Strony

środa, 19 października 2016

Rozdział 14: Laboratorium

Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek. Wstał i wyciągnął w jej stronę rękę.
  – Chodź, pokaże ci.
Ujęła jego dłoń i zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
  – Mam nadzieję, że nie masz zamiaru się przede mną rozbierać by pokazać mi jaki to cudowny jesteś…
Fred prychnął i pociągnął ją w stronę ściany w przeciwległej części pomieszczenia. Przyglądała mu się, zastanawiając się o czym tak naprawdę myślał, gdy tutaj przyszła. Myślała, że spotka go tutaj, załamanego i smutnego, a tymczasem wydawał się być w ogóle nieporuszony tym wszystkim co się wydarzyło. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie w ramię. Spojrzała na Freda oskarżycielskim wzrokiem.
  – Stop przemocy! – burknęła, udając obrażoną.
Ponownie uderzył ją w ramię.
  – To za to, że mnie nie słuchasz. Teraz  bardzo ważne jest byś się skupiła, a nie rozmyślała co zrobisz w łóżku z Amansem.
Wyszczerzył się ukazując garnitur śnieżnobiałych zębów. Twarz Hermiony ponownie zapłonęła purpurą, co sprawiło, że uśmiech Freda jeszcze bardziej się powiększył.
  – No już Wstydziochu, pora przejść do poważnych spraw – wskazał na ścianę znajdującą się przed nimi. – Za tą ścianą znajduję się nasze laboratorium. Wszyscy w tym domu wiedzą o tym, że je posiadamy, ale nikt nie wie gdzie ono się znajduję, więc możesz czuć się wyróżniona tym, że czynię ci ten zaszczyt i odsłaniam ci rąbka swojej najskrytszej tajemnicy.
Przyglądała mu się przez chwilę. Wydawał się być naprawdę poważny i jakby…lekko zestresowany?  Nie, to niemożliwe. Fred Weasley nie bywa zestresowany.
  – Okej, obiecuję nie zdradzać nikomu miejsca waszych eksperymentów…no chyba, że mi podpadniecie.
Fred szybkim ruchem poczochrał jej włosy.
  – Ja tutaj otwieram się przed tobą, a ty jak mi się odwdzięczasz?! – spojrzał na nią robiąc minę z cyklu smutny szczeniaczek. – Koniec gadania, wchodzimy.
Ponownie złapał ją za rękę i nim zdążyła jakkolwiek zareagować – wciągnął ją w ścianę. Przez chwilę miała wrażenie, że jest na King Cross. Musiała przyznać, że bliźniacy nieźle to sobie wymyślili. Rozejrzała się dookoła, przyglądając się ceglanym ścianom, które pokrywały jakieś kartki i różnego rodzaju fiolki. Na wprost wejścia stała sterta garnków i kociołków różnej wielkości, a obok nich drewniane skrzynie ozdobione złotymi literami. Hermiona stała tak, przyglądając się wszystkiemu z otwartymi ustami. Nie mogła wyjść z podziwu jaki kawał roboty musieli odwalić by to przygotować. Po raz pierwszy, dotarło do niej jak wiele serca w te wynalazki wkładają. Zawsze myślała, że to dla nich zabawa. Kolejny wymysł do wkurzania innych, ale teraz zrozumiała, że było zupełnie inaczej. Oni rzeczywiście wiązali z tym swoją przyszłość i musiała przyznać, że jeśli dalej utrzymają ten poziom na którym są, to mogą osiągnąć sukces.
Fred przysiadł na jednej ze skrzyń, obserwując ją z malującym się na twarzy półuśmiechem. Nie chciał się zdradzić, ale tak naprawdę obawiał się jej reakcji. Liczył się z jej zdaniem, więc jej opina była dla niego bardzo ważna. Patrząc teraz na jej reakcji, doszedł jednak do wniosku, że niepotrzebnie panikował, bo zachwyt wręcz malował się na twarzy młodszej Gryfonki.
  – I co o tym sądzisz? – zapytał, chociaż znał już odpowiedź.
