Hermiona była zła na siebie.
Okej, Fred bardzo ją uraził. Jego słowa trafiły w jej najczulszy punkt, ale to
nie był powód do tego, żeby się na nim wyżywać. Z drugiej strony jednak czuła
przepełniającą satysfakcję, że tak idealnie utarła mu nosa. Uważał, że każda
dziewczyna w Hogwarcie jest gotowa paść mu w ramiona i może sobie przebierać w
panienkach jak mu się tylko podoba. Nawet nie wiedział jak grubo się myli. Ona
nigdy by się tak nie upokorzyła i nie dołączyła by do jego piszczącego
fanklubu. Zresztą jak mogłaby się chcieć uganiać za Fredem Weasley'em!
Inteligencji nie ma za grosz, kultury tym bardziej, a ten jego wieczny uśmiech
przyprawia ją o palpitację serca...ze zdenerwowania oczywiście ma się rozumieć!
Była już prawie na
miejscu. Umówiła się z Wiktorem na drugim piętrze przy pomniku założycieli
Hogwartu, bo stamtąd było najbliżej do Sali. Zatrzymała się na chwilę by
oczyścić umysł, ale ciężko było jej pozbyć się kłębiących w głowie myśli.
Gdy tylko trochę ochłonęła, poprawiła sukienkę i z ogromnym uśmiechem na ustach
ruszyła przed siebie. Wiktor już na nią czekał. Stał nonszalancko oparty o
pomnik. Nie zauważył jej, więc spokojnie mogła zlustrować jego wygląd. Po raz
pierwszy widziała go ubranego w coś innego niż mundurek Durmstrangu. Bez
swojego czerwonego płaszcza, który dzisiaj zastąpiła granatowa koszula
wpuszczona w czarne jeansy, wyglądał jak nie on. Koszula opinała go,
podkreślając wszystkie mięśnie. Nie mogła zaprzeczyć, że był naprawdę
przystojny. Słysząc jej kroki, obrócił się z uśmiechem na twarzy.
– Hermionanina! – ośmielony jej porannymi
czułościami, przytulił ją. Poczuła się lekko spięta, ale odwzajemniła uścisk. –
Jak miła cię znowu widzieć. Wasza szkoła być naprawdę piękna, Durmstrang nie
mieć tak piękna wnętrz jak u was, być bardziej surowy.
Granger zdziwiła
się. W życiu nie pomyślałaby, że Krum może znać się na wystroju wnętrz.
Właściwie to nie pomyślałaby, że on może znać się w ogóle na czymś innym niż
Quidditch. Jak to ma w zwyczaju mawiać jedna z bliźniaczek Patil – nie oceniaj
dresa po dresie, a osiłka po mięśniach.
– Tak, nie mogę zaprzeczyć. Hogwart jest
bardzo ciekawym miejscem, lubi skrywać wiele tajemnic.
– To którą z jego tajemnic my odkryć dzisiaj?
– objął ją w talii na co jej ciało zareagowało momentalnym zesztywnieniem.
Widocznie chłopak też to wyczuł, bo już po chwili zabrał swoją rękę.
– Chodźmy, przekonasz się na miejscu.
Walczyła sama z
sobą. Jedna jej część mówiła jej żeby to zrobiła, a druga krzyczała by się
opamiętała. Ostatnimi czasy jednak przewagę nad nią miała ta pierwsza. Złapała
dłoń chłopaka, a ten zręcznie splótł swoje palce z jej.
Od pomnika do Sali
Grawitacji było zaledwie kilka kroków. Hermiona sama nie była pewna co tam
zastanie, więc tym bardziej się stresowała. Otworzyła drzwi, które wskazał jej
George. Ich oczom ukazał się krótki korytarzyk bez drzwi, na którego końcu
widać było szklaną, a może raczej kryształową podłogę. Gryfonce zaparło dech w
piersiach. Nie spodziewała się, że to miejsce będzie tak piękne. Puściła dłoń
chłopaka i pewnym krokiem weszła na kryształowy podest. Tak jak nakazał jej
bliźniak, nie patrzyła w dół, ale widząc minę Wiktora domyśliła się od razu, że
on spojrzał na ziejącą pod prowizoryczną podłogą, bezkresną dziurę.
– Spokojnie, ta sala jest zaczarowana. Nic ci
się nie stanie. – Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on niepewnie wszedł na
szklaną taflę. Podszedł do dziewczyny, stając jak najbliżej niej.
– Co to za dziwna pomieszczenia?
– Zaraz zobaczysz.
