Strony

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 6: Przypomnij mi cz.2

Hermiona obudziła się, czując chłód na plecach. Podciągnęła kołdrę pod samą brodę, by choć trochę ogrzać skostniałe ciało. Okna w dormitorium były pozamykane, więc trochę zdziwiło ją, że cały czas nie mogła przestać się trząść. Wzięła bluzę, którą miała narzuconą na ramiona i założyła ją. Momentalnie uczucie zimna ustąpiło. Nagle uświadomiła sobie, że bluza, którą właśnie ma na sobie to bluza Freda, którą zostawiła w Pokoju Wspólnym, gdy szła spać… Jej serce zaczęło gwałtownie miotać się, niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce zbudowanej z jej żeber. Obrazy ze snu z ogromną prędkością przelatywały jej przed oczami, budząc przy tym w dziewczynie mnóstwo emocji. Czuła jak każda komórka jej ciała tężeję, jak cała napina się niczym strzała gotowa do lotu. Nabroiłaś mała…Nie mogłam cię stracić, więc musiałam to zrobić…Gdybym w porę nie zareagował to żadne z twoich wspomnień mogłoby nie ocaleć… Mózg Gryfonki pracował na najwyższych obrotach, starając się zrozumieć wszystkie wydarzenia ze snu. O ile snem można było to nazwać, bo Granger czuła się tak jakby wszystko to wydarzyło się naprawdę, miała wrażenie, że nadal czuję pod stopami kwiecisty dywan. Zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach, starając się uspokoić myśli i ciało. Kilka głębszych wdechów na nic się zdało. Wstała z łóżka najciszej jak potrafiła i szybko przemknęła się do drzwi. Marmurowa podłoga ziębiła ją w bose stopy, ale nie zwracała na to uwagi, chciała jak najszybciej znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, bo czuła, że inaczej zwariuje. Weszła do Pokoju Wspólnego i ku swojej radości – nikogo tam nie zastała. Szybko omiotła wzrokiem pomieszczenie. W świetle dogasającego kominka ciężko jej było odnaleźć przedmiot, którego potrzebowała. Ostrożnie, starając się na nic nie wpaść, ruszyła w stronę najciemniejszego kąta Pokoju. Żałowała, że nie zabrała różdżki, która teraz byłaby bardzo przydatna do oświetlenia pomieszczenia. Zmarzły jej dłonie, więc włożyła je do kieszeni bluzy, gdzie o dziwo wyczuła długi, drewniany przedmiot. Różdżka. Wyciągnęła ją i szybki ruchem, zapaliła wszystkie lampy. Pomieszczenie zalała ciepła, pomarańczowawa poświata, która nadawała Pokojowi specyficzną, przytulną atmosferę. Hermiona uśmiechnęła się widząc stojącą przed nią skrzynię. Uklęknęła i złapała za wieko, by ją otworzyć, ale to ani drgnęło. Rzuciła zaklęcie otwierające, ale to również nie pomogło. Nie spodziewała się po bliźniakach zbyt zaawansowanej magii, więc spróbowała jeszcze kilku innych zaklęć. Przy ostatnim zamek w końcu cicho kliknął i otworzył się. Uniosła ciężkie wieko, a jej zmysł węchu został zaatakowany przez natłok przeróżnych zapachów. Przez chwilę miała wrażenie, że zemdleje, ale całe szczęście po upływie kilku sekund zapachy straciły na intensywności. We wnętrzu skrzyni znajdowały się przeróżne fiolki, składniki do ich wynalazków i również wiele podejrzanie wyglądających rzeczy, których pochodzenia chyba Hermiona wolała nie poznawać. Nigdzie nie było tego, czego szukała – czyli  notatek ze składem danego wynalazku. Jednak bliźniacy byli inteligentniejsi niż przewidywała. Miała nadzieje, że skoro są na tyle głupi by zostawiać skrzynię ze swoimi wynalazkami, gdzie popadnie to i zapiski się znajdą. Westchnęła cicho.
  – Nie ładnie tak grzebać w cudzej własności.
Hermiona aż podskoczyła, słysząc za sobą głos chłopaka. Szybo wstała i obróciła się, stając twarzą w twarz z nowo przybyłym.
  – Ja… – odkaszlnęła, by dodać sobie czasu na wymyślenie kłamstwa  – nie mogłam spać, więc postanowiłam, że przyjrzę się waszym wynalazkom. Skoro mam wam pomóc to chciałam się zorientować co i jak, jakie książki będą mi potrzebne i w ogóle.
George wyglądał na nie do końca przekonanego. Przyglądał jej się podejrzliwie jeszcze przez chwilę, aż w końcu jego twarz ponownie rozpromieniła się.
  – Perfekcyjna jak zwykle. – Uśmiechnął się do niej. – Mogłaś poprosić, podałbym ci wszystkie potrzebne informacje.
  – Nie mogłam spać, więc to było tak pod wpływem chwili. Postanowiłam czymś się zająć, a to pierwsze przyszło mi na myśl.
Nie lubiła kłamać, ale w tej sytuacji to było jedyne wyjście. Nie mogła powiedzieć przecież, że szuka wynalazku, którym w nią trafili, żeby sprawdzić czy całkiem przypadkiem jego brat nie skasował jej pamięci. George uklęknął przy skrzyni i włożył do niej rękę, chwile pomajstrował przy lewym boku pudła, a po chwili wysunęła się z niego szuflada pełna kartek. Bardzo sprytnie – pochwaliła ich w duchu Hermiona.
  – Na razie mamy cały zapas prototypów z wynalazkami na przyszły rok szkolny, ale zaczęliśmy też przygotowywać kolekcję Halloweenową, Bożonarodzeniową i Walentynkową.
Granger otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
  – Ale przecież do tych świąt jeszcze mnóstwo czasu!
 – Tak, ale wykonanie niektórych eliksirów zajmuję bardzo dużo czasu. Potrzymaj, – podał jej plik kartek – to są wszystkie skończone wynalazki.
Włożył ponownie rękę do skrzyni, tym razem po prawej stronie. Hermiona korzystając z jego nieuwagi, szybko odszukała na kartkach Kometę Kryształowego Zaklęcia i niepostrzeżenie wyciągnęła ją z pliku i schowała do kieszeni.
  – A tutaj są prototypy – powiedział zadowolony z siebie, gdy w końcu udało mu się wygrać zaciętą walkę z zacinającą się szufladą. – Na razie mogę ci je tylko pokazać, żebyś zobaczyła co ci będzie potrzebne, ale sama rozumiesz, że nie mogę ci ich dać.
Hermiona skinęła głową, udając że czyta skład wszystkich wynalazków. Jej uwagę najbardziej przykuły niejakie Zniewalające Bańki Pierwszej Miłości z kolekcji walentynkowej. Przepis był pisany w inny sposób niż pozostałe, bardziej chaotycznie i było na nim o wiele więcej skreśleń, jakby ktoś ciągle zmieniał zdanie tworząc go.
  – To autorski projekt Freda – rzucił George, zaglądając jej przez ramię w kartki. – Nie sądzę, że coś z tego wyjdzie, ale nie można podcinać braciszkowi skrzydeł.
Zabrał kartki i ponownie je schował. Gdy zamknął i zabezpieczył skrzynię, spojrzał ponownie na Hermionę.
  – Czemu zgodziłaś się nam pomóc?
Zdziwiła się jego pytaniem. Czyżby George coś podejrzewał?
  – Stwierdziłam, że jeśli już macie produkować te swoje wymysły to jeśli wam pomogę to przynajmniej będę miała pewność, że nie są one szkodliwe dla zdrowia.
George uśmiechnął się.
  – Cała Granger. Tak myślałem, że nie robisz tego z miłości do nas… – zamyślił się chwilę. – Chociaż patrząc na to, że masz na sobie bluzę mojego brata to może jednak robisz to z miłości do jednego z nas.
Hermiona poczuła jak na jej policzki wpełza ogromny rumieniec. W takich momentach jak ten żałowała, że się nie maluję, przynajmniej tona pudru ukryłaby te wypieki.
  – Nie bądź śmieszny George, Fred nie wytrzymałby ze mną nawet minuty. On, i ty zapewne też, macie chyba całkowite uczulenie na książki.
  – Nie bądź taka pewna, Fred pod tą maską Hogwarckiego idioty skrywa swą prawdziwą twarz – myśliciela i jedynej nadziei rodziny Weasley. – Oboje roześmiali się. – Wiesz Hermiona, tak naprawdę to nie pogardziłbym taką bratową jak ty!
  –George! Przestań już! – Śmiejąc się pacnęła go w ramię.
  – Dobrze, już dobrze. Tylko ostatnio mój braciszek cały czas cię wychwala, mówi jaka to jesteś miła i inteligenta, i jak dobrze mu się z tobą rozmawia, więc myślałem, że…
  – Oh George, tak rzadko zdarza ci się myśleć i jak w końcu to robisz to marnujesz czas na myślenie o takich głupotach?
Udał obrażonego i zmierzył Gryfonkę urażonym wzrokiem.
  – Ja też mam uczucia! – udał, że ściera z policzka niewidzialną łzę – Ranisz!
 – Prawda bywa bolesna mój drogi. – Poklepała go pocieszająco po ramieniu. – Ja tymczasem wracam do łóżka.
Obróciła się i już chciała odejść, gdy chłopak objął ją.
  –Dziękuję Hermiono, nawet nie wiesz ile dla nas znaczy twoja pomoc.
Poczuła się trochę nieswojo, ale odwzajemniła uścisk chłopaka. Zrobiło jej się trochę przykro, że pomoc im jest jedynie częścią jej planu. Szybko wróciła do dormitorium i ponownie zakopała się w swym kokonie z pościeli. W głowie kołatały jej się słowa Georga, na temat tego, że Fred coś o niej mówił. Czy on naprawdę ją lubił? Nie, przecież to absurd! Wyciągnęła zwitek papieru z kieszeni i szybko go przeanalizowała. Niestety w składzie nie znalazła nic, co mogłoby wywołać taki skutek. Zawiedziona położyła się ponownie spać, choć wiedziała, że zbyt szybko nie zaśnie.

