Hermiona obudziła
się, czując chłód na plecach. Podciągnęła kołdrę pod samą brodę, by choć trochę
ogrzać skostniałe ciało. Okna w dormitorium były pozamykane, więc trochę
zdziwiło ją, że cały czas nie mogła przestać się trząść. Wzięła bluzę, którą
miała narzuconą na ramiona i założyła ją. Momentalnie uczucie zimna ustąpiło.
Nagle uświadomiła sobie, że bluza, którą właśnie ma na sobie to bluza Freda,
którą zostawiła w Pokoju Wspólnym, gdy szła spać… Jej serce zaczęło gwałtownie
miotać się, niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce zbudowanej z jej żeber.
Obrazy ze snu z ogromną prędkością przelatywały jej przed oczami, budząc przy
tym w dziewczynie mnóstwo emocji. Czuła jak każda komórka jej ciała tężeję, jak
cała napina się niczym strzała gotowa do lotu. Nabroiłaś mała…Nie mogłam cię stracić, więc musiałam to zrobić…Gdybym
w porę nie zareagował to żadne z twoich wspomnień mogłoby nie ocaleć… Mózg
Gryfonki pracował na najwyższych obrotach, starając się zrozumieć wszystkie
wydarzenia ze snu. O ile snem można było to nazwać, bo Granger czuła się tak
jakby wszystko to wydarzyło się naprawdę, miała wrażenie, że nadal czuję pod
stopami kwiecisty dywan. Zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach, starając się
uspokoić myśli i ciało. Kilka głębszych wdechów na nic się zdało. Wstała z
łóżka najciszej jak potrafiła i szybko przemknęła się do drzwi. Marmurowa podłoga
ziębiła ją w bose stopy, ale nie zwracała na to uwagi, chciała jak najszybciej
znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, bo czuła, że inaczej zwariuje. Weszła do
Pokoju Wspólnego i ku swojej radości – nikogo tam nie zastała. Szybko omiotła
wzrokiem pomieszczenie. W świetle dogasającego kominka ciężko jej było odnaleźć
przedmiot, którego potrzebowała. Ostrożnie, starając się na nic nie wpaść,
ruszyła w stronę najciemniejszego kąta Pokoju. Żałowała, że nie zabrała
różdżki, która teraz byłaby bardzo przydatna do oświetlenia pomieszczenia.
Zmarzły jej dłonie, więc włożyła je do kieszeni bluzy, gdzie o dziwo wyczuła
długi, drewniany przedmiot. Różdżka. Wyciągnęła ją i szybki ruchem, zapaliła
wszystkie lampy. Pomieszczenie zalała ciepła, pomarańczowawa poświata, która
nadawała Pokojowi specyficzną, przytulną atmosferę. Hermiona uśmiechnęła się
widząc stojącą przed nią skrzynię. Uklęknęła i złapała za wieko, by ją
otworzyć, ale to ani drgnęło. Rzuciła zaklęcie otwierające, ale to również nie
pomogło. Nie spodziewała się po bliźniakach zbyt zaawansowanej magii, więc
spróbowała jeszcze kilku innych zaklęć. Przy ostatnim zamek w końcu cicho kliknął
i otworzył się. Uniosła ciężkie wieko, a jej zmysł węchu został zaatakowany
przez natłok przeróżnych zapachów. Przez chwilę miała wrażenie, że zemdleje,
ale całe szczęście po upływie kilku sekund zapachy straciły na intensywności. We
wnętrzu skrzyni znajdowały się przeróżne fiolki, składniki do ich wynalazków i
również wiele podejrzanie wyglądających rzeczy, których pochodzenia chyba
Hermiona wolała nie poznawać. Nigdzie nie było tego, czego szukała – czyli notatek ze składem danego wynalazku. Jednak bliźniacy
byli inteligentniejsi niż przewidywała. Miała nadzieje, że skoro są na tyle
głupi by zostawiać skrzynię ze swoimi wynalazkami, gdzie popadnie to i zapiski
się znajdą. Westchnęła cicho.