Wyciągnęła różdżkę i wyszeptała zaklęcie.
Powietrze wokół nich jakby zgęstniało i zaczęło wirować zmieniając barwy. Po
chwili wszystko ponownie ucichło. Hermiona uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
– A teraz podskocz!
– Co? – chłopak przyglądał jej się ze
zdziwieniem w oczach.
– Podskocz – powtórzyła. – O tak!
Wybiła się i o
dziwo nie wylądowała ponownie na podłodze. To przekonało Kruma do wykonania
wydanego przez Gryfonkę polecenia. Po chwili oboje znajdowali się już kilka
metrów nad ziemia.
– Hermionanina! To miejsca jest cudowna!
Byłoby idealna do treningu w Quidditcha.
Granger przytaknęła
tylko z uśmiechem. Krum robił przed nią rozmaite popisy, ale jej wzrok skupił
się na korytarzu Sali. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest dochodzący stamtąd,
jednak nikogo nie zauważyła.
– Coś się stała? Dlaczego tak wpatrujasz się
w te drzwi?
Hermiona nie
zorientowała się wcześniej, że Wiktor jej się przygląda. Szybko obróciła się
ponownie w jego stronę z udawanym uśmiechem na twarzy.
– Ja… Myślałam, że kogoś tam widziałam, ale chyba
jednak mi się wydawało.
– Moża to znowu ten rudzielac? To pierwsza
nasza spotkanie kiedy nam nie przeszkodził.
Roześmiał się, a
Granger razem z nim, chociaż w głębi serca, tak na jego samiutkim dnie, przez
chwilę błąkała się nadzieja, że to Fred. Iskierka, którą bardzo szybko
zagasiła.
Czas w Sali upływał
niezmiernie szybko. Wiktor okazał się bardzo zabawnym chłopakiem, więc wygłupom
nie było końca. W końcu zmęczenie wzięło nad nimi górę. Hermiona wyciągnęła różdżkę
i rzuciła zaklęcie, jednak nie przemyślała faktu, że znajdowali się trochę
wyżej niż poziom podłogi. Wiktor zgrabnie wylądował, stając od razu na nogach,
za to ona wręcz przeciwnie. Spadła by z łoskotem na ziemie, gdyby nie to, że
wylądowała wprost w objęciach Kruma. Przez chwilę poczuła się jak w tych
wszystkich filmach, gdzie główny bohater łapie swą ukochaną zanim ta zemdleję
lub coś w tym stylu. Jednak myśl o tych filmach zmroziła jej krew w żyłam, bo
zawsze po takim wydarzeniu dochodziło do pocałunku. Wręcz sturlała się z
ramiona chłopaka i spadła na podłogę. Zszokowany mężczyzna przyglądał jej się
przez chwilę.
– Co ty wyprawiasz Hermionanina?
Wstała zwinne z
ziemi otrzepując ubrania.
– Ja…eee… – poprawiła bluzkę i wyprostowała
się. – Nic – odpowiedziała już o wiele pewniejszym głosem.
W milczeniu
podeszli do drzwi i wyszli z Sali, a drzwi zamknęły się za nimi i ku ich
zdziwieniu zniknęły. Wiktor zatrzymał się i spojrzał wprost w oczy Hermiony,
która zareagowała na to wykwintnym rumieńcem.
– Jeśli chcesz, żeby nasza spotkania dobiegło
już końca to po prostu mi to powiadz, dobrze?
Teraz rumieniec
objął już całą powierzchnię jej twarzy i zaczynał wpełzać na dekolt. Nie
myślała, że w ten sposób odbierze jej zachowanie. W ostatnich dniach nabyła chyba
jakiś dar zrażania do siebie ludzi. Westchnęła cicho. Już otwierała usta, żeby
coś odpowiedzieć, gdy ktoś ją uprzedził.
– Po jej minie wnioskuje, że właśnie tego
chce.
O filar stał oparty
nie kto inny jak Fred. Uśmiechnął się, gdy uwieszona na jego szyi Angelina,
zachichotała. Wiktor zasłonił twarz dłońmi.
– No nie, błagam cia koleś! Czy psucia innym
randka to jakaś twoja pasja? Może przestawiłbyś sia na jakieś wędkarstwo czy
coś mniej działająca innym ludzia na nerwy?
Widok Fred z Angeliną
ponownie obudził w niej ten sam instynkt co w Pokoju Wspólnym. Idąc w ślad za dziewczyną,
oparła się na ramieniu Kruma i słysząc jego słowa, również zachichotała tak jak
przed chwilą Angelina. Mina Freda zrzedła, jednak nie poddał się.