  – To…wszystko tutaj jest takie magiczne…i…ja nie wiem co powinnam powiedzieć…będąc tutaj czuję się magię, taką prawdziwą namacalną… – spojrzała mu w oczy, a gdy ich spojrzenia się zderzyło można było wręcz poczuć  przez chwilę przeskakujące w powietrzu iskierki. – Fred, wy jesteście geniuszami!
Z jej twarzy można było bez problemu odczytać jak bardzo jest rozemocjonowana. Zarumienione policzki i mglisty wzrok przeskakujący po wszystkich rzeczach znajdujących się w pomieszczeniu. To wszystko działało na nią prawie tak jak książki. Upajało ją. Fred podniósł się i wyciągnął coś z kufra na którym siedział, a następnie podszedł do niej i położył jej to coś na dłoni, po czym delikatnie zacisnął ją. Poczuła przyjemne pulsujące ciepło. Otworzyła pięść, a na środku swojej ręki zobaczyła szklaną róże, mieniącą się różnymi kolorami. Teraz już wiedziała czym były te mrugające światełka, które ujrzała gdy szukała Freda. Przez chwilę nie mogła oderwać wzroku od kwiatu. Przy każdej zmianie barwy wydawało się jakby w środku szklanego kwiatka wyrastał kolejny, nowy kwiat w innym kolorze. Gdy w końcu jej się udało oderwać od hipnotyzującego wynalazku, uniosła wzrok, a jej twarz spotkała się z twarzą stojącego przed nią Freda. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Pomieszczenie, które do tej pory pogrążone było w półmroku, tonęło teraz w kakofonii barw, rozświetlają ich twarze różnymi kolorami. Przygryzła wargę, co zdradziło jej podenerwowanie. Nie wiedziała jak powinna się zachować, co powinna zrobić. W tak wielu dziedzinach był obeznana, wiedziała jak wyjść z opresji, przechytrzyć czarnoksiężnika, napisać esej z eliksirów, ale w relacjach damsko-męskich stawał się zagubiona jak małe dziecko w hipermarkecie. Czuła się słaba, a nienawidziła uczucia słabości. Ciepły oddech Freda otulał jej twarz. On też wydawał się niepewny swoich poczynań. Dopiero teraz zauważyła, że jego dłonie drżą. Nie mogła się powstrzymać, wolną ręką ujęła jego drżącą dłoń.
  – Denerwujesz się? – zapytała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że szepczę.
  – Nie – odpowiedział, ale jego głos wydawał się łamać. – Czym miałbym się denerwować?
  – Nie wiem, – spojrzała na jego dłoń, zamkniętą w jej i lekko się uśmiechnęła – ale twoje dłonie drżą.
Przeniósł wzrok w to samo miejsce co ona. Próbował nad tym zapanować, ale nic nie mógł poradzić. Jego własne ciało go zdradziło.
  – No dobra, skłamałem. Trochę się stresuję.
Przeniosła wzrok z jego rąk na twarz i zatopiła się w karmelowych oczach. Po raz kolejny miała wrażenie, że je doskonale zna, pamięta każdy ich szczegół.
  – Czym?
  – Po raz pierwszy jest tutaj ze mną ktoś inny niż George, nigdy wcześniej nikomu nie pokazywałem tego miejsca i nie wiedziałem jak zareagujesz.
Uśmiechnęła się i wypuściła jego rękę. Odsunęła się kawałek, a Fred poczuł jak każda komórka jego ciała krzyczy by znów podeszła bliżej, by znów go dotknęła.
  – To, – pokazała dłonią na znajdujące się na ścianie receptury – jest najbardziej niezwykła rzecz jaką dane było mi widzieć. Doceniam waszą pracę jeśli tylko będę w stanie pomóc to pomogę wam.
Fred podszedł do niej i przyciągnął ją do swojej piersi, a ona objęła go w talii.
  – Dziękuję Miona. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy.
A ty nawet nie wiesz jak wiele znaczysz…znaczy to dla mnie, odpowiedział głosik w jej głowie.

