Hermiona była
podenerwowana. Czuła na sobie czujny wzrok Angeliny, która bacznie śledziła
każdy jej krok. Gdy Granger zaczynała kolejną rundę spaceru wokół kanap, popiół
w kominku zaczął wirować. Zielone światło wypełniło pomieszczenie, a po chwili
w samym środku tego blasku zmaterializował się Matt. Na jego twarzy jak zwykle
gościł flirciarski uśmiech, a postawa jego ciała wskazywała na to, że jest
całkowicie wyluzowany. Wyszedł z kominka i nie zwracając uwagi na
zgromadzonych, ruszył prosto w stronę Hermiony. Podszedł do niej i objął ją w
talii, przyciągając jej drobne ciało do siebie. Nachylił się i muskając lekko
wargami płatek jej ucha, wyszeptał.
- Jak bardzo
wiarygodny mam być?
Hermiona spojrzała prosto z jego oczy i zagryzając lekko
wargę, przysunęła się do jego twarzy, opierając swoje czoło o jego.
- Bardzo -
odpowiedziała, a chłopak wpił się w jej usta.
Starała się nie myśleć o tym co robi, po prostu oddawała
pocałunki, starając się wyłączyć krzyczący ostrzeżenia umysł. Gdy w końcu
oderwali się od siebie, Matt mocno przytulił ją do siebie. Granger wtuliła się w
niego, wdychając zapach jego perfum. Znad ramienia chłopaka, spojrzała na
Freda. Siedział spięty, dłonie miał zaciśnięte w pięści tak, że aż zbielały mu
kostki, a jego twarz przybrała ceglasty kolor. Hermiona poczuła coś dziwnego w
okolicach serca, jakieś uczucie, które nie do końca wiedziała jak opisać. Coś w
rodzaju satysfakcji z tego, że Fred jest o nią zazdrosny. Odsunęła się od
Matta, który cmoknął ją jeszcze w czoło, po czym stanął za nią, splatając
dłonie na jej talii.
– No, no Amans! Od
kiedy to taki romantyk z ciebie? – zapytała z nutą złośliwości, ale i zazdrości
Angie.
– Eh, Angie. A od
kiedy to mówisz do mnie po nazwisku?
Angelina prychnęła z pogardą i odwróciła się do Freda,
cmokając go w policzek. Chłopak jednak wydawał się nieobecny i w żaden sposób
nie zareagował na jej czułości, co widocznie ją zezłościło. Wstała i ze
sztucznym uśmiechem spojrzała na zebranych.
- To co, mały meczyk
Quidditcha?
Z satysfakcją spojrzała na Hermione, która na samą wzmiankę
o Quidditchu poczuła, że paraliżuje ją strach. Na jej nieszczęście, wszyscy,
łącznie z Kate, która właśnie weszła do pomieszczenia, zareagowali na ten
pomysł bardzo entuzjastycznie. Serce Hermiony zaczęło bić w zabójczym tempie.
Jej duma nie pozwalała się jej wycofać, ale z drugiej strony wiedział, że zrobi
z siebie tylko pośmiewisko. Wszyscy ruszyli do schowka, by zabrać miotły.
Granger ze sztucznym uśmiechem podążała za nimi, intensywnie myśląc, jak się z
tego wykręcić.
- Idźcie już, ja
tylko skoczę się przebrać i zaraz do was dołączę - powiedziała, starając się
panować nad głosem, w którym dało się usłyszeć lekkie drżenie.
Wszyscy zgodnie ruszyli w stronę wyjścia do ogrodu, tylko
Fred nadal stał na swoim miejscu.
- Miona...
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, czując jak jej ciało
automatycznie się rozluźnia na sam dźwięk jego głosu. Obróciła się twarzą do
niego.
– Tak?
– Wszystko w
porządku?
Jego głos był pełen troski, co naprawdę ją rozczuliło.
– Tak, wszystko jest
okej.
Weszła do pokoju, szybkim ruchem zamykając za sobą drzwi.
Wiedziała, że Angelina tak łatwo nie odpuści, ale nie spodziewała się po niej takiego posunięcia. Wyciągnęła z
szafy leginsy i bordową, luźną koszulkę. Przebrała się i biorąc kilka głębszych
wdechów, wyszła z pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak jej
pewność siebie spada. Wszyscy byli już w powietrzu, rozgrzewając się przed grą.
Hermiona stanęła na boisku, zaciskając dłoń na miotle. Nie wiedziała co zrobić.
Nerwowo przestępowała z nogi na nogę, próbując znaleźć jakiś sposób na
wymiganie się od gry. W pewnym momencie jej spojrzenie zderzyło się ze
spojrzenie Freda. Nawet z tej odległości mogła zauważyć w jego oczach niepokój.
