Strony

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 13: Bójka cz.1

    Hermiona była podenerwowana. Czuła na sobie czujny wzrok Angeliny, która bacznie śledziła każdy jej krok. Gdy Granger zaczynała kolejną rundę spaceru wokół kanap, popiół w kominku zaczął wirować. Zielone światło wypełniło pomieszczenie, a po chwili w samym środku tego blasku zmaterializował się Matt. Na jego twarzy jak zwykle gościł flirciarski uśmiech, a postawa jego ciała wskazywała na to, że jest całkowicie wyluzowany. Wyszedł z kominka i nie zwracając uwagi na zgromadzonych, ruszył prosto w stronę Hermiony. Podszedł do niej i objął ją w talii, przyciągając jej drobne ciało do siebie. Nachylił się i muskając lekko wargami płatek jej ucha, wyszeptał.
  - Jak bardzo wiarygodny mam być?
Hermiona spojrzała prosto z jego oczy i zagryzając lekko wargę, przysunęła się do jego twarzy, opierając swoje czoło o jego.
  - Bardzo - odpowiedziała, a chłopak wpił się w jej usta.
Starała się nie myśleć o tym co robi, po prostu oddawała pocałunki, starając się wyłączyć krzyczący ostrzeżenia umysł. Gdy w końcu oderwali się od siebie, Matt mocno przytulił ją do siebie. Granger wtuliła się w niego, wdychając zapach jego perfum. Znad ramienia chłopaka, spojrzała na Freda. Siedział spięty, dłonie miał zaciśnięte w pięści tak, że aż zbielały mu kostki, a jego twarz przybrała ceglasty kolor. Hermiona poczuła coś dziwnego w okolicach serca, jakieś uczucie, które nie do końca wiedziała jak opisać. Coś w rodzaju satysfakcji z tego, że Fred jest o nią zazdrosny. Odsunęła się od Matta, który cmoknął ją jeszcze w czoło, po czym stanął za nią, splatając dłonie na jej talii.
  – No, no Amans! Od kiedy to taki romantyk z ciebie? – zapytała z nutą złośliwości, ale i zazdrości Angie.
  – Eh, Angie. A od kiedy to mówisz do mnie po nazwisku?
Angelina prychnęła z pogardą i odwróciła się do Freda, cmokając go w policzek. Chłopak jednak wydawał się nieobecny i w żaden sposób nie zareagował na jej czułości, co widocznie ją zezłościło. Wstała i ze sztucznym uśmiechem spojrzała na zebranych.
  - To co, mały meczyk Quidditcha?
Z satysfakcją spojrzała na Hermione, która na samą wzmiankę o Quidditchu poczuła, że paraliżuje ją strach. Na jej nieszczęście, wszyscy, łącznie z Kate, która właśnie weszła do pomieszczenia, zareagowali na ten pomysł bardzo entuzjastycznie. Serce Hermiony zaczęło bić w zabójczym tempie. Jej duma nie pozwalała się jej wycofać, ale z drugiej strony wiedział, że zrobi z siebie tylko pośmiewisko. Wszyscy ruszyli do schowka, by zabrać miotły. Granger ze sztucznym uśmiechem podążała za nimi, intensywnie myśląc, jak się z tego wykręcić.
  - Idźcie już, ja tylko skoczę się przebrać i zaraz do was dołączę - powiedziała, starając się panować nad głosem, w którym dało się usłyszeć lekkie drżenie.
Wszyscy zgodnie ruszyli w stronę wyjścia do ogrodu, tylko Fred nadal stał na swoim miejscu.
  - Miona...
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, czując jak jej ciało automatycznie się rozluźnia na sam dźwięk jego głosu. Obróciła się twarzą do niego.
  – Tak?
  – Wszystko w porządku?
Jego głos był pełen troski, co naprawdę ją rozczuliło.
  – Tak, wszystko jest okej.
Weszła do pokoju, szybkim ruchem zamykając za sobą drzwi. Wiedziała, że Angelina tak łatwo nie odpuści, ale nie spodziewała się  po niej takiego posunięcia. Wyciągnęła z szafy leginsy i bordową, luźną koszulkę. Przebrała się i biorąc kilka głębszych wdechów, wyszła z pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak jej pewność siebie spada. Wszyscy byli już w powietrzu, rozgrzewając się przed grą. Hermiona stanęła na boisku, zaciskając dłoń na miotle. Nie wiedziała co zrobić. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę, próbując znaleźć jakiś sposób na wymiganie się od gry. W pewnym momencie jej spojrzenie zderzyło się ze spojrzenie Freda. Nawet z tej odległości mogła zauważyć w jego oczach niepokój. Chłopak gwałtownie szarpnął miotłą, w taki sposób, że zderzył się z tłuczkiem, w konsekwencji czego spadł z miotły. Granger instynktownie, zanim zdążyła pomyśleć nad tym co robi, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zdjęcie Swobodnego Zwisu. Weasley zawisł dosłownie kilka centymetrów nad ziemią. Hermiona od razu podbiegła do niego, pomagając mu się podnieść. Gdy tylko stanął na nogi spojrzał ku pozostałym i ze zwyczajnym sobie zawadiackim uśmiechem, krzyknął.
  – Nic mi nie jest, grajcie! Ja pozwolę sobie na małą przerwę. – Skierował palec wskazujący na George'a –  Brachu, ograj  ich!
Złapał Hermione pod ramię i ruszył w stronę Nory.
***