***

Tydzień minął niepostrzeżenie i nadszedł w końcu tak wyczekiwany przez wszystkich uczniów dzień – zakończenie roku szkolnego. Od najwcześniejszych godzin w całym zamku panowało niezwykłe poruszenie. Przepakowywanie kufrów, przetrzepywanie dormitoriów by upewnić się, że na pewno o niczym się nie zapomniało i oczywiście entuzjastyczne rozmowy, dzielących się ze sobą wakacyjnymi planami uczniów. Podekscytowanie udzielało się wszystkim tylko nie Hermionie. Granger. Jak na porządną uczennice przystało, spakowała się już wczoraj, skrupulatnie układając książki i ubrania, tak by nic się nie pogniotło, ani żadna z książek nie ucierpiała podczas podróży. Ubrana w szkolne szaty, zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie zastała dość dziwny widok. Na  środku pomieszczenia walczyły ze sobą dwa kufry, którym kibicowała zgromadzona dookoła publiczność. Jedni krzyczeli, inni bili brawo, gdy klapa jednego z kufrów ‘’zgubiła’’ kawałek zamykania. Hermiona nie musiała nawet szukać winowajców całego zamieszania, bo od razu domyśliła się, że są nimi Fred i George. Podeszła do siedzących na kanapie – Harry’ego i Rona, którzy pochłonięci byli rozmową. Byli tak zajęci, że nawet jej nie zauważyli, więc postanowiła im nie przeszkadzać. Wyszła z pomieszczenia.
 Teraz siedziała nad stawem, z dala od hałasu i tłoku. Promienie słońca przyjemnie łaskotały jej policzki. Przymrużyła oczy i oparła się o konar drzewa. Kochała Hogwart, był dla niej naprawdę ważnym miejscem, jednak tęskniła za domem. Może nie tyle za domem, a za rodzicami. Jako jedynaczka zawsze spędzała z nimi dużo czasu, to jej poświęcali całą swoją uwagę i tyle miesięcy rozstania czasami było ciężkie do zniesienia. Coś zasłoniło jej słońce, więc zmuszona była otworzyć oczy. Spojrzała na rudą czuprynę błyszczącą w promieniach słonecznych i mimowolnie lekko się uśmiechnęła.
  – Cześć  – rzucił Fred, swoim zwykłym, lekko  ironicznym tonem głosu, siadając koło niej.
  – Cześć – odpowiedziała, odwracając od niego wzrok i ponownie przymykając powieki.
  – Jak tam?
  – W porządku, a u ciebie?
  – Też. A właściwie to nie. Dziwne to wszystko, co?
Hermiona otworzyła oczy i spojrzała na niego zdziwiona, jej serce automatycznie przyspieszyło.
  – Co masz na myśli?
  – Cedrika. Od jego śmierci minęło zaledwie kilka tygodni, a wszyscy zachowują się jakby zapomnieli o tym, że kiedykolwiek istniał. To smutne, że człowiek jest, a za chwilę już go nie ma. Gorsze jest jeszcze to, że nikt nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Czarny Pan  wrócił, a wszyscy mają na to wyje… wyrąbane.
  – Tak, masz rację. Ludzie zbyt szybko zapominają i lekceważą ostrzeżenia. Każdy kolejny rok będzie coraz cięższy i będzie pochłaniał coraz więcej ofiar. I to w nas, w młodych ludziach jest jedyna nadzieja tego świata…
Fred przyglądał jej się przez chwilę ze zdziwieniem w oczach. Zastanawiało go skąd ona bierze te wszystkie życiowe mądrości. Podziwiał ją za to. W tym momencie miał ochotę powiedzieć jej jakiś komplement, bo nie mógł znieść tego, że tak wartościowa dziewczyna jak Hermiona, nie zna swojej wartości. Jego przyglądanie się dziewczynie przerwał odgłos poruszanych gałęzi  i pełen zazdrości wzrok Angeliny wbity w niego.
  – Tutaj. Jesteś. Skarbie.
Na jej twarzy malowała się złość, która próbowała ukryć sztucznym uśmiechem. Fred widząc jej minę, szybko się zerwał i stanął koło niej.
  – Taaak, musiałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i odetchnąć od tego hałasu. – Cmoknął ją w policzek, a Hermiona poczuła jak jej krew w żyłach zaczyna wrzeć. Nagle poczuła niepohamowaną ochotę utrzeć nosa Johnson.
 – Oh, no dobrze. To co idziemy? Za chwilę zaczyna się uroczystość!
  – Tak, tak. Już idę. Do zobaczenia Hermiono! – rzucił w jej stronę i ruszył za swoją dziewczyną.
  – Fred! – krzyknęła, zanim ugryzła się w język. – Twoja bluza, musze ci ją oddać.
Na twarzy Angeliny malowała się teraz prawdziwa wściekłość, a na Hermiony wyraz triumfu. Wiedziała, że Fred będzie miał przez nią na pewno niezły opierdziel , ale nie mogła sobie odmówić tej przyjemności.
  – A…bluza…tak – zamyślił się na chwilę – oddasz mi ją we wakacje!
I zniknął. Hermiona mogłaby przysiąc, że widziała na jego twarzy wyraz aprobaty dla jej odwetu. Wstała i powlekła się w stronę szkoły.