***

         Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Drzewa nie wyglądały tak jak zwykle. To co ją otaczało to nie był już las, a sad. Pełen kwitnących na różowo i biało drzew. Zrobiła krok do przodu, ale natychmiast się zatrzymała. Spojrzała w dół. Jej stopy tonęły w czymś puszystym i białym. Miała wrażenie, jakby stała na obłoku. Ostrożnie postawiła kolejny krok, potem następny, aż wreszcie gdy upewniła się, że nie zapadnie się w to pluszowe coś, ruszyła przed siebie. Tym razem nie wiedziała gdzie go szukać. Zazwyczaj czekał na nią pod rozłożystym dębem na środku polany, ale tym razem nigdzie nie było widać ani polany, ani dębu. Delikatnie stąpała, co chwilę odsuwając ukwiecone gałęzie, by przetorować sobie drogę. Słodki kwiatowy zapach łaskotał i drażnił jej nos. Powietrze wydawało się wręcz przesiąknięte tą kwiatową wonią. Nim się zorientowała, sad skończył się, a jej oczom ukazała się ogromna polana z rozłożystym drzewem pośrodku. Uśmiech wypłynął na jej twarz. Ruszyła w stronę drzewa, a w każdym miejscu gdzie stawiała stopę, wyrastały kwiaty. Nie mogła się temu nadziwić. Stawiała jak najmniejsze kroki, by pokryć jak największą część łąki kwiatami. Weszła w cień drzewa i od razu poczuła na swojej talii czyjeś ramiona. Zapach kwiatów był niezwykle intensywny, jednak jego perfumy, tak dobrze jej znane i tak bardzo przez nią uwielbiane, stłamsiły go. Oddychała pełną piersią by wchłonąć go jak najwięcej. Delikatnie musnął ją w czubek głowy, sprawiając, że w miejscu gdzie dotknęły ją jego usta, pod skórą poczuła delikatne, przyjemne mrowienie. Przygryzła dolną wargę i oparła się o jego tors, wtulając twarz w jego szyję. Zamknęła oczy, gdy jego dłoń ujęła jej podbródek. Przyciągnął jej twarz do swojej i przycisnął swoje wargi do jej. Delikatnie naparł językiem na jej usta, jakby prosząc o pozwolenie na pogłębienie pocałunku. Uchyliła wargi. Ich usta tak idealnie do siebie pasowały, jakby były stworzone do całowania się wzajemnie. Gdy oderwał się w końcu od jej malinowych warg, przygarnął ją do siebie i jeszcze ciaśniej otoczył ramionami.
  – Tak bardzo za tobą tęskniłem… – wyszeptał.
  – Ja za tobą też – splotła swoje palce z jego. – Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
Westchnął.
  – Po raz pierwszy udało mi się uzyskać tak dużą władzę nad moją młodszą wersją. Nie mogłem zerwać tej więzi, bo gdybym to zrobił, wszystko nasze starania poszły by na marne.
  – Rozumiem, ale…teraz tu jesteś… czy to znaczy, że…że twoja więź z młodszym Fredem jest zerwana?
  – Nie, całe szczęście nie. Po prostu nie jest aż tak silna w tym momencie, ale nadal jest.
Skinęła głową, wodząc dłonią po jego przedramieniu.
  – Freddie…
  – Hmm?
  – Wiem, że nie mogę na ciebie patrzeć, ale jeśli zamknę oczy to…mogę się do ciebie przytulić?
Nie widziała jego twarzy, ale mogła przysiąc, że uśmiechał się. Oczami wyobraźni mogła zobaczyć jego zawadiacki uśmiech i przeskakujące w oczach iskierki.
  – A obiecasz, że nie będziesz podglądać?
  – Obiecuję.
 – Dobrze – wyszeptał wprost do jej ucha. – Zamknij oczy.
Posłusznie wykonała jego polecenie. Po chwili, która wydawała jej się wiecznością, poczuła, że Fred obraca ją w swoją stronę, jego ciepły oddech omiótł jej twarz. Czuła, że jej serce przyspiesza z każdą kolejną sekundą. Fred ujął jej dłonie w swoje i położył na swojej talii. Od razu przylgnęła do niego, chowając twarz w zagłębieniu obojczyka. Fred przycisnął ją do siebie, delikatnie się kołysząc. Chłonęła jego zapach, miękkość jego skóry, ciepło jego ciała…
  – Widziałaś jak tu dzisiaj pięknie? – spytał po dłuższym milczeniu.
  – Widziałam, ale nie wiem dlaczego? Coś się zmieniło?
  – Tak – wyszeptał, gładząc dłonią jej plecy. – Zrobiliśmy postęp w relacjach naszych młodszych wersji, więc to wszystko tutaj zaczyna się również zmieniać. Drzewa dostały kwiatów, zaczęły kwitnąć, bo uczucie między naszymi kopiami zaczęło się rozwijać.
  – To…najlepsza wiadomość jaką mogłam usłyszeć! Już nie mogę się doczekać momentu w którym będziemy znów razem, tak prawdziwie, ty i ja. Znowu razem…
  – Ja też skarbie, ja też…
Coś błysnęło. Mimo zamkniętych oczu, Hermiona widziała jakiś rozbłysk. Ramiona Freda napięły się, nadal ją otulając.
  –Wzywają mnie…
  – Nieee, zostań tutaj jeszcze. Zostań ze mną.
  – Chciałbym skarbie, ale to jeszcze nie teraz. Musisz być cierpliwa.
Cmoknął ją przelotnie w czoło i zniknął, a wszystko dookoła pochłonęłam ciemność.