– Nie ładnie tak grzebać w cudzej własności.
Hermiona aż podskoczyła,
słysząc za sobą głos chłopaka. Szybo wstała i obróciła się, stając twarzą w
twarz z nowo przybyłym.
– Ja… – odkaszlnęła, by dodać sobie czasu na
wymyślenie kłamstwa – nie mogłam spać,
więc postanowiłam, że przyjrzę się waszym wynalazkom. Skoro mam wam pomóc to
chciałam się zorientować co i jak, jakie książki będą mi potrzebne i w ogóle.
George wyglądał na nie do
końca przekonanego. Przyglądał jej się podejrzliwie jeszcze przez chwilę, aż w
końcu jego twarz ponownie rozpromieniła się.
– Perfekcyjna jak zwykle. – Uśmiechnął się do
niej. – Mogłaś poprosić, podałbym ci wszystkie potrzebne informacje.
– Nie mogłam spać, więc to było tak pod
wpływem chwili. Postanowiłam czymś się zająć, a to pierwsze przyszło mi na
myśl.
Nie lubiła kłamać, ale w tej
sytuacji to było jedyne wyjście. Nie mogła powiedzieć przecież, że szuka
wynalazku, którym w nią trafili, żeby sprawdzić czy całkiem przypadkiem jego
brat nie skasował jej pamięci. George uklęknął przy skrzyni i włożył do niej
rękę, chwile pomajstrował przy lewym boku pudła, a po chwili wysunęła się z
niego szuflada pełna kartek. Bardzo
sprytnie – pochwaliła ich w duchu Hermiona.
– Na razie mamy cały zapas prototypów z
wynalazkami na przyszły rok szkolny, ale zaczęliśmy też przygotowywać kolekcję Halloweenową,
Bożonarodzeniową i Walentynkową.
Granger otworzyła szeroko usta
ze zdziwienia.
– Ale przecież do tych świąt jeszcze mnóstwo
czasu!
– Tak, ale wykonanie niektórych eliksirów
zajmuję bardzo dużo czasu. Potrzymaj, – podał jej plik kartek – to są wszystkie
skończone wynalazki.
Włożył ponownie rękę do
skrzyni, tym razem po prawej stronie. Hermiona korzystając z jego nieuwagi,
szybko odszukała na kartkach Kometę Kryształowego Zaklęcia i niepostrzeżenie
wyciągnęła ją z pliku i schowała do kieszeni.
– A tutaj są prototypy – powiedział
zadowolony z siebie, gdy w końcu udało mu się wygrać zaciętą walkę z zacinającą
się szufladą. – Na razie mogę ci je tylko pokazać, żebyś zobaczyła co ci będzie
potrzebne, ale sama rozumiesz, że nie mogę ci ich dać.
Hermiona skinęła głową, udając
że czyta skład wszystkich wynalazków. Jej uwagę najbardziej przykuły niejakie
Zniewalające Bańki Pierwszej Miłości z kolekcji walentynkowej. Przepis był
pisany w inny sposób niż pozostałe, bardziej chaotycznie i było na nim o wiele
więcej skreśleń, jakby ktoś ciągle zmieniał zdanie tworząc go.
– To autorski projekt Freda – rzucił George,
zaglądając jej przez ramię w kartki. – Nie sądzę, że coś z tego wyjdzie, ale
nie można podcinać braciszkowi skrzydeł.
Zabrał kartki i ponownie je
schował. Gdy zamknął i zabezpieczył skrzynię, spojrzał ponownie na Hermionę.
– Czemu zgodziłaś się nam pomóc?
Zdziwiła się jego pytaniem.
Czyżby George coś podejrzewał?
– Stwierdziłam, że jeśli już macie produkować
te swoje wymysły to jeśli wam pomogę to przynajmniej będę miała pewność, że nie
są one szkodliwe dla zdrowia.
George uśmiechnął się.
– Cała Granger. Tak myślałem, że nie robisz
tego z miłości do nas… – zamyślił się chwilę. – Chociaż patrząc na to, że masz
na sobie bluzę mojego brata to może jednak robisz to z miłości do jednego z
nas.