– Wędkarstwo już praktykuję, taka rybkę
dzisiaj złowiłem – śmiejąc się wskazał na swoją dziewczynę. – A czegoś co było popsute, nie da się już bardziej zepsuć.
Puścił do nich
oczko, po czym obrócił się w stronę Johnson i zniknęli razem we wnętrzu jednej
z klas. Wiktor przeniósł wzrok na Hermione.
– Ja zaczynać się zastanawiać jak wy
wytrzymywać z tym człowiekiem!
– Szczerze powiedziawszy to sama się nad tym
zastanawiam od dłuższego czasu.
Teraz oboje się
roześmiali. Trzymając się za ręce, ruszyli na kolację do Wielkiej Sali.
Jak na weekendowy
wieczór przystało, w Sali byli tylko nieliczni. Pozostali bawili się w
najlepsze na imprezach odbywających się w różnych zakamarkach zamku. Hermionę
bardzo ucieszyły te pustki, bo nie
musiała przejmować się wścibskimi spojrzeniami innym Hogwartczyków. Usiedli
przy najbardziej wyludnionej części stołu Gryfonów. Hermiona nałożyła sobie na
talerz naleśnika z serem, a Wiktor zgarnął kilka tostów. Na początku zajęci
pałaszowaniem pyszności przygotowanych przez skrzaty milczeli, milczenie to
jednak zbyt długo nie trwało.
– Co chcesz teraz robiać Hermiona? Czy ty
chciałaby spędzić ze mną dziś jeszcze trocha czasu?
– Bardzo bym chciała, ale mam jeszcze kilka
wypracowań do dokończenia – skłamała.
– Rozumia, ale jutra znajdziesz dla mnia
jeszcze czas?
– Tak, myślę że tak.
Uśmiechnął się do
niej i powrócił do jedzenie, ale Hermiona straciła już apetyt. Początkowo
naprawdę chciała zabrać Wiktora do Wieży Astronomicznej, ale po słowach Freda
czuła się tak jakby to miejsce było swego rodzaju sacrum. Nie była pewna co
czuję do Wiktora… Właściwie to była pewna, że nie jest to nic głębszego i nie
chciała ich błahym zauroczeniem bezcześcić tej świątyni miłości, dlatego też
okłamała go. Odprowadził ją pod drzwi prowadzące do wieży Gryfonów i pożegnał
czułym przytulasem. Tym razem nie próbował jej pocałować, widocznie zauważając,
że jest jakaś nieswoja.
Gdy tylko Wiktor zniknął za rogiem, wróciła na korytarz i ruszyła w stronę Wieży Astronomicznej. Nie była pewna dlaczego tam idzie, ale czuła, że tam właśnie teraz powinna być. Przyspieszyła kroku i przeskakując po kilka schodów, znalazła się na szczycie. Widok stąd był naprawdę piękny. Połacie lasów, zakola rzeki przecinające rozległe doliny i wystające nad horyzont wzniesienia. W świetle księżyca to wszystko wydawało jej się jeszcze piękniejsze. Podeszła do balkonu, a ciepły podmuch wiatru zarzucił jej włosy na twarz. Podniosła dłoń by je odgarnąć, ale ktoś ją uprzedził. Czyjeś palce delikatnie musnęły jej twarz i założyły jej kosmyk za ucho. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były palce nieznajomego czuła przyjemne pieczenie. Przymknęła powieki by ukoić roztrzęsione serce.
Gdy tylko Wiktor zniknął za rogiem, wróciła na korytarz i ruszyła w stronę Wieży Astronomicznej. Nie była pewna dlaczego tam idzie, ale czuła, że tam właśnie teraz powinna być. Przyspieszyła kroku i przeskakując po kilka schodów, znalazła się na szczycie. Widok stąd był naprawdę piękny. Połacie lasów, zakola rzeki przecinające rozległe doliny i wystające nad horyzont wzniesienia. W świetle księżyca to wszystko wydawało jej się jeszcze piękniejsze. Podeszła do balkonu, a ciepły podmuch wiatru zarzucił jej włosy na twarz. Podniosła dłoń by je odgarnąć, ale ktoś ją uprzedził. Czyjeś palce delikatnie musnęły jej twarz i założyły jej kosmyk za ucho. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były palce nieznajomego czuła przyjemne pieczenie. Przymknęła powieki by ukoić roztrzęsione serce.
