliźniacy właśnie rzucili się na dziewczynę. Podrzucili ją kilka razy, nie zważając na protesty z jej strony, po czym uściskali ją mocno.
   – Hermiono, naprawdę mogłabyś to dla nas zrobić?
Granger kiwnęła potakująco głową, a Weasley'owie ponownie wzięli ją w swoje ramiona. Gdy w końcu udało jej się wydostać ze strefy bliźniaczych uścisków, sięgnęła po tost i usiadła na swoim miejscu.
   – Jest jednak jedno małe ale...
Miny bliźniaków szybko zrzedły. Również usiedli na swoich miejscach.
   – Mów o co chodzi. Jesteśmy gotowi zapłacić każdą cenę bylebyś nam pomogła. Jeśli nie ty to pozostanie nam tylko profesor Tłusta Główka, a nie sądzę by był on skoro do współpracy z nami.
Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła. Głos Freda działał na nią kojąco, tak samo jak jego uśmiech, zapach perfum... Na gacie Merlina, Hermiono! O czym ty myślisz kobieto, przecież on ci się nawet nie podoba! - skarciła się w myślach.
   – Nie chcę od was żadnych pieniędzy, spokojnie. To ale to fakt, że będę wam mogła pomóc dopiero w drugim miesiącu wakacji. Zostały ostatnie trzy tygodnie szkoły i chcę je poświęcić na wyciągnięcie jak najlepszych stopni, a potem muszę spędzić trochę czasu  z rodzicami, także rozumiecie.
Na twarzach Freda i Georga ponownie pojawiły się uśmiechy. Od razu zgodzili się na ten warunek. Hermiona uśmiechnęła się i przybiła z nimi piątkę. W duchu ucieszyła się, że będzie mogła wprowadzić swój plan w życie o wiele szybciej niż myślała.

***

   Ostatnie tygodnie szkoły gnały jak szalone i nim Hogwartczycy się zorientowali, od upragnionych wakacji dzielił ich zaledwie tydzień. Również tydzień dzielił ich od wyjazdu gości przybyłych na Turniej Trójmagiczny. Granger przez cały ten czas nie miała okazji spotkać się z Wiktorem, nad czym trochę ubolewała. Starając się zapomnieć o dręczących ją dziwnych snach i uczuciu jakieś rozbrajające wewnętrznej pustki, skupiła się na nauce. Teraz, gdy oceny były już wystawione, mogła w końcu trochę odetchnąć. Usiadła w swoim ulubionym miejscu, rozkoszując się ciepłym, czerwcowym powietrzem. Po chwili ktoś usiadł koło niej. Nie musiała się oglądać by wiedzieć kim jest przybysz. Już gdy wychodziła ze szkoły zauważyła, że podążał za nią.
  