***

          Odnalazła Rona i Harry’ego w Pokoju Wspólnym, nadal siedzących na kanapie. Podeszła do nich i usiadła obok.
  – Co się dzieję? Czemu jeszcze nie jesteście na Wielkiej Sali?
Ron spojrzał na nią błagalnym wzrokiem, a na jego twarzy pojawiła się mina w stylu ‘’zrób coś z nim, zanim stracę nad sobą panowanie”.
  – Harry nie chcę iść na uroczystość, bo ma dosyć tych wszystkich wścibskich spojrzeń, jakby przez te wszystkie lata nie mógł się do nich jeszcze przyzwyczaić.
Ron pokręcił głową ze złością. Hermiona doskonale rozumiała Harry’ego. Od czasu  śmierci Cedrika opinie na jego temat były podzielone i niestety zdecydowanie większa część uważała go za wariata próbującego nastraszyć cały świat powrotem Voldemorta. Po długotrwałych wykładach Hermiony i Rona, Harry w końcu uległ. Ruszyli na Salę.
Wielka Sala nie wyglądała tak jak zwykle. Dotychczas podczas uczt pożegnalnych była ozdobiona kolorami zwycięskiego domu, ale tym razem ich miejsce zastąpiły czarne draperie, będące oznakami żałoby. Szybko przecisnęli się do zajętych dla nich przez Ginny miejsc. Ogromna przestrzeń Wielkiej Sali wypełniona była ciszą i równomiernymi oddechami uczniów.
*  – Nadszedł koniec – zaczął Dumbledore, rozglądając się po Sali – następnego roku.
Na chwilę zamilkł, a jego spojrzenie zatrzymało się na stole Hufflepuffu. Dziś był to najbardziej zdyscyplinowany stół, a Puchoni najbardziej bladymi i smutnymi uczniami w Sali.
  – Dziś wieczór chciałbym powiedzieć wam bardzo wiele, – ciągnął Dumbledore – ale najpierw muszę wspomnieć o stracie osoby, która powinna siedzieć tutaj, – wskazał ręką stół Puchonów – razem z nami ciesząc się ucztą. Chciałbym, żebyśmy wszyscy wstali i wznieśli toast za Cedrika Diggory'ego.
Wszyscy to zrobili; ławki zaskrzypiały, kiedy wstali i podnieśli swoje kielichy, i powtórzyli, niskimi, smutnymi głosami “Cedrik Diggory”.
Hermiona napotkała spojrzenie Freda, które po raz pierwszy było tak smutne. Czuła, że jej spojrzenie jest takie samo.
* – Cedrik był osobą, którą ucieleśniała wiele cech charakteryzujących dom Hufflepuffu – ciągnął Dumbledore. - Był dobrym i lojalnym przyjacielem, umiał ciężko pracować, cenił czystą grę. Jego śmierć miała wpływ na was wszystkich, niezależnie od tego, czy go znaliście, czy nie. Myślę, że w takim razie macie prawo, żeby dowiedzieć się, co dokładnie się stało.
Wszyscy wstrzymali powietrzę, domyślając się co lada chwila powie dyrektor.
* – Cedrik Diggory został zamordowany przez Lorda Voldemorta.
Pełen paniki szmer przeszedł przez Wielką Salę. Ludzie wpatrywali się w Dumbledore'a z niedowierzaniem i przerażeniem. On natomiast zupełnie spokojnie, w milczeniu, patrzył, jak szepczą między sobą.
  – Ministerstwo Magii – kontynuował Dumbledore – nie chce, żebym wam to mówił. Możliwe, że rodzice niektórych z was będą oburzeni, że jednak to zrobiłem... ponieważ nie uwierzą, że Lord Voldemort powrócił, albo ponieważ sądzą, że jesteście zbyt młodzi, by dowiedzieć się prawdy. Ja jednak uważam, że prawda jest zawsze lepsza od kłamstwa, oraz że udawanie, że Cedrik zginął w wypadku albo na skutek swojego błędu, krzywdzi jego dobre imię.
Oszołomienie i przerażenie, wszystkie twarze w Wielkiej Sali były teraz zwrócone na Dumbledore'a.
  – Jest jeszcze ktoś, kto powinien być wspomniany w tym miejscu – ciągnął Dumbledore. – Mówię oczywiście o Harrym Potterze.
Po Wielkiej Sali znowu przeszedł szmer, kiedy wiele głów odwróciło się i spojrzało na Harry'ego.
  – Harry'emu Potterowi udało się uciec Lordowi Voldemortowi – powiedział Dumbledore – Ryzykował on własnym życiem, by zabrać ciało Cedrika z powrotem do Hogwartu. Okazał, w pełnym znaczeniu tego słowa, ten rodzaj odwagi, który zaledwie niewielu czarodziejów było w stanie okazać, stając twarzą w twarz z Lordem Voldemortem. I za to należy mu się szacunek.
Dumbledore zwrócił się z grobową miną do Harrego i ponownie podniósł swój kielich. Prawie wszyscy w Wielkiej Sali powtórzyli gest. Wyszeptali jego imię, tak samo jak wcześniej Cedrika, i wypili za niego toast.
Kiedy wszyscy ponownie zajęli swoje miejsca, Dumbledore zabrał głos:
 - Celem Turnieju Trzech Czarodziejów było propagowanie tolerancji i zrozumienia. W świetle tego, co się stało... powrotu Voldemorta... ten cel staje się ważniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Dumbledore zerknął na Madame Maxime i Hagrida, na Fleur Delacour i pozostałych uczniów Beauxbatons, na Victora Kruma i jego kolegów z Durmstrangu przy stole Ślizgonów. Krum, jak zauważyła Hermiona, patrzył czujnie, prawie z obawą, jakby oczekiwał, że Dumbledore powie coś nieprzyjemnego.
  – Każdy gość w tej Sali – powiedział Dumbledore, spoglądając na uczniów Durmstrangu – będzie tutaj powitany w każdej chwili, jeśli tylko zechce do nas zawitać. Powtarzam to jeszcze raz: w świetle powrotu Lorda Voldemorta, jesteśmy tak silni jak tylko jesteśmy zjednoczeni, i tak słabi, jak jesteśmy podzieleni.
  – Wkład Lorda Voldemorta w szerzenie niezgody i wrogości jest ogromny. Możemy z tym walczyć tylko poprzez okazanie równie wielkiej siły przyjaźni i zaufania. Różnice w zachowaniu i języku są niczym, jeśli nasze cele są identyczne, a nasze serca otwarte.
  – Myślę... i jeszcze nigdy aż tak nie pragnąłem być w błędzie... że przed nami czarne i trudne chwile. Niektórzy z was, w tej Sali, już ucierpieli bezpośrednio od Lorda Voldemorta. Wiele waszych rodzin zostało rozbitych. Tydzień temu jeden z was opuścił ten świat.
  – Zapamiętajcie Cedrika. Pamiętajcie, jeśli przyjdzie taki moment, że będziecie musieli wybrać między tym, co jest właściwe, a tym, co jest łatwe, pamiętajcie, co stało się z chłopcem, który był dobry i odważny, ale miał nieszczęście spotkać na swej drodze Lorda Voldemorta. Zapamiętajcie Cedrika Diggory'ego.