***


    Obudził ją zapach jajecznicy, brutalnie przypominający jej żołądkowi o tym, że dawno nic nie jadła. Usiadła na łóżku, próbując się rozbudzić. Przed oczami cały czas majaczyły jej jakieś dziwne rzeczy, a intensywny zapach kwiatów drażnił jej zmysł węchu. Kilka razy przeciągnęła się i ziewnęła, próbując odgonić od siebie resztki snu. Gdy w końcu jej się to udało, wyciągnęła z torby pierwsze lepsze ubrania i poszła do łazienki. Jej brzuch zaczął dopominać się o jedzenie głośnym poburkiwaniem. Po dziesięciu minutach wyszła z łazienki, ubrana w bordowe rurki i czarną koszulkę z dekoltem w serek. Zeszła do kuchni, gdzie krzątała się już pani Weasley. Gdy tylko kobieta zauważyła Granger, uśmiechnęła się i wyciągnęła w jej stronę ręce.
  – Chodź tutaj kochanieńka, niech no cię wyściskam!
Hermiona posłusznie podeszła i pozwoliła się obściskiwać i obcałowywać Molly. Podziwiała tę kobietę, nie wiedziała skąd w niej tak duże pokłady energii i miłości.
  – Odwaliłaś kawał dobrej roboty, wszystko tutaj wręcz lśni, a moi synowie są niezwykle grzeczni. Nie wiem co im zrobiłaś, ale rób im to częściej.
Obie kobiety roześmiały się. Hermiona usiadła za stołem, czują że w jej ustach zbiera się nadmiar śliny na sam widok jeszcze parującej, pachnącej jajecznicy z szynką i pomidorem.
Gdy kończyła jeść, w kuchni pojawili się bliźniacy. Jak zwykle żwawo dyskutowali i śmiali się.
  – Cześć i czołem! – rzucił George, siadając obok Gryfonki. – Smacznego Hermiono…oby ci w cycki poszło.
Palnęła go w ramię, a ten wybuchnął gromkim śmiechem, który udzielił się też Hermionie. Była dzisiaj w naprawdę świetnym nastroju, więc docinki George’a nie robiły na niej wrażenia. Fred obszedł stół i usiadł po drugiej stronie dziewczyny.
  – Mamuś, oznajmiam ci, że od dzisiaj za każdym razem, gdy będziesz gdzieś wyjeżdżała, chcę żeby Hermiona była naszą opiekunką.
Wyszczerzył się, na co Molly pokręciła głową.
  – Hermiono, prawdziwa cudotwórczyni z ciebie.
  – Ma się ten talent – odpowiedziała Granger, śmiejąc się, po czym wstała od stołu.
  – Dziękuję za pyszne śniadanie pani Weasley, na mnie już pora. Rodzice pewnie i tak już się niecierpliwią, lada dzień wyjazd do Francji, a ja nawet jeszcze się nie spakowałam.
Molly wyściskała ją ponownie, dziękując jej po raz setny, a Fred w geście gentelmeństwa zniósł jej torbę z góry. Stary kalosz stojący przed domem rozbłysnął niebieskim światłem. Hermiona wyściskała wszystkich po kolei, a gdy doszła do Freda, uśmiech na jej twarzy przybrał rozmiary dojrzałego banana.
  – Powodzenia w eksperymentowaniu, geniuszu.
  – Udanego wyjazdu, Mionka.
Przytuliła się do niego, czując jak każda komórka jej ciała na chwilę eksploduję różnorodnymi emocjami. Obróciła się na pięcie, złapała swoją torbę a drugą ręką kalosza, a ziemia osunęła się spod jej stóp.