– Witaj Hermionanina.
   – Cześć Wiktorze – obdarzyła go promiennym uśmiechem, który odwzajemnił.
   – Dawno ja cie nie widział. Ja się martwił, ze coć ci się stało, ale Harry powiedział mi, że ty się uczasz.
Hermiona zarumieniła się. Miło było wiedzieć, że Wiktor się o nią martwił. Nigdy żaden chłopak (no może poza Harrym, ale on jest dla niej jak brat) nie martwił się o nią. Poczuła przyjemne mrowienie w okolicy klatki piersiowej.
     – Taak, miałam ostatnio bardzo dużo zadań na głowię, ale teraz w końcu mogę odpocząć.
     – Jeśli ty by chciała to mogliby spędzić ten tydzień razem. Ja tu nie znać zbyt wielu osób, więc trocha się tu nudza.
Hermiona spojrzała na Kruma. Mimo ciężkich rys twarzy, wyglądał przyjaźnie, a jednocześnie wyniośle. Nic dziwnego, że co druga dziewczyna mdlała na jego widok. Hermiona powinna uznać za zaszczyt to, że to właśnie na nią zwrócił uwagę, ale sama nie była pewna swoich odczuć co do niego. Przede wszystkim, do głosu dochodził jej rozsądek, który mówił jej, że i tak ta znajomość nie ma przyszłości, bo chłopak lada dzień wraca do siebie, a z drugiej strony to przecież nie miała być kolacja zaręczynowa tylko kilka wspólnie spędzonych dni. Nic zobowiązującego.
   – Jasne, chętnie. W Hogwarcie jest jeszcze kilka ciekawych miejsc, których na pewno nie widziałeś – uśmiechnęła się przyjaźnie do chłopaka, a ten ujął jej dłoń w swoją. 
Granger nie zabrała ręki, jednak przez chwilę poczuła się tak jakby zdradzała kogoś, jakby nie miała prawa pozwalać się dotykać nikomu innemu niż...no właśnie, nikomu innemu niż kto? Westchnęła i odruchowo oparła głowę na ramieniu Kruma, a ten szybko korzystając z okazji objął ją ramieniem. Starała się rozluźnić, ale chyba nie najlepiej jej to wychodziło, ponieważ chłopak zaczął delikatnie gładzić jej ramie w uspokajającym geście. Nagle krzaki obok nich zaszeleściły i wyszedł z nich roześmiany Fred, obejmujący w pasie równie roześmianą Angelinę. Serce Hermiony przyspieszyło gwałtownie. Poczuła coś...jakby uczucie zazdrości? Fred spojrzał na siedzącą pod drzewem parę i ukłonił się nisko.
   – Pardon, nie wiedziałem że jest tutaj zajęte. –Angelina zachichotała. Hermiona miała wrażenie, że ta dwójka była lekko podchmielona. – Już znikamy. Nie przeszkadzajcie sobie. Tak w ogóle Hermionko to musimy sobie zamontować na tych krzakach karteczkę z napisem ,,Nie przeszkadzać", żebyś przypadkiem nie wpadła tutaj na nas, gdy no tego... – Angie dalej chichocząc zakryła mu usta i wyciągnęła na błonia.
Wiktor ponownie przeniósł swój wzrok na Hermione.
   – Ja mieć wrażenie, że ten ruda chłopak cię prześladuje. Ciągla na niego wpadamy.
   – Szczerze powiedziawszy Wiktorze, odnoszę takie samo wrażenie.
Oboje roześmiali się. Mimo że, atmosfera między nimi się rozluźniła i spędzili razem bardzo miłe popołudnie, to Hermiona nie mogła przestać myśleć o odczuciach jakie wywołał w niej widok Weasley'a z inną dziewczyną. Nie rozumiała tego. Fred jej się nie podobał. Nie pociągał jej ani fizycznie ani pod względem charakteru, więc nie powinna nic czuć będąc w pobliżu jego osoby. A jednak za każdym razem gdy go spotykała, czuła się jakby wybuchał w niej emocjonalny wulkan. Nawet teraz, gdy Wiktor trzymając ją za rękę i odprowadzał ją do Wieży Gryffindoru, nie mogła odsunąć od siebie poczucia przepełniającej jej zazdrości. Zatrzymali się przed portretem Grubej Damy. Hermiona stała przy ścianie, lekko się o nią opierając, a naprzeciwko niej stał Krum. Przyglądał się jej z uwielbieniem w oczach. Po raz pierwszy naprawdę zauważyła jak bardzo mu się podoba. Na jej policzki wypłynął jeszcze większy rumieniec.
   – Bardzo mila było, Hermionanina. Teraz nie pozostają mi nic inna jak życzyć ci dobranoc.
Powoli się do niej przysuwał, a Gryfonka coraz bardziej przylegała plecami do ściany. Jego dłonie znalazły się na jej talii, a ona splotła swoje ręce na jego karku. Nie wiedziała czy tego chcę, ale obiecała sobie, że zacznie zachowywać się jak normalna nastolatka, a tak właśnie zachowują się normalne nastolatki, prawda? Ich twarze dzieliło już tylko kilka centymetrów, gdy obraz Grubej Damy odsunął się i wypadłą spod niego ruda postać.
   – Cholera jasna! Ten rudy to ma wyczucia czasu lepsze niż moja matka! Ona też zawsze wparowuje do moja pokój w najmniej spodziewana momencie...
George wybuchnął niekontrolowanym śmiechem słysząc komentarz Kruma. Położył mu dłoń na ramieniu.
   – Mów mi mamo, synu – ponownie zarechotał, a Wiktor strącił jego rękę ze swojego ramienia. – A tak poza tym to ja przeszkadzam wam po raz pierwszy. Jeśli jakiś wyglądający tak samo jak ja człowiek wcześniej was niepokoił, to był zapewne mój zacny brat bliźniak Fred, który śpi teraz zalany na kanapie, o tam - wskazał ręką na pomieszczenie znajdujące się za obrazem. – Impreza przeniosła się do Pokoju Życzeń, bo tam alkohol nigdy się nie kończy, więc już was dłużej nie niepokoję moje gołąbeczki. Miłego wieczoru!
Zbiegł kilka schodów po czym jeszcze raz obrócił się w ich stronę.
   – I w razie czego to piszę się na ojca chrzestnego Hermionko!
Nim dziewczyna zdążyła mu odpowiedzieć, zniknął jej z pola widzenia. Cała romantyczna atmosfera prysnęła jak bańka mydlana. Pożegnali się tylko buziakiem w policzek i rozeszli każde w swoją stronę. Ku zdziwieniu samej Hermiony, ulżyło jej. Nie była pewna czy to dlatego, że nigdy wcześniej się nie całowała czy dlatego, że nie była pewna czy chcę się całować z Wiktorem – po prostu jej użyło.
W Pokoju Wspólnym panował straszny zaduch. Czuć było w powietrzu zapach Ognistej Whisky, a wszędzie walały się dowody po niedawnej libacji. Gryfonka otworzyła okno, a przyjemny wieczorny wietrzyk zaczął wypełniać pomieszczenie. Dorzuciła kilka drewienek do kominka. Coś za nią sapnęło. Obróciła się gwałtownie i ujrzała śpiącego na kanapie Freda. No tak, całkowicie zapomniała, że tutaj jest. Wzięła z fotela koc i zaczęła starannie otulać nim chłopaka. Właściwie to nie wiedziała dlaczego to robi, ale widok śpiącego Freda rozczulał ją. Niechcący dotknęła jego dłoni co przyprawiło jej serce o palpitację. Granger co Ty wyprawiasz! Przecież to tylko Fred! Przełknęła głośno ślinę i usiadła na fotelu stojącym naprzeciwko twarzy chłopaka.
   – Ehh Weasley, Weasley co ty ze mną robisz? – odruchowo wysunęła dłoń by odrzucić kosmyk włosów, który spadł mu na twarz, ale chłopak był szybszy. Pochwycił jej dłoń i splótł swoje palce z jej, po czym głośno chrapnął. Hermiona poczuła, że twarz ją piecze, a dłoń przyjemnie mrowi. Nie wiedziała co powinna zrobić. Fred pewnie myślał, że to Angelina przy nim siedzi, stąd pewnie ten gest. Delikatnie starała się wyplątać swoje palce z jego, ale chłopak na to nie pozwalał. Przyciągnął ich splecione dłonie do ust i musnął ustami nadgarstek Hermiony, po czym przytulił twarz do jej dłoni. Teraz Hermiona już naprawdę nie wiedziała co powinna zrobić. Weasley zaczął coś mruczeć pod nosem, więc dziewczyna nachyliła się niżej by go usłyszeć.
   – To...ale przecież...co...tak na mnie działa...kim ty jesteś...czemu cały czas mi się śnisz?
Chłopak gwałtownie zaczerpnął powietrza i podniósł się do pozycji półleżącej. Jego twarz znajdowała się kilka milimetrów od twarzy Hermiony, a ich dłonie nadal były splecione