Wszyscy obecni powstali i unieśli różdżki w górę, zapalając małe iskierki na ich końcach.


***

   Hermiona wyszła na dziedziniec, gdzie uczniowie innych szkół szykowali się do odjazdu. Odnalazła wzrokiem Kruma i uśmiechnęła się, przeciskając się do niego wśród tłumu...

***

Heeeeeloł :D ale Was rozpieszczam, co? Rozdział w ciągu trzech dni od poprzedniego - to się nazywa prędkość xD Ale to tak w ramach świątecznego prezentu! A jeśli już mowa o świętach to Wesołych Świąt i oczywiście mokrego dyngusa moi drodzy :D
PS Czekam na 10 komentarzy :D
PS2  Fragmenty oznaczone * to cytaty z książki ;)

środa, 23 marca 2016

Rozdział 6: Przypomnij mi cz.1

 – Poczekaj tutaj, ja zaraz wracam – powiedział Harry, znikając w dziurze pod portretem Grubej Damy.
Hermiona z głośnym westchnięciem rzuciła się na kanapę, lądując twarzą na bluzie Freda. Zapach jego perfum, którym przesiąknięty był materiał, pobudził jej ciało. Przyjemny, ciepły dreszczyk przebiegł po jej kręgosłupie, co bardzo rozdrażniło Gryfonkę. Czuła jakby jej własne ciało ją zdradzało. Nie chciała tak reagować na wszystko co związane z Fredem, a jednak jej podświadomość robiła to za nią. Podniosła głowę i uderzyła twarzą w poduszkę.
  – Ale z ciebie idiotka Granger…
  – Nie przesadzaj, nie jest tak źle.
Uśmiechnęła się pod nosem, powracając do pozycji siedzącej.
  – Dzięki Harry, ty to zawsze wiesz jak człowieka podnieść na duchu.
  – Zawsze do usług.
Harry postawił na stolę dwa kubki. W jednym była ulubiona zielona herbata Hermiony, a w drugim jego kawa. Nad kubkami unosiła się para, układająca się w przeróżne kształty. Gryfonce przez chwilę wydawało się, że w oparach gorących napoi widzi kolorowe bańki mydlane. Szybko przeniosła wzrok ponownie na Harry’ego, który przyglądał jej się z zadumaną miną.
  – Coś się stało? – zapytała.
  – Nie myślałem, że sytuacja jest aż tak poważna. Naprawdę.
  – Przecież wszystko jest ok – odpowiedziała z nutką udawanej radości w głosie.
  – Hermiona, znam cię nie od dziś. Sytuacja jest krytyczna! – krzyknął, opadając na kanapę obok niej.  – Nie dość, że wyglądasz jak zbity szczeniaczek, co chwilę się zamyślasz i wydajesz się nie panować nad swoimi emocjami, to do tego siedzisz właśnie skulona na kanapie, znowu gładząc sobie policzek bluzą Freda!
Granger z przerażeniem spojrzała na trzymany w dłoniach przedmiot. Nawet się nie zorientowała kiedy bluza starszego Gryfona, ponownie znalazła się w jej rękach, a tym bardziej - kiedy zaczęła się do niej przytulać. Z ogromnymi wypiekami na twarzy, spojrzała na przyjaciela.
  – Dobra, masz rację. Jest źle...bardzo źle.
  – No i teraz, skoro stwierdziliśmy fakty, to możemy rozmawiać  – szturchnął ją łokciem w bok. – mów co cię męczy.
Hermiona wzięła w dłonie kubek z herbatą. Ciepłe opary prześlizgiwały się po jej twarzy, otulając ją swoimi wilgnymi mackami.
  – Wszystko zaczęło się w ten dzień, gdy uderzył mnie wynalazek bliźniaków i straciłam przytomność. Gdy tylko się ocknęłam i zobaczyłam Freda to...to miałam się ochotę do niego przytulić! Czaisz to? Całe życie pouczam ich jak powinni się zachowywać, odgrażam, że doniosę na nich, a tu nagle mam ochotę się rzucić Fredowi w objęcia? Absurd! Pomyślałam sobie, że widocznie naprawdę mocno walnęłam się w głowę i to jakiś skutek uboczny. Potem spotkałam Freda na błoniach i moje ciało zaczęło wariować, zupełnie nie chciało mnie słuchać. Dowcip Freda w ogóle mnie nie śmieszył, a mimo to śmiałam się z niego. Przypadkowo mnie dotknął, a moje serce omal nie wyskoczyło z piersi by odtańczyć taniec szczęścia. Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale ja wcale tego nie chciałam – to tak jakby mój mózg myślał jedno, a ciało robiło drugie, jakby każde było osobną częścią mnie. Ale to nie było jeszcze najgorsze! Niektóre miejsca, zapachy, rzeczy - przywoływały jakieś wspomnienia, które nie były moje. Przynajmniej tak mi się wydawało, że nie były moje. Na przykład, patrząc na fotel w Pokoju Wspólnym widziałam siebie, śpiąca na kolanach Freda. I wtedy w całej historii pojawił się Zgredek. Zaczął mówić o jakimś usunięciu wspomnień, o tym że sama tego chciałam… Nic z tego nie rozumiałam, a on nie chciał mi nic więcej powiedzieć. Przeszukałam wszystkie książki, ale tam również nic tłumaczącego moje zachowanie nie znalazłam. A w książkach przecież zawsze coś jest! Poszłam jeszcze raz do Zgredka i wtedy dowiedziałam się od niego, że Fred ma coś wspólnego z moją rzekomą utratą wspomnień. Pomyślałam sobie, że to może wina tego ich wynalazku, który we mnie uderzył, ale… Harry, ja już sama nie wiem co się ze mną dzieje! – Na policzku Gryfonki pojawiło się kilka małych, słonych kropelek. – Harry…przytul mnie.
Chłopak objął ramieniem kruche ciało Hermiony i delikatnie głaskał ją po plecach.
  – Byłaś kiedyś zakochana?
  – Ja… Nie, nigdy – odpowiedziała lekko zawstydzonym głosem.
  – No właśnie, tak sobie pomyślałem, że może… może zakochałaś się w Fredzie, tylko nie wiesz jak to jest być zakochanym i wydaję ci się, że dzieje się z tobą coś dziwnego?
Hermiona gwałtownie wstała. Spojrzała na Harry’ego ze złością malującą się na twarzy.
  – Nie, gdybym kogoś kochała to wiedziałabym o tym! Nie jestem niedorozwinięta Harry!
  – Spokojnie Hermiono, nie chciałem cię urazić. Taka była moja pierwsza myśl. Usiądź proszę.
Gryfonka wykonała polecenie, choć nadal miała lekko obrażoną minę.
  – Przeanalizujmy wszystko jeszcze raz, na spokojnie.
Hermiona ponownie opowiedziała całą historię, ale tym razem nie pomijając żadnego szczegółu. Wszystko skrupulatnie analizowali, szukając jakiejś wskazówki, ale jak na złość, na nic nie mogli trafić.
  – Myślę, że te twoje sny odgrywają tutaj kluczową rolę. Spróbuj je jeszcze raz przejrzeć, może jednak padło tak imię tego chłopaka, albo chociaż pseudonim?
Granger w skupieniu starała się odtworzyć każdy sen. Słowo po słowie, aż nagle przypomniała sobie coś. Przecież w jednym ze snów zwróciła się do chłopaka po imieniu…Zrozumiem jeśli znajdziesz sobie jakąś inną kobietę, która wybierze ciebie, a nie zbawianie świata, bo ja tak nie potrafię Freddie. FREDDIE, czyli Fred!
  – Harry wiem, znaczy się w jednym ze snów użyłam imienia…Ten mężczyzna z moich snów to Fred!
Serce waliło jej jak oszalałe, a krew w żyłam wrzała. Zgredek miał rację. To wszystko zaczynało robić się coraz bardziej pokręcone. Gryfonka czuła, że w jej głowie pojawia się coraz większy mętlik.
  – Jesteś pewna? – zapytał Harry, wpatrując się w dziewczynę uspokajającym wzrokiem.
  – Czyli Zgredek nie kłamał… Słuchaj Hermiono, zaraz jest zakończenie roku, do tego czasu nie zdążymy niczego się dowiedzieć, więc pozostaje nam czekać. Gdy będziemy razem w Norze, będziemy mogli lepiej wybadać sprawę, wezwiemy też Zgredka. Może, gdy zdobędziemy jakiś element układanki to zgodzi się nam pomóc. Spokojnie siostro, nie zostawię cię z tym samej.
Hermiona uśmiechnęła się smutno i pozwoliła na to by przyjaciel ją przytulił. Siedzieli tak chwilę, ale oczy Gryfonki zaczynały już zamykać się ze zmęczenia i natłoku wrażeń, więc pożegnała się z Potter’em i wróciła do swojego dormitorium. Czuła, że dzisiejsze sny będą już wyglądały zupełnie inaczej...