Hermiona poczuła jak na jej
policzki wpełza ogromny rumieniec. W takich momentach jak ten żałowała, że się
nie maluję, przynajmniej tona pudru ukryłaby te wypieki.
– Nie bądź śmieszny George, Fred nie
wytrzymałby ze mną nawet minuty. On, i ty zapewne też, macie chyba całkowite
uczulenie na książki.
– Nie bądź taka pewna, Fred pod tą maską
Hogwarckiego idioty skrywa swą prawdziwą twarz – myśliciela i jedynej nadziei
rodziny Weasley. – Oboje roześmiali się. – Wiesz Hermiona, tak naprawdę to nie
pogardziłbym taką bratową jak ty!
–George! Przestań już! – Śmiejąc się pacnęła
go w ramię.
– Dobrze, już dobrze. Tylko ostatnio mój
braciszek cały czas cię wychwala, mówi jaka to jesteś miła i inteligenta, i jak
dobrze mu się z tobą rozmawia, więc myślałem, że…
– Oh George, tak rzadko zdarza ci się myśleć
i jak w końcu to robisz to marnujesz czas na myślenie o takich głupotach?
Udał obrażonego i zmierzył
Gryfonkę urażonym wzrokiem.
– Ja też mam uczucia! – udał, że ściera z
policzka niewidzialną łzę – Ranisz!
– Prawda bywa bolesna mój drogi. – Poklepała
go pocieszająco po ramieniu. – Ja tymczasem wracam do łóżka.
Obróciła się i już chciała
odejść, gdy chłopak objął ją.
–Dziękuję Hermiono, nawet nie wiesz ile dla
nas znaczy twoja pomoc.
Poczuła się trochę nieswojo,
ale odwzajemniła uścisk chłopaka. Zrobiło jej się trochę przykro, że pomoc im
jest jedynie częścią jej planu. Szybko wróciła do dormitorium i ponownie
zakopała się w swym kokonie z pościeli. W głowie kołatały jej się słowa Georga,
na temat tego, że Fred coś o niej mówił. Czy on naprawdę ją lubił? Nie,
przecież to absurd! Wyciągnęła zwitek papieru z kieszeni i szybko go
przeanalizowała. Niestety w składzie nie znalazła nic, co mogłoby wywołać taki
skutek. Zawiedziona położyła się ponownie spać, choć wiedziała, że zbyt szybko
nie zaśnie.
***
Tydzień
minął niepostrzeżenie i nadszedł w końcu tak wyczekiwany przez wszystkich
uczniów dzień – zakończenie roku szkolnego. Od najwcześniejszych godzin w całym
zamku panowało niezwykłe poruszenie. Przepakowywanie kufrów, przetrzepywanie
dormitoriów by upewnić się, że na pewno o niczym się nie zapomniało i
oczywiście entuzjastyczne rozmowy, dzielących się ze sobą wakacyjnymi planami
uczniów. Podekscytowanie udzielało się wszystkim tylko nie Hermionie. Granger.
Jak na porządną uczennice przystało, spakowała się już wczoraj, skrupulatnie
układając książki i ubrania, tak by nic się nie pogniotło, ani żadna z książek
nie ucierpiała podczas podróży. Ubrana w szkolne szaty, zeszła do Pokoju
Wspólnego, gdzie zastała dość dziwny widok. Na
środku pomieszczenia walczyły ze sobą dwa kufry, którym kibicowała
zgromadzona dookoła publiczność. Jedni krzyczeli, inni bili brawo, gdy klapa
jednego z kufrów ‘’zgubiła’’ kawałek zamykania. Hermiona nie musiała nawet
szukać winowajców całego zamieszania, bo od razu domyśliła się, że są nimi Fred
i George. Podeszła do siedzących na kanapie – Harry’ego i Rona, którzy
pochłonięci byli rozmową. Byli tak zajęci, że nawet jej nie zauważyli, więc
postanowiła im nie przeszkadzać. Wyszła z pomieszczenia.