***


    Rodzice byli jeszcze w pracy. Weszła do domu drzwiami tarasowymi i ruszyła prosto do swojego pokoju. Przed drzwiami powitał ją Krzywołap, leniwie ocierając się o jej kostki. Pogłaskała go i otworzyła drzwi. Torba wypadła jej z rąk na widok niespodziewanego gościa rozłożonego na jej łóżku.

  – Co ty tu robisz? Jaak…jak ty wszedłeś do mojego pokoju?  


***
Znalezione obrazy dla zapytania fremione gif
Witajcie w to jesienne popołudnie! Wyjątkowo rozdziału nie dodaje w nocy, więc mogę sobie pozwolić na takie powitanie :D Chyba muszę wrócić do wymogu 10 komentarzy, bo niestety jest ich coraz mniej, a to właśnie Wasze komentarze są dla mnie mnie największym motywatorem! Ale już nie marudzę, wracam pod kocyk wkuwać geooo. Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze!
Buziaki
Marta Weasley

sobota, 8 października 2016

Rozdział 13: Bójka cz.2

   – Co?! – krzyknęli równocześnie.
  – Gdzie oni teraz są? – zapytała nadal podniesionym głosem Hermiona, wstając z kanapy.
George podrapał się nerwowo po karku zanim odpowiedział.
  – Tak właściwie to nadal się biją na boisku...
  – George! Czy ciebie już całkowicie pogięło?! Jak mogliście ich zostawić! Przecież...
Nie dokończył swojej tyrady. Zanim zdążył zareagować, Hermiona była już na zewnątrz. Rzucił bratu nienawistne spojrzenie i wybiegł za nią. Szła tak szybko, że z trudem udało mu się ją dogonić. Wściekłe krzyki Angeliny było słychać już w połowie drogi. Z każdym krokiem przyspieszali tempa.  Wpadli na boisko, ale to co zobaczyli nie było tym co myśleli, że zobaczą. Pewni byli, że ich oczom ukaże się widok tarzających się po trawie i szarpiących za włosy drugich połówek, tym czasem realia były zupełnie inne. Matt stał na środku boiska, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Na jego twarzy błąkał się lekki półuśmiech, a przed nim stała Angelina, która co chwila uderzała go, popychała i szarpała, ale chłopak pozostawał niewzruszony.
   – Myślisz, że to jest zabawne? – rozległ się ponownie zbulwersowany głos dziewczyny.
   – Owszem, dla mnie jest – odpowiedział Amans, którego głos, w przeciwieństwie do głosu Johanson był bardzo opanowany.
  – Jesteś totalnym dupkiem! Podrywałeś mnie, uwodziłeś i zwodziłeś tak długo, tylko po to by zamienić mnie na Granger?!
Angelina uderzyła w pierś chłopak, a Hermiona już chciała ruszyć mu na pomoc, jednak Fred ją zatrzymał. Owinął swoją rękę wokół jej talii i przyciągnął do swojego boku.
  – Nie puszczę cię...No chyba, że będziesz chciała iść po popcorn, żeby przyjemniej było oglądać ten dramat.
Puściła mu bazyliszka, ale przestała się wyrwać.