Łąka była pełna kwiatów. Przeplatały się ze sobą, tworząc wielobarwny dywan. Niebo było czyste, o niespotykanie intensywnej, błękitnej barwie. Pośrodku rosło drzewo, które wyglądało na bardzo stare. Jego rozłożysta korona, rzucała cień, tworzący schronienie przed lejącym się z nieba żarem. Dziwnym zjawiskiem tutaj był brak wiatru. Drzewa otaczające łąkę stały niewzruszone, niczym niemi strażnicy tego niezwykłego miejsca. Hermiona ruszyła przed siebie. Była boso. Czuła, jakby stąpała po puszystym dywanie, a nie żywych roślinach. Słońce prażyło, ale nie odczuwała tego, bo materiał sukienki, którą na sobie miał, chłodził jej ciało. W tej bieli wyglądała jak anioł, sunący po kwiecistych obłokach. Stanęła pod drzewem i automatycznie na jej nagich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Nie sądziła, że cień drzewa może obniżać tak bardzo temperaturę. Gdy przestała się trząść, poczuła miękki materiał na swoich ramionach. Wtuliła się w niego. Czyjeś ramiona oplotły jej talię. Poczuła ciepło jego ciała na swoich plecach i oparła się na jego torsie. Tak bardzo się za nim stęskniła. Chciała się obrócić, wpić w jego usta i wyszeptać wszystkie troski, ale doskonale wiedziała, że nie może tego zrobić. Chciała obwodzić opuszkami palców po jego wypukłych kościach policzkowych, wplatać dłonie w jego włosy…
  – Nabroiłaś mała, wiesz o tym?
Jego głos był taki spokojny, kojąco znajomy. Mogłaby wsłuchiwać się w jego słowa całymi dniami.
  – Jedynym moim przewinieniem jest to, że chciałam cię mieć znowu przy sobie. Nie mogłam cię stracić, więc musiałam to zrobić.
Wziął głęboki wdech, a oparte na nim ciało dziewczyny uniosło się razem z jego klatką piersiową. Razem tworzyli idealną całość. Dopełniali się.
  – Nie musiałaś, przecież dobrze wiedziałaś ile ryzykujesz. Gdybym w porę nie zareagował to żadne z twoich wspomnień mogłoby nie ocaleć. A nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mogłabyś całkowicie zapomnieć o tym co nas łączyło – głos mu lekko zadrżał. Przyciągnął ją mocniej do siebie, tak, że trzymał teraz podbródek oparty na jej ramieniu, a ich policzki się stykały.
  – Czyli to twoja sprawka. Tak myślałam, że maczałeś w tym palce. To takie dziwne uczucie, kiedy jestem zamknięta w ciele młodszej wersji siebie i nie mogę wpływać na jej myśli, a jedynie uczucia…
  – Zawsze wiedziałem, że jesteś szalona Hermiono, ale żeby zrobić coś takiego. Nawet nie wiesz ile jeszcze trudności cię czeka, zanim uda ci się złamać barierę zapomnienia.
  – Liczą się cele, a nie poświęcenia do nich prowadzące. Odzyskam cię i tyle.
Cmoknął ją w policzek.
  – Muszę iść, ale zobaczymy się znowu już niedługo – wyszeptał wprost do jej ucha. – Kocham cię.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, poczuła chłód za swoimi plecami, ale na jej ramionach nadal spoczywała bluza. Otuliła się nią szczelnie.
  – Ja też cię kocham – wyszeptała w pustkę.

dance harry potter emma watson daniel radcliffe hermione granger

***
Wybaczcie, że taki krótki, ale to połowa rozdziału, bo jest już 00:38 i zamykają mi się już oczy, Obiecałam, że dodam rozdział, więc sprężałam się jak mogłam. Jutro wszystko poprawię jeśli są jakieś literówki ;)

niedziela, 20 marca 2016

Ogłoszenie!