Teraz siedziała nad stawem, z dala od hałasu i
tłoku. Promienie słońca przyjemnie łaskotały jej policzki. Przymrużyła oczy i
oparła się o konar drzewa. Kochała Hogwart, był dla niej naprawdę ważnym
miejscem, jednak tęskniła za domem. Może nie tyle za domem, a za rodzicami.
Jako jedynaczka zawsze spędzała z nimi dużo czasu, to jej poświęcali całą swoją
uwagę i tyle miesięcy rozstania czasami było ciężkie do zniesienia. Coś
zasłoniło jej słońce, więc zmuszona była otworzyć oczy. Spojrzała na rudą
czuprynę błyszczącą w promieniach słonecznych i mimowolnie lekko się
uśmiechnęła.
– Cześć
– rzucił Fred, swoim zwykłym, lekko
ironicznym tonem głosu, siadając koło niej.
– Cześć – odpowiedziała, odwracając od niego
wzrok i ponownie przymykając powieki.
– Jak tam?
– W porządku, a u ciebie?
– Też. A właściwie to nie. Dziwne to
wszystko, co?
Hermiona otworzyła oczy i
spojrzała na niego zdziwiona, jej serce automatycznie przyspieszyło.
– Co masz na myśli?
– Cedrika. Od jego śmierci minęło zaledwie kilka
tygodni, a wszyscy zachowują się jakby zapomnieli o tym, że kiedykolwiek
istniał. To smutne, że człowiek jest, a za chwilę już go nie ma. Gorsze jest
jeszcze to, że nikt nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Czarny Pan wrócił, a wszyscy mają na to wyje… wyrąbane.
– Tak, masz rację. Ludzie zbyt szybko
zapominają i lekceważą ostrzeżenia. Każdy kolejny rok będzie coraz cięższy i
będzie pochłaniał coraz więcej ofiar. I to w nas, w młodych ludziach jest
jedyna nadzieja tego świata…
Fred przyglądał jej się przez
chwilę ze zdziwieniem w oczach. Zastanawiało go skąd ona bierze te wszystkie
życiowe mądrości. Podziwiał ją za to. W tym momencie miał ochotę powiedzieć jej
jakiś komplement, bo nie mógł znieść tego, że tak wartościowa dziewczyna jak
Hermiona, nie zna swojej wartości. Jego przyglądanie się dziewczynie przerwał
odgłos poruszanych gałęzi i pełen
zazdrości wzrok Angeliny wbity w niego.
– Tutaj. Jesteś. Skarbie.
Na jej twarzy malowała się
złość, która próbowała ukryć sztucznym uśmiechem. Fred widząc jej minę, szybko
się zerwał i stanął koło niej.
– Taaak, musiałem zaczerpnąć trochę świeżego
powietrza i odetchnąć od tego hałasu. – Cmoknął ją w policzek, a Hermiona
poczuła jak jej krew w żyłach zaczyna wrzeć. Nagle poczuła niepohamowaną ochotę
utrzeć nosa Johnson.
– Oh, no dobrze. To co idziemy? Za chwilę
zaczyna się uroczystość!
– Tak, tak. Już idę. Do zobaczenia Hermiono!
– rzucił w jej stronę i ruszył za swoją dziewczyną.
– Fred! – krzyknęła, zanim ugryzła się w
język. – Twoja bluza, musze ci ją oddać.
Na twarzy Angeliny malowała
się teraz prawdziwa wściekłość, a na Hermiony wyraz triumfu. Wiedziała, że Fred
będzie miał przez nią na pewno niezły opierdziel , ale nie mogła sobie odmówić
tej przyjemności.
– A…bluza…tak – zamyślił się na chwilę –
oddasz mi ją we wakacje!
I zniknął. Hermiona mogłaby
przysiąc, że widziała na jego twarzy wyraz aprobaty dla jej odwetu. Wstała i
powlekła się w stronę szkoły.
Odnalazła Rona i Harry’ego w
Pokoju Wspólnym, nadal siedzących na kanapie. Podeszła do nich i usiadła obok.