  – Dlaczego to zrobiłeś?! – zapytała ze złością w głosie, gdy tylko znaleźli się w salonie.
Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie i obdarzył ją uśmiechem.
  – Ktoś musiał uratować ci ten zgrabny tyłek przed poobijaniem.
Hermiona lekko się zarumieniła, ale dalej starała się utrzymać poważną minę.
  –I chciałeś ratować mój tyłek rozbijając swój?
  – No nie dosłownie, lubię swój tyłeczek, nie chciałbym go uszkodzić!
Przewróciła oczyma i walnęła go pięścią w ramię.
  – Gdybym nie ja to twój seksowny tyłeczek siedziałby teraz w misce z lodem.
  –O matko, nie wierzę! Nazwałaś mój tyłeczek seksownym! – przyciągnął ją do siebie, mierzwiąc jej włosy. – Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten moment w którym i ty nie będziesz mogła mu się oprzeć!
  – O Merlinie, Wesley…ty naprawdę jesteś kompletnym idiotą! – westchnęła.
Udał, że poważnieje. Nachyli się do niej i konspiracyjnym tonem głosu zaczął mówić.
  – Chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem?
Skinęła głową.
  – Bo wiedziałem, że mnie uratujesz…Mnie i mój seksowny tyłeczek oczywiście!
Hermiona przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Przyglądała się uśmiechającemu się chłopakowi, analizując każdy szczegół jego twarzy. Z jednej strony wydawał jej się taki znajomy, a z drugiej zupełnie obcy. To jak na nią działał, w jaki sposób jej ciało reagowało na jego bliskość był nie do opisania słowami. Jej samej ciężko było zdefiniować to uczucie, ale było to coś niezwykłego. Nim się zorientowała, twarze Freda znalazła się niebezpiecznie blisko jej. Ich czoła się stykały. Przymknęła lekko powieki. Poczuła jak dłoń Freda delikatnie gładzi jej policzek i odruchowo zagryzła wargę.
  – Rany, kobieto. Co ty ze mną robisz – wyszeptał wprost w jej usta. Jego oddech był przyspieszony, zupełnie tak jak jej.
  – Powinnam zapytać cię o to samo.
Jego dolna warga lekko musnęła jej. Przyjemny dreszcz rozpłynął się po całych ustach, sprawiając, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Powietrze przeciął odgłos otwieranych drzwi. Szybko odskoczyli od siebie, siadając w przeciwnych końcach kanapy. Po chwili do pomieszczenia wszedł Ron z naburmuszoną miną, a za nim trzymający się za ręce George i Kate.
  – A gdzie zgubiliście Matta i Angelinę? – zapytała Hermiona, starając się stłumić przyspieszony oddech.
  – Hmm… – George zrobił zamyśloną minę – nie wiem jak to powiedzieć…
  – Normalnie?
  – Oh braciszku, jakiś ty inteligentny! Matt i Angie pobili się…
  – Co?! – krzyknęli równocześnie Fred i Hermiona.
  ****
Helloł! Tak wiem, rozdział miał być wczoraj i o dziwo wyrobiłam się z jego napisaniem, bo miałam go gotowego (4 godziny jazdy z Wawy do domciu były wręcz stworzone do pisania) i co się stało? Wchodzę na bloggera w komputerze, bo pisałam po drodze w telefonie i co? Rozdziału nie ma, ani kawałeczka! I tak oto 4 godziny mojej pracy poszły się walić. Wstawiam to co udało mi się zdążyć napisać podczas dzisiejszego dnia, a dalszą część postaram się dodać gdy tylko znajdę chwilę aby napisać ;)
Buziaki i do napisania :D