Cześć. Tak wiem, że rozdział miał być już dawno, ale niestety mam teraz taki zapierdziel, że nie nadążam. Mam napisaną 1/3 rozdziału i po prostu nie mam kiedy go dokończyć, mimo że w mojej głowie jest on już ułożony w całości. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie. Postaram się naprawdę zrobić to jak najszybciej. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Szkoła niestety zawsze musi być na pierwszym miejscu. Prawdopodobnie rozdział dodam w nocy w środę.
Jeszcze raz przepraszam.
Do napisania!
Marta Weasley

piątek, 4 marca 2016

Miniaturka: Perła oceanu


Perła oceanu

W pomieszczeniu panował lekki półmrok, ale rozświetlała go wpadająca przez otwarte okno czerwonawa poświata zachodzącego słońca. Bryza wiejąca znad oceanu poruszała lekko firanką, odsłaniając widok na piaszczysty brzeg i bezkresną taflę wody. Gdy kiedyś ktoś powiedział jej, że najpiękniejsze zachody słońca są nad oceanem, nie chciała uwierzyć, ale teraz była pewna, że jest to w stu procentach prawda. Podziwiała znikającą za horyzontem ognistą gwiazdę od kilkudziesięciu lat i nadal jej się to nie znudziło.
Na fotelu, który wyglądał już na trochę wysłużony, siedziała starsza kobieta. Siwe loki otulały jej pooraną zmarszczkami twarz. Z lubością przysłuchiwała się rytmicznym, spokojnym dźwiękom pianina. Jej wzrok wydawał się nieobecny i rozanielony.
   – Babciu – wyrwał ją z zamyślenia głos dziewczyny grającej na pianinie. Muzyka ucichła, a kobieta przeniosła swój nadal lekko nieobecny wzrok na nią.
  – Słucham cię, skarbie?
Mimo że Hermiona miała więcej wnucząt, to właśnie Clary najmocniej faworyzowała. Była ona najbardziej podobno do swojej matki, a co za tym idzie – do swojego dziadka. Te same iskierki w oczach, ten sam spokój w głosie…
  – Mogłabyś mi jeszcze raz wytłumaczyć jak zagrać te środkowe nuty? Za każdym razem zacinam się w tym samym momencie.
Staruszka skinęła głową i dość sprawnie jak na swój wiek, wstała z fotela. Kochała pianino, więc ogromną radość sprawiło jej, gdy wnuczka przejęła po niej to zamiłowanie. Sama od dawna już nie grywała, ale mimo to jej palce ani trochę nie wyszły z wprawy. Szybko i sprawnie wytłumaczyła Clary jak powinna zagrać by wszystko ze sobą płynnie współgrało. Tym razem dziewczynie się udało, a serce Hermiony przepełniło znajome uczucie ciepła. Z wrażenia aż ponownie usiadła. Clary już od kilku miesięcy uczyła się tej piosenki, bo wiedziała jak wiele znaczy ona dla jej babci. Nie myliła się, w sercu starszej kobiety od razu obudziły się wszystkie wspomnienia. Ciało Hermiony jakby skurczyło się, skuliła się wbijając głębiej w fotel. Narzuciła koc na ramiona i spojrzała na wnuczkę z czułością w oczach.
  – Zagrasz…Zagrasz mi dzisiaj całą? – jej głos lekko drżał z ekscytacji.
  – Tak, myślę, że tak. Właściwie to ta jedna piosenka szła mi najciężej, dlatego tak długo się nad nią męczyłam, ale pozostałe…Zresztą, sama zaraz zobaczysz, a raczej usłyszysz!
Gdy pierwsze dźwięki wypełniły pokój, Hermiona poczuła jak uczucie błogości ogarnia jej ciało. Przeniosła wzrok za okno. Jak co wieczór na plaży pojawiło się kilka zakochanych par. Kobieta doskonale pamiętała wszystkie wieczory spędzone w ten sam sposób. Między spacerującymi zakochanymi ujrzała tak dobrze znaną jej czuprynę…

Wiatr rozwiewał jej włosy, gdy biegła brzegiem oceanu. Piasek łaskotał ją przyjemnie w bose stopy. Nabierała rozpędu. Jeszcze tylko kilka kroków i hop! Wskoczyła chłopakowi na plecy, a on zręcznym ruchem złapał ją pod kolana. Roześmiała się, gdy przerzucił ją sobie przez ramię. Po chwili już znajdowała się z nim twarzą w twarz, podtrzymywana przez jego silne ramiona. Ramiona będące jej ostoją. Jej przystanią. Pocałowała go, a w ustach poczuła słony smak jego warg. Uśmiechnął się do niej i zaczął wbiegać do wody z piszczącą dziewczyną na rękach. Zamachnął się udając, że chcę wrzucić ją do wody, a ona protestowała głośno, uderzając go swoimi drobnymi piąstkami w klatkę piersiową.
  – Za buziaka jestem w stanie się poddać!
Spojrzała na niego zawadiacko. Była jak otwarta księga, zawsze można było wyczytać z jej oczu, gdy chciała coś zbroić. Chłopak od razu domyślił się, że coś się święci, ale za późno zorientował się co. Brunetka chlapnęła mu wodą w twarz, cicho chichocząc. Oczywiście nie pozostał jej dłużny. Rzucił się na tafle wody z dziewczyną w objęciach.

Wspomnienie znikło jak bańka mydlana, gdy ucichły dźwięki pianina. Hermiona uchyliła oczy. Właściwie to nawet nie zorientowała się, kiedy je zamknęła. Od razu zauważyła troskliwe spojrzenie wnuczki.
  – Wszystko w porządku babciu? – zapytała z nieukrywaną troską w głosie nastolatka.
  – W jak najlepszym porządku kochanie. To tylko wspomnienia, czasami lubią napadać na starszych ludzi w najmniej spodziewanym momencie – posłała wnuczce szczery uśmiech. – Pięknie zagrałaś tę piosenkę. Od lat jej nie słyszałam, a ty zagrałaś ją tak cudownie, że aż poczułam się znów młoda – zażartowała.
Dziewczyna lekko się zarumieniła. Podeszła do starszej kobiety i przytuliła ją, czule całując w czoło.
  – Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę babciu. – Z torby stojącej za fotelem kobiety wyciągnęła pożółkły już zeszyt. Źrenice Hermiony od razu się rozszerzyły, co oznaczało, że bez problemu poznała notatnik. Był to jej stary notes, w którym zapisywała wszystkie piosenki, które coś dla niej znaczyły, ale także pisała swoje własne. Clary usiadła przy pianinie rozkładając na nim nuty.
  – Chciałam zrobić ci niespodziankę, więc w domu ćwiczyłam pozostałe piosenki i kilka z nich idzie mi naprawdę nieźle, chcesz posłuchać?
Hermiona bez zawahania skinęła głową. By ukryć przed siedemnastolatką nachodzące jej do oczu łzy, szybko przeniosła wzrok ponownie na okno. Słońce już prawie całkowicie schowało się za horyzontem, gdy pomieszczenie wypełniły kolejne dźwięki, wciskając się do podświadomości kobiety i niczym macki wyciągające z niej odległe wspomnienia.
Wieczór był wyjątkowo ciepły. Ocean spokojnie kołysał się w rytm znanej tylko jemu piosenki. Biała, zwiewna sukienka, którą miała na sobie idąca plażą kobieta, idealnie kontrastowała z jej opalenizną. Jej dłoń spleciona była z dłonią idącego obok niej mężczyzny. Szli w milczeniu, jednak nie było to milczenie, które krępuję, a to milczenie, które łączy ludzi niemą przysięgą. Plaża była wyjątkowo pusta. Minęli jak do tej pory tylko dwójkę dzieciaków wyprowadzających na spacer psa. Hermiona obserwowała ocean, gdy ktoś zasłonił jej oczy czymś aksamitnym.
  – Co ty wyprawiasz? – zapytała zdziwiona.
  – Zobaczysz – wyszeptał wprost do jej ucha mężczyzna stojący za nią. Poczuła jak jej ciało przechodzą ciarki. Przełknęła gulę, która pojawiła się w jej gardle i pozwoliła się prowadzić. Pod stopami czuła mokry piasek, a w ustach słony smak, wilgotnego, oceanicznego powietrza. Wziął ją na ręce. Wyczuwała, że mężczyzna idzie coraz pewniej, więc wiedziała, że nie znajdują się już na plaży. Gdy postawił ją na ziemi, pod stopami poczuła belki pomostu, a jej serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Wiedziała już gdzie są, nawet bez zdejmowania opaski. To tutaj były praktycznie wszystkie ich pierwsze razy. Na tym pomoście zrozumiała, że jest dla niej kimś więcej, tutaj po raz pierwszy oddał jej swoją bluzę, po raz pierwszy ją objął, złapał za dłoń, pocałował… Czuła, że jej serce wpada w dziki galop. Domyślała się co zaraz się stanie, mimo że starała się odgonić od siebie tę myśl, przeczuwała że zmiany w jej życiu nadchodzą nieuchronnie. Kurtyna nałożona na jej oczy opadła i ukazał się jej widok, jakiego niejedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć. Na pomoście z płatków róż i lampionów ułożone było serce, a pośrodku niego świecący jakimś magicznym, złotawym światłem napis. Uklęknął przed nią i powtórzył to, co przed chwilą przeczytała.
  – Wyjdziesz za mnie? – wyszeptał, a dłonie w których trzymał małe pudełeczko w kształcie muszelki, zaczęły mu lekko drgać ze zdenerwowania, co tylko bardziej ją rozczuliło. – Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie? A właściwie to najszczęśliwszym mężczyzną we wszechświecie, bo jeśli gdzieś tam naprawdę żyją jakieś inne istoty to na pewno żadna z nich nie jest bardziej szczęśliwa niż ja będę, gdy powiesz tak.
Kobieta zachichotała nerwowo i wyciągnęła w jego stronę dłoń.
  – Oczywiście, że się zgadzam!
Na jej palcu błysnął piękny pierścionek, ozdobiony małą perłą. Rzuciła mu się na szyję, pozwalając by po jej twarzy spływały potoki łez szczęścia.
  – Jesteś moją perłą, moim skarbem w bezkresnym oceanie życia – wyszeptał wprost do jej ucha, a ona jeszcze bardziej wtuliła się w jego ramiona.