  – Przestań Angie. Doskonale wiesz, że między nami nigdy nie było nic więcej. Zawsze byłaś dla mnie tylko kumpelą...
  – K U M P E L Ą?! – wykrzyknęła, śmiejąc się ironicznie. - Od kiedy to całuje się z "kumpelami"?!
  – Raaany, laska opanuj się! Całowaliśmy się tylko jeden, jedyny raz, a ty cały czas mi to wypominasz, zachowując się jak jakaś psychofanka!
Fred nachylił się do Hermiony i szepnął.
  – Dobrze jej pocisnął!
Hermiona spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
  –  Komu ty kibicujesz Freddie? Chyba nie temu "dupkowi" Amansowi jak zwykłeś go nazywać?
Uśmiechnął się zawadiacko.
  – W tym momencie cały sercem kibicuje temu dupkowi, gdybym tylko wiedział wcześniej, że zaistnieje taka sytuacja to przygotowałbym sobie szalik i czapkę kibica, albo najlepiej bilbord z napisem "Amans na prezydenta".
Gryfonka zaśmiała się i klepnęła go lekko w ramię.
  – Ahh, teraz to jestem dla ciebie psychofanką, tak? – prychnęła. – Jakoś gdy spałeś ze mną to nazywałeś mnie zupełnie inaczej. Kochanie, kotku, skarbie...nie przypominam sobie byś wtedy narzekał, że jestem twoją psychofanką!
  – Uspokój się wreszcie. Było minęło, każde z nas ma swoją drugą połówkę, więc po co drążyć temat z przeszłości?
  – Hmm...może po to, żebyś z końcu wyjaśnił mi czemu z dnia na dzień przestałeś się do mnie odzywać i zacząłeś traktować mnie jak powietrze?!
  – Starczy, serio nie mam ochoty dłużej tego wysłuchiwać! – złapał ją za nadgarstek, zanim kolejny raz go uderzyła. – Nic ci nie obiecywałem, więc przestań się mnie czepiać.
Odepchnął jej dłoń od siebie i obrócił się na pięcie, zostawiając ją na środku boiska. Jej twarz wręcz płonęła ze złości. Gdy tylko zauważyła Freda, w jej oczach pojawiły się łzy. Upadła na trawę, zanosząc się płaczem.
  – Fred! – krzyknęła, z udawanym przerażeniem w głosie. – On...on mnie uderzył!
Matt zatrzymał się w pół kroku. Obrócił się ponownie w stronę Angeliny i...zaczął bić brawo.
  – Wiedziałem, ze świetnie grasz w Quidditcha, ale o twoim talencie aktorskim nie miałem pojęcia!
Angelina jednak w ogóle nie zwracała już na niego uwagi. Jej wzrok wbity był we Freda. Tylko i wyłącznie w niego. Łzy spływały jej po policzkach.
  – Kochanie, on mnie obraża! Zrób coś z tym!
Fred przyglądał jej się jeszcze przez chwilę z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili jednak uśmiechnął się i skinął głową. Podszedł do Matta, który automatycznie spoważniał. Spojrzał mu w oczy i nadal się uśmiechając, uścisnął mu dłoń. Zaraz po tym ponownie spojrzał na teraz już bardzo zdziwioną Gryfonkę.
  – Ty mnie zdradzasz, on cię obraża i rachunek się wyrównuje "kochanie".
Kopnął  leżący na murawie papierek i odszedł, zostawiając ich w osłupieniu. 