***


Siemaneczko :D Szkoła zabija twórczość, mówię Wam to ja – osoba, która zawsze gdy mam ochotę coś napisać ma w cholerę nauki. Ale mniejsza z tym. Rozdział..hmmm no cóż, nie jestem z niego w pełni zadowolona, bo nie lubię upychać takiej ilości akcji w jednym rozdziale, ale musiałam to zrobić dla dobra pozostałych rozdziałów :P Kurde, zaczynam mówić jak Śmierciożercy – dla większego dobra blablabla.. :D Mam po prostu nadzieję, że Wam się spodoba. Jeszcze go nie przejrzałam pod względem gramatycznym, więc za wszystkie literówki z góry przepraszam ;)
Nie rozpisuję się już, teraz czekam aż Wy się rozpiszecie, bo to Wasze komentarze ładują mnie weną! Czekam na 10 komentarzy! A co, jak szaleć to szaleć :D postaram się dodać rozdział w przeciągu max. 2 tygodni ;)
Pozdrawiam Was misiaczki moje,
Marta Weasley

Edit: Ponieważ bardzo szybko pojawiają się komentarze to w nagrodę rozdział postaram się dodać w przeciągu tygodnia, a nie dwóch, czyli prawdopodobnie w przyszły piątek (oczywiście jeśli będzie 10 komentarzy) ;D