Chłopak gwałtownie szarpnął miotłą, w taki sposób, że zderzył się z tłuczkiem,
w konsekwencji czego spadł z miotły. Granger instynktownie, zanim zdążyła
pomyśleć nad tym co robi, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zdjęcie Swobodnego
Zwisu. Weasley zawisł dosłownie kilka centymetrów nad ziemią. Hermiona od razu
podbiegła do niego, pomagając mu się podnieść. Gdy tylko stanął na nogi spojrzał
ku pozostałym i ze zwyczajnym sobie zawadiackim uśmiechem, krzyknął.
– Nic mi nie jest,
grajcie! Ja pozwolę sobie na małą przerwę. – Skierował palec wskazujący na
George'a – Brachu, ograj ich!
Złapał Hermione pod ramię i ruszył w stronę Nory.
***
– Dlaczego to
zrobiłeś?! – zapytała ze złością w głosie, gdy tylko znaleźli się w salonie.
Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie i obdarzył ją
uśmiechem.
– Ktoś musiał
uratować ci ten zgrabny tyłek przed poobijaniem.
Hermiona lekko się zarumieniła, ale dalej starała się
utrzymać poważną minę.
–I chciałeś ratować
mój tyłek rozbijając swój?
– No nie dosłownie,
lubię swój tyłeczek, nie chciałbym go uszkodzić!
Przewróciła oczyma i walnęła go pięścią w ramię.
– Gdybym nie ja to
twój seksowny tyłeczek siedziałby teraz w misce z lodem.
–O matko, nie
wierzę! Nazwałaś mój tyłeczek seksownym! – przyciągnął ją do siebie, mierzwiąc
jej włosy. – Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten moment w którym i ty nie
będziesz mogła mu się oprzeć!
– O Merlinie, Wesley…ty
naprawdę jesteś kompletnym idiotą! – westchnęła.
Udał, że poważnieje. Nachyli się do niej i konspiracyjnym
tonem głosu zaczął mówić.
– Chcesz wiedzieć
dlaczego to zrobiłem?
Skinęła głową.
– Bo wiedziałem, że
mnie uratujesz…Mnie i mój seksowny tyłeczek oczywiście!
Hermiona przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Przyglądała
się uśmiechającemu się chłopakowi, analizując każdy szczegół jego twarzy. Z
jednej strony wydawał jej się taki znajomy, a z drugiej zupełnie obcy. To jak
na nią działał, w jaki sposób jej ciało reagowało na jego bliskość był nie do
opisania słowami. Jej samej ciężko było zdefiniować to uczucie, ale było to coś
niezwykłego. Nim się zorientowała, twarze Freda znalazła się niebezpiecznie
blisko jej. Ich czoła się stykały. Przymknęła lekko powieki. Poczuła jak dłoń
Freda delikatnie gładzi jej policzek i odruchowo zagryzła wargę.
– Rany, kobieto. Co
ty ze mną robisz – wyszeptał wprost w jej usta. Jego oddech był przyspieszony,
zupełnie tak jak jej.
– Powinnam zapytać
cię o to samo.
Jego dolna warga lekko musnęła jej. Przyjemny dreszcz
rozpłynął się po całych ustach, sprawiając, że na jej ciele pojawiła się gęsia
skórka.
Powietrze przeciął odgłos otwieranych drzwi. Szybko
odskoczyli od siebie, siadając w przeciwnych końcach kanapy. Po chwili do pomieszczenia
wszedł Ron z naburmuszoną miną, a za nim trzymający się za ręce George i Kate.
– A gdzie
zgubiliście Matta i Angelinę? – zapytała Hermiona, starając się stłumić
przyspieszony oddech.
– Hmm… – George
zrobił zamyśloną minę – nie wiem jak to powiedzieć…
– Normalnie?
– Oh braciszku,
jakiś ty inteligentny! Matt i Angie pobili się…
– Co?! – krzyknęli
równocześnie Fred i Hermiona.
****
****
Helloł! Tak wiem, rozdział miał być wczoraj i o dziwo
wyrobiłam się z jego napisaniem, bo miałam go gotowego (4 godziny jazdy z Wawy
do domciu były wręcz stworzone do pisania) i co się stało? Wchodzę na bloggera
w komputerze, bo pisałam po drodze w telefonie i co? Rozdziału nie ma, ani
kawałeczka! I tak oto 4 godziny mojej pracy poszły się walić. Wstawiam to co
udało mi się zdążyć napisać podczas dzisiejszego dnia, a dalszą część postaram
się dodać gdy tylko znajdę chwilę aby napisać ;)
Buziaki i do napisania :D