– Co się dzieję? Czemu jeszcze nie jesteście
na Wielkiej Sali?
Ron spojrzał na nią błagalnym
wzrokiem, a na jego twarzy pojawiła się mina w stylu ‘’zrób coś z nim, zanim stracę
nad sobą panowanie”.
– Harry nie chcę iść na uroczystość, bo ma
dosyć tych wszystkich wścibskich spojrzeń, jakby przez te wszystkie lata nie
mógł się do nich jeszcze przyzwyczaić.
Ron pokręcił głową ze złością.
Hermiona doskonale rozumiała Harry’ego. Od czasu śmierci Cedrika opinie na jego temat były podzielone
i niestety zdecydowanie większa część uważała go za wariata próbującego
nastraszyć cały świat powrotem Voldemorta. Po długotrwałych wykładach Hermiony
i Rona, Harry w końcu uległ. Ruszyli na Salę.
Wielka Sala nie wyglądała tak
jak zwykle. Dotychczas podczas uczt pożegnalnych była ozdobiona
kolorami zwycięskiego domu, ale tym razem ich miejsce zastąpiły czarne
draperie, będące oznakami żałoby. Szybko przecisnęli się do zajętych dla nich przez
Ginny miejsc. Ogromna przestrzeń Wielkiej Sali wypełniona była ciszą i
równomiernymi oddechami uczniów.
* – Nadszedł koniec – zaczął Dumbledore,
rozglądając się po Sali – następnego roku.
Na chwilę zamilkł, a jego
spojrzenie zatrzymało się na stole Hufflepuffu. Dziś był to najbardziej
zdyscyplinowany stół, a Puchoni najbardziej bladymi i smutnymi uczniami w Sali.
– Dziś wieczór chciałbym powiedzieć wam
bardzo wiele, – ciągnął Dumbledore – ale najpierw muszę wspomnieć o stracie
osoby, która powinna siedzieć tutaj, – wskazał ręką stół Puchonów – razem z
nami ciesząc się ucztą. Chciałbym, żebyśmy wszyscy wstali i wznieśli toast za
Cedrika Diggory'ego.
Wszyscy to zrobili; ławki
zaskrzypiały, kiedy wstali i podnieśli swoje kielichy, i powtórzyli, niskimi,
smutnymi głosami “Cedrik Diggory”.
Hermiona napotkała spojrzenie
Freda, które po raz pierwszy było tak smutne. Czuła, że jej spojrzenie jest
takie samo.
* – Cedrik był osobą, którą
ucieleśniała wiele cech charakteryzujących dom Hufflepuffu – ciągnął Dumbledore.
- Był dobrym i lojalnym przyjacielem, umiał ciężko pracować, cenił czystą grę.
Jego śmierć miała wpływ na was wszystkich, niezależnie od tego, czy go
znaliście, czy nie. Myślę, że w takim razie macie prawo, żeby dowiedzieć się,
co dokładnie się stało.
Wszyscy wstrzymali powietrzę,
domyślając się co lada chwila powie dyrektor.
* – Cedrik Diggory został
zamordowany przez Lorda Voldemorta.
Pełen paniki szmer przeszedł
przez Wielką Salę. Ludzie wpatrywali się w Dumbledore'a z niedowierzaniem i
przerażeniem. On natomiast zupełnie spokojnie, w milczeniu, patrzył, jak
szepczą między sobą.
– Ministerstwo Magii – kontynuował Dumbledore
– nie chce, żebym wam to mówił. Możliwe, że rodzice niektórych z was będą
oburzeni, że jednak to zrobiłem... ponieważ nie uwierzą, że Lord Voldemort
powrócił, albo ponieważ sądzą, że jesteście zbyt młodzi, by dowiedzieć się
prawdy. Ja jednak uważam, że prawda jest zawsze lepsza od kłamstwa, oraz że
udawanie, że Cedrik zginął w wypadku albo na skutek swojego błędu, krzywdzi
jego dobre imię.
Oszołomienie i przerażenie,
wszystkie twarze w Wielkiej Sali były teraz zwrócone na Dumbledore'a.