– Randka zakończona? Byłem prawie pewny, że
wpadniesz tutaj obściskując się z naszym wspaniałym mistrzem Quidditcha. – W
jego głosie wyjątkowo nie było tej charakterystycznej dla niego ironii. Wydawał
się trochę przybity.
– Miałam wstępnie taki plan, ale przez twoje słowa nie mogłam tego zrobić. Siedziałeś tutaj i czekałeś na ten moment w którym będziesz mógł zniszczyć nam randkę po raz kolejny?
– Miałam wstępnie taki plan, ale przez twoje słowa nie mogłam tego zrobić. Siedziałeś tutaj i czekałeś na ten moment w którym będziesz mógł zniszczyć nam randkę po raz kolejny?
Nie chciała być dla
niego wredna, ale jej głos automatycznie stał się twardy.
– Nie pochlebiaj sobie kochanieńka, mam
lepsze rzeczy do roboty niż psucie twoich miłosnych uniesień. Po prostu
musiałem kilka rzeczy przemyśleć, poukładać sobie w głowie, a tutaj jest zawsze
cicho i mało kto tu chodzi. – Zamilknął, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
Hermiona właściwie nie wiedziała dlaczego tutaj przyszła. Podświadomie chciała
go spotkać, ale z drugiej strony… Postanowiła wrócić do siebie, jednak nim zdążyła
się obrócić i odejść, Fred odezwał się ponownie.
– Przepraszam cię Hermiono. Wiem, że jesteś
na mnie wściekła i nie chcesz ze mną rozmawiać, ale wysłuchaj mnie i dam ci
spokój.
Spojrzał na nią, a
ona skinęła głową na znak, że się zgadza.
– Wtedy, gdy to powiedziałem byłem kompletnie
pijany, to prawda, ale ty źle zrozumiałaś to co powiedziałem. Wiem, że zabrzmiało
to tak jakbym brzydził się tobą czy coś w tym stylu, ale ja miałem na myśli
całkiem coś innego. Chodziło mi o to, że nie byłbym godny być z takim kimś jak
ty, a co dopiero fantazjować o tobie. Zapewne nie będziesz chciała mi uwierzyć,
ale uważam cię za piękną i inteligentną dziewczynę, a do tego bardzo odważną i
waleczną. Te cechy czynią cię o wiele wartościowszą osobą ode mnie i bardzo cię
cenie za to jaka jesteś. Nie chciałem cię w żaden sposób urazić, a tym bardziej
sprawić ci przykrości. Naprawdę cenię cię i cieszyłem się, że nasze kontakty
polepszyły się, a potem palnąłem tę głupotę i wszystko znowu się popsuło…
Hermiona była bardzo
zdziwiona słysząc takie słowa z ust Freda. Jego szczerość była wręcz
rozbrajająca. Zawsze miała go za pustego faceta, który uważa, że na swoje głupie
dowcipy może wyrwać każdą laskę. Widocznie oceniła go zbyt pochopnie. Może i nie
uczył się zbyt dobrze, ale nie było to równoznaczne z byciem głupim jak
wcześniej sądziła. Jego słowa sprawiły, że poczuła wewnętrzną ulgę. Ta rządna
zemsty Hermiona ani trochę jej się nie podobała.
– Wierzę ci – wyszeptała.
– Naprawdę? – spojrzał na nią zdziwiony.
Chyba nie wierzył, że będzie zdolna uwierzyć w jego słowa.
– Tak, naprawdę. Wierze ci i przyjmuje twoje
przeprosiny.
Uśmiechnęła się do
niego, a on odwzajemnił uśmiech i wyciągnął rękę w jej stronę.
– Przyjaciele?
– Przyjaciele?
– Przyjaciele – uścisnęła jego dłoń, nadal
się uśmiechając, a on niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i przytulił.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, gdy tylko znalazła się blisko
niego. Coraz ciężej było jej panować nad tym co działo się z jej ciałem przy
nim. Czasami odnosiła wrażenie jakby jej ciało wiedziało więcej od niej. To
było naprawdę dziwne uczucie. Odsunęła się od Freda, a gdy tylko przestała czuć ciepło jego ciała, zadygotała. Widząc to, chłopak zdjął bluzę i narzucił
jej na ramiona. Zarumieniła się. Nie spodziewała się takiego gestu z jego
strony.
– Dziękuję – wyszeptała, łamiącym się głosem
na co chłopak odpowiedział uśmiechem.
– Chodźmy już lepiej stąd, bo zaczyna się
robić naprawdę zimno, a nie chcę żebyś się przeze mnie przeziębiła.