W pokoju ponownie zapanowała cisza wyrywając kobietę ze świata wspomnień. Już miała otworzyć oczy, gdy kolejne nuty zaczęły płynąć z instrumentu. Tak, to była zdecydowanie piosenka, która wiele zmieniła w jej życiu…

 – Gdzie mnie ciągniesz wariacie!
Mężczyzna z podekscytowaniem przeskakiwał kolejne wzniesienia klifu. Przystanął dopiero, gdy jego oczom ukazało się piaszczyste zejście na płaską część wzniesienia. Hermiona starała się dotrzymać mu kroku, ale ciężko było jej to zrobić w służbowym uniformie krępującym ruchy. Porwał ją zaraz po pracy nie pozwalając się nawet przebrać. Od początku wiedziała, że jest szalony, ale przecież to w nim tak pokochała, więc nie miała prawa narzekać. W ślad za narzeczonym zsunęła się piaszczystą ‘‘zjeżdżalnią’’ i stanęła na dość dużej, płaskiej powierzchni, z której prowadziła ścieżka na plażę. Widok z tego miejsca był piękny. Bezkres oceanu, w oddali kawałek portu i przede wszystkim ich pomost. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
  – Podoba ci się tutaj? – w jego głosie wyczuwalna była nutka zdenerwowania.
  – Oczywiście, że tak! Przecież wiesz jak uwielbiam to miejsce, wiesz jak kojąco działa na mnie ocean.
  – Wiem, dlatego właśnie – podszedł do dziewczyny i przestawił ją kawałek dalej. Podniósł patyk z ziemi i kreśląc jakieś prostokąty na ubitej ziemi, zaczął mówić: – Dlatego właśnie tutaj będzie salon, a tam kuchnia, żebyś mogła patrzeć na wodę, gdy będziesz gotować mi obiady. A tutaj się wszystko odgrodzi, żeby nasze dzieci i pies, albo pies i dzieci. To zależy, w jakiej kolejności będziemy posiadać te dwie istoty…
Nie dokończył swojej wypowiedzi, bo kobieta zarzuciła mu ręce na szyję i obdarzyła namiętnym pocałunkiem.
  – Lepszego miejsca na dom nie mogłam sobie nawet wymarzyć – wyszeptała wtulona w jego tors.

Clary nie przestała grać, jednak zmieniła utwór. Płynnie przechodząc z wesołych rozbieganych dźwięków na bardziej stonowane i uroczyste. Hermiona doskonale pamiętała skąd wzięły się w jej zeszycie nuty do tego utworu. Była to piosenka, którą zagrała dla niego na ich ślubie. Wspomnienie tego dnia już chciało się uwolnić, wypłynąć pod zmęczone powieki staruszki, jednak odgoniła je od siebie. To było jedyne wspomnienie, którego nie potrafiła rozpamiętywać. W tamten dzień nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że to ,,(…) i dopóki śmierć nas nie rozłączy” nastąpi tak szybko. Utwór całe szczęście był bardzo krótki, więc Clary na chwilę zaprzestała grać, poszukując kartki z kolejnym utworem. Granger uniosła rękę wskazując na leżącą z boku małą, złożoną na pół kartkę papieru.
  – Zagraj tamtą, nie jest trudna, ale jestem pewna, że ci się spodoba.
Brązowowłosa skinęła głową i sięgnęła po wskazaną stronę. Widać było po niej, że wpadła już w trans. Muzyka pochłonęła ją całą, opętała jej ciało i duszę, pozwalając na to by palce robiły swoje. Hermiona czuła przepełniającą ją dumę, gdy patrzyła na wnuczkę, która miała ten niezwykły dar odczuwania muzyki. Clary, wyprostowana i z nienaganną postawą, z wyczuciem muskająca klawisze pianina, przypominała jej ją samą…