– Jest jeszcze ktoś, kto powinien być
wspomniany w tym miejscu – ciągnął Dumbledore. – Mówię oczywiście o Harrym
Potterze.
Po Wielkiej Sali znowu
przeszedł szmer, kiedy wiele głów odwróciło się i spojrzało na Harry'ego.
– Harry'emu Potterowi udało się uciec Lordowi
Voldemortowi – powiedział Dumbledore – Ryzykował on własnym życiem, by zabrać
ciało Cedrika z powrotem do Hogwartu. Okazał, w pełnym znaczeniu tego słowa,
ten rodzaj odwagi, który zaledwie niewielu czarodziejów było w stanie okazać,
stając twarzą w twarz z Lordem Voldemortem. I za to należy mu się szacunek.
Dumbledore zwrócił się z
grobową miną do Harrego i ponownie podniósł swój kielich. Prawie wszyscy w
Wielkiej Sali powtórzyli gest. Wyszeptali jego imię, tak samo jak wcześniej
Cedrika, i wypili za niego toast.
Kiedy wszyscy ponownie zajęli
swoje miejsca, Dumbledore zabrał głos:
- Celem Turnieju Trzech Czarodziejów było
propagowanie tolerancji i zrozumienia. W świetle tego, co się stało... powrotu
Voldemorta... ten cel staje się ważniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Dumbledore zerknął na Madame
Maxime i Hagrida, na Fleur Delacour i pozostałych uczniów Beauxbatons, na
Victora Kruma i jego kolegów z Durmstrangu przy stole Ślizgonów. Krum, jak
zauważyła Hermiona, patrzył czujnie, prawie z obawą, jakby oczekiwał, że
Dumbledore powie coś nieprzyjemnego.
– Każdy gość w tej Sali – powiedział
Dumbledore, spoglądając na uczniów Durmstrangu – będzie tutaj powitany w każdej
chwili, jeśli tylko zechce do nas zawitać. Powtarzam to jeszcze raz: w świetle
powrotu Lorda Voldemorta, jesteśmy tak silni jak tylko jesteśmy zjednoczeni, i
tak słabi, jak jesteśmy podzieleni.
– Wkład Lorda Voldemorta w szerzenie niezgody
i wrogości jest ogromny. Możemy z tym walczyć tylko poprzez okazanie równie
wielkiej siły przyjaźni i zaufania. Różnice w zachowaniu i języku są niczym,
jeśli nasze cele są identyczne, a nasze serca otwarte.
– Myślę... i jeszcze nigdy aż tak nie
pragnąłem być w błędzie... że przed nami czarne i trudne chwile. Niektórzy z
was, w tej Sali, już ucierpieli bezpośrednio od Lorda Voldemorta. Wiele waszych
rodzin zostało rozbitych. Tydzień temu jeden z was opuścił ten świat.
– Zapamiętajcie Cedrika. Pamiętajcie, jeśli
przyjdzie taki moment, że będziecie musieli wybrać między tym, co jest
właściwe, a tym, co jest łatwe, pamiętajcie, co stało się z chłopcem, który był
dobry i odważny, ale miał nieszczęście spotkać na swej drodze Lorda Voldemorta.
Zapamiętajcie Cedrika Diggory'ego.
Wszyscy
obecni powstali i unieśli różdżki w górę, zapalając małe iskierki na ich
końcach.
***
Hermiona wyszła na dziedziniec, gdzie uczniowie innych szkół szykowali się do odjazdu. Odnalazła wzrokiem Kruma i uśmiechnęła się, przeciskając się do niego wśród tłumu...
***
Heeeeeloł :D ale Was rozpieszczam, co? Rozdział w ciągu trzech dni od poprzedniego - to się nazywa prędkość xD Ale to tak w ramach świątecznego prezentu! A jeśli już mowa o świętach to Wesołych Świąt i oczywiście mokrego dyngusa moi drodzy :D
PS Czekam na 10 komentarzy :D
PS2 Fragmenty oznaczone * to cytaty z książki ;)