Szli w milczeniu, jednak
atmosfera między nimi nie była już napięta. Weszli do Pokoju Wspólnego
Gryfonów, który był wyjątkowo bardzo opustoszały.
– Dzisiaj impreza u Ravenclawu, pewnie
wszyscy tam są – uprzedził jej pytanie.
– A ty? Czemu nie poszedłeś?
Zdziwiło ją to.
Fred nigdy nie przepuszczał żadnej imprezy.
– Nie miałem ochoty na imprezę. Wolałem
dopracować kilka wynalazków, bez Cedrika mamy naprawdę duże opóźnienia, a
klienci czekają. I…
– I?
– I chciałem cię przeprosić, bo czułem się
podle z tym jak się zachowałem.
– Nie poszedłeś na imprezę tylko po to by móc
mnie przeprosić? – zapytała z nieukrywanym zdziwieniem w głosie.
– Tak…
– To… naprawdę miłe z twojej strony.
Uśmiechnęła się
widząc zawstydzenie na jego twarzy. Zawstydzony Fred Weasley to naprawdę bardzo
wyjątkowe zjawisko. Zaróżowione policzki i czubek nosa, a do tego spuszczony
wzrok – to wszystko wyglądało naprawdę komicznie. Od przyglądania się Fredowi
oderwał ją odgłos dochodzący z kanapy przy kominku. Harry przyglądał im się z
ogromnym bananem na twarzy.
– O, Harry! Nie zauważyłam cię – podeszła i
opadła na fotel naprzeciwko przyjaciela.
– Gdzie Ron?
– Jego również poniósł melanż – odpowiedział,
tajemniczo się uśmiechając.
– Mój braciszek
i impreza?!
– Uwierz Fred, byłem tak samo zdziwiony jak
ty.
– No proszę, proszę do czego to doszło. Jak
te dzieci szybko dorastają…
Cała trójka roześmiała
się.
– Dobra misiaczki wy moje, ja spadam do
siebie. Miłego wieczoru wam życzę!
Ruszył w stronę
schodów prowadzących do dormitorium. Znajdował się już prawie na pierwszym
stopniu, gdy Hermiona zawołała za nim.
–Fred, twoja bluza!
– Oddasz mi przy okazji! – odkrzyknął i
ruszył na górę.
Hermiona opadła
ponownie na fotel i narzuciła na siebie bluzę. Pachniała Fredem i była taka
miękka…
– No więc?
Harry przyglądał
jej się, nadal szeroko się uśmiechając.
– Co więc? – odpowiedziała, nadal nie
rozumiejąc o co mu chodzi.
– Ty i Fred. Od dawna wiedziałem, że coś się
między wami święci!
Hermiona przybrała
barwy dojrzałego pomidora. Harry naprawdę pasował do Ginny. W jego głosie było słychać taka samą ekscytację, jak w głosie
Weasleyówny, gdy wypytywała ją o wszystkie szczegóły spotkań z Wiktorem.
– Harry! No co ty… Ja… Fred…My… To tylko
koleżeństwo!
– Jaaaaaaaaaaaaaaaaaasne, właśnie widzę to
wasze koleżeństwo. Fakt, że właśnie wąchasz jego bluzę i gładzisz nią swój
policzek jest jedną z oznak koleżeństwa?
Granger nawet nie
zorientowała się kiedy zaczęła przytulać się do bluzy chłopaka. Po słowach Hary’ego
szybko odrzuciła ją od siebie.
– Ja…
– Kogo próbujesz okłamać Hermiono, mnie czy
samą siebie?
Westchnęła. Co się
z tobą dzieje Granger, co się z tobą dzieje? Harry usiadł koło niej i przytulił
ją do siebie.
– Chcesz o tym pogadać?
Nie było sensu
dłużej tego w sobie tłamsić. Musiała się komuś wygadać zanim zwariuje.
– Taak, taak chyba będzie najlepiej, może ty
będziesz umiał mi pomóc...
***
Za bardzo Was rozpieszczam tymi cotygodniowymi rozdziałami! Pora przedłużyć Wam czas oczekiwania do dwóch tygodni :P Rozdział trochę zaczyna pchać mi akcji do przodu, więc powli zaczynam mieć większe pole do popisu, także przygotujcie się, bo zaczynam się ROZKRĘCAĆ :D Tym razem czekam na 10 komentarzy i tak jak napisałam, rozdział pojawi się w przeciągu dwóch tygodni, także zaglądajcie, bo kto wie kiedy dopadnie mnie wena ;)
Pozdrawiam i ściskam,
Marta Weasley!