Kobieta siedziała na stołku stojącym przy instrumencie. Nie mogła się skupić. Tak jak zawsze, gdy tylko dotknęła klawiszy wena sama przychodziła, tak tym razem w jej głowie zionęła wielka, czarna pustka. Pokój rozświetlało kilka świeczek i wpadające przez okno światło księżyca. Przedłużająca się cisza zapełniała pomieszczenie. Drzwi cicho zaskrzypiały i stanął w nich on. Jak zwykle uśmiechnięty i jak zwykle przyglądający jej się z zachwytem w oczach tak głębokim, jak głębia oceanu znajdującego się kilka metrów dalej. Zarumieniła się. Zawsze, tak reagowała, gdy przyłapywała go na tym czułym spojrzeniu. Usiadł na fotelu koło instrumentu. Często tak robił, gdy Hermiona grała. Siadał i przyglądał się jej smukłym palcem rozbieganym po klawiszach pianina.
   – Zagraj mi coś.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona. Często jej słuchał, ale rzadko prosił o to by mu grała. Skinęła głową i starała się skupić. Palce same zaczęły pracować. Już po chwili całe jej ciało stało się jednością z płynącą muzyką. Jakaś sfałszowana nuta wkradła się w grany przez nią utwór. Zamknęła na chwilę oczy, a potem jak oparzona wybiegła z pokoju. Wybiegł za nią, ale Hermiona zdążyła już wpaść do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Od kilku dni męczyły ją mdłości. Nie zjadła nic nieświeżego, więc pozostawała tylko jeszcze jedna opcja. Test ciążowy czekał w szafce, więc po kolejnym ataku mdłości postanowiła go w końcu zrobić. Mężczyzna zapukał do drzwi.
  – Kochanie, wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Dalej wpatrywała się osłupiała w wynik testu. Będzie mamą. Będą rodzicami. Jak to dumnie brzmi, prawda? Otworzyła drzwi łazienki. Nie musiała nic mówić. Mąż widząc test ciążowy w jej ręce i radość w oczach od razu zrozumiał. Uniósł ją do góry i zaczął biegać po całym domu krzycząc, że będzie ojcem. Nigdy wcześniej nie widziała go tak szczęśliwego, a gdy jeszcze okazało się, że szczęście będzie podwójne…

Starsza kobieta nieświadomie dotknęła naszyjnika zawieszonego na jej szyi. Dostała go od niego zaraz po narodzinach dzieci. Miał to być rodzaj podziękowania, wyrażenia wdzięczności za to, że dała mu takie cudowne istotki. On zawsze wiedział jak uczynić ją szczęśliwą, jak sprawić by poczuła się wyjątkowa. Kolejne nuty zaczęły rozbrzmiewać, ale tym razem serce kobiety zaczęło niespokojnie łomotać. Napisała tę piosenkę w ten dzień… Próbowała odgonić od siebie wspomnienie, ale ono nie dawało za wygraną.

Cały kraj ogarnęły wyjątkowo wysokie temperatury. Żar lał się z nieba, co sprawiło, że na plaży było dziś strasznie tłoczno już od samego rana. W takie dni Hermiona szczególnie doceniała mieszkanie nad oceanem. Wiejąca znad wody bryza przyjemnie orzeźwiała. Wyszła z domu, by wyciągnąć listy ze skrzynki. Gdy w okolicy codziennie przewijało się tyle mugoli, chmary sów lądujące koło ich domu zaczęłyby być podejrzane, więc postawili na magiczną skrzynkę. Tak jak się spodziewała, były w niej listy od dzieci i jeden od rodziców, zapewne ze zdjęciami z ich ostatniej podróży do Włoch. Wzięła korespondencje i ruszyła z powrotem do domu, jednak kilka kroków przed drzwiami na jej ramieniu wylądował ogromny, czarny puchacz. Wypuścił list, który trzymał w dziobie i odleciał. Wiedziała, że sowy do ich domu miały być przysyłane tylko w wyjątkowo pilnych sprawach, więc nic dziwnego, że poczuła przepełniający ją niepokój. Uniosła list, a ten wyrwał jej się z rąk. A potem rozległ się głos jakiegoś mężczyzny, wypowiadającego słowa, które miały rozbić jej serce na milion małych kawałków.
  – Z ogromnym żalem zawiadamiamy o śmierci pani męża…
Dalsza część wypowiedzi nie docierała już do jej podświadomości. Poczuła tylko jak osuwa się na ziemię, a świat dookoła niej staje się czarny.

Okno zamknęło się z głośnym hukiem. Clary przestała grać, a Hermiona wywróciła laskę, która stała oparta o fotel. W pomieszczeniu zapadła cisza. Młodsza kobieta wstała i domknęła okno, po czym przysiadła na oparciu fotela obok swojej babci.
  – Chyba na dzisiaj starczy – otarła wierzchem dłoni łzę spływającą po twarzy staruszki. – Nie chciałam żebyś się smuciła, nie myślałam…
Kobieta uniosła dłoń w uciszającym geście.
  – Przestań skarbie. Zrobiłaś mi najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć. Te piosenki bardzo wiele dla mnie znaczą, chciałam je usłyszeć jeszcze raz zanim przyjdzie na mnie czas – uśmiechnęła się, wpatrując się we wnuczką z ogromem miłości i wdzięczności w oczach.
  – Nie mów tak babciu! Jeszcze nie raz zagram ci te piosenki, jeśli tyko będziesz chciała.
Kobieta skinęła głową. Poczuła, że ogarnia ją zmęczenie. Taki natłok wspomnień był dla jej zmęczonego życiem serca prawdziwym wyzwaniem.
  – Wiesz babciu – przerwała milczenie nastolatka. – Chciałabym kiedyś poznać takiego mężczyznę jak dziadek. Takiego romantycznego, czułego i troskliwego.
  – O tak, twój dziadek był prawdziwym ideałem. I ja z całego serca życzę ci kochanie, żebyś poznała takiego mężczyznę, ale żeby wasza miłość trwała dłużej niż moja i dziadka. Niczego bardziej nie pragnę niż tego, żebyście byli wszyscy szczęśliwi.
Dziewczyna zsunęła się z fotel i usiadła na kolanach Hermiony. Przytuliła staruszkę, a ta odwzajemniła uścisk.
  – Kocham cię babciu.
  – Ja też cię kocham, ciebie, twoich braci i kuzynostwo. Wszystkich bardzo was kocham i zawsze będę nad wami czuwała, pamiętajcie o tym.
Uśmiechnęła się smutno, gdy dziewczyna wstała.
  – Jestem już bardzo zmęczona. Nie obrazisz się, jeśli nie odprowadzę cię dziś?
  – Oczywiście, że nie. Odpoczywaj babciu. Śpij dobrze – cmoknęła kobietę w policzek i wyszła z pokoju.
  – Dziś na pewno będę spała dobrze.
Podniosła laskę z podłogi i z jej pomocą dokuśtykała do łóżka. Na komodzie stało duże, oprawione w ramkę ślubne zdjęcie. Hermiona położyła się i drżącą ręką sięgnęła po fotografie. Ucałowała zdjęcie i patrząc w oczy męża, wyszeptała.
  – Czekaj tam gdzie zawsze kochanie, już idę…

Przytuliła zdjęcie do piersi i zasnęła.

***

Witajcie! Tym razem przybywam do Was z czymś innym niż rozdział, a mianowicie z miniaturką konkursową, którą zajęłam trzecie miejsce na Katalogu Granger. Wiem, że jest ona trochę przydługawa, ale cóż - jak już się rozkręcę to ciężko mi zabrać klawiaturę spod łapek. Co sądzicie o te pracy? Podoba Wam się? :D Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie ;)

PS Dostałam jeszcze jako nagrodę piękny obrazek, dzięki ale niestety nie mogę go tutaj wstawić, bo blogger znowu świruje :c 

PS2 Jednak chyba udało mi się pokonać bloggera, zobaczcie czy Wam się otwiera ;)
http://www.tinypic.pl/04jqvymtpsbq
Wyświetlanie 3 miejsce.png
Wyświetlanie 3 miejsce.png
Wyświetlanie 3 miejsce.png