***

Popołudnie mijało wszystkim w milczeniu. Fred gdzieś zniknął, więc po ponad godzinnych poszukiwaniach Angelina w końcu poddała się i wróciła do domu. Kate z George'm zamknęli się w sypialni, a Ron jak zwykle buszował po kuchni. Hermiona westchnęła głośno, gdy po raz kolejny rozległ się odgłos upuszczanej szklanki.
  – On tak zawsze? – zapytał Matt, z lekkim półuśmiechem na twarzy, nawijając sobie na palec pukiel jej włosów.
  – Zawsze, a nawet częściej…
Roześmiali się. Matt niechętnie spojrzał na kominek, ciężko wzdychając.
  – Na nie chyba już pora, –  przysunął się bliżej dziewczyny – ale najpierw chcę buziaka na pożegnanie!
Hermiona zarumieniła się, ale nie odsunęła swojej twarzy od jego.
  – Nie wiem czy pamiętasz, ale nasz związek miał być udawany – odpowiedziała na jego zaczepki, lekko ściszając głos.
  – A co jeśli… – musnął płatek jej ucha – nie chcę, żeby ten związek był tylko na niby?
Hermiona poczuła jak przez jej ciało przechodzi fala gorąca. Starała się panować nad swoimi odruchami, by nie zdradzać szalejąc wewnątrz niej emocji. Matt cmoknął ją w policzek i wstał.
  – Do zobaczenia moja dziewczyno na niby!
Uśmiechnął się stając przy kominku, zielone płomienie zapłonęły w jego wnętrzu, gdy z pięści Matta wysypał się proszek.
  – Do zobaczenia mój chłopaku na niby!
Płomienie zawirowały, a on zniknął wśród nich.

***

Minęła kolejna godzina, a Fred nadal nie pojawił się w domu. Hermiona powoli zaczynała się o niego martwić. Rozumiała, że w takiej sytuacji każdy potrzebuję pobyć sam ze sobą, przemyśleć niektóre sprawy, ale to stanowczo trwało już zbyt długo. Słońce zaczęło zachodzi,ć, więc Gryfonka stwierdziła, że nie może już dłużej czekać. Złapała bluzy z wieszaka stojącego przy drzwiach i wyszła. Nie wiedziała gdzie powinna zacząć szukać. Angelina nie była w stanie go znaleźć przez półtorej godziny, a ona nagle go odnajdzie? To wydawało się mało prawdopodobne, ale jednak miała przeczucie. Ten uciążliwy głos w jej głowie powtarzał wciąż, że musi go znaleźć, że on jej teraz potrzebuję. Wieczór nie należał do tych najcieplejszych, więc założyła jedną z zabranych bluz. Znajomy zapach od razu wypełnił jej nozdrza, wtuliła się mocniej w miękki materiał. Nogi same zaczęły nieść ją przed siebie. Skręciła w dróżkę prowadzącą na szczyt wzgórza. Po kilku minutach marszu jej oczom ukazał się widok na całą okolicę. Z wzgórza można było o wiele łatwiej omieść wzrokiem cały teren. Zaczęła się rozglądać, szukając jakiegoś punku zaczepienia, miejsca w którym mogłaby zacząć swoje poszukiwania. Wiedziała, że Fred lubi podobne miejsca jak ona, więc starała się postawić w jego sytuacji.
– Gdzie poszłabym będąc tobą, Freddie?
Jeszcze raz rozejrzała  się po okolicy, ale dopiero gdy spojrzała w stronę Nory, zauważyła coś dziwnego. W jednym z okien na strychu coś kilka razy mignęło. Przez chwilę myślała, że to tylko złudzenie, ale błysk powtórzył się jeszcze kilka razy. Nie zastanawiając się dłużej zbiegła z wzgórza. Wpadła do Nory i nie zwracając uwagi na siedzących na kanapie George’a i Kate, ruszyła w stronę schodów prowadzących do najwyższej części budynku. W duchu cieszyła się, że Weasley’owie zdecydowali się oddzielić część użytkową od tej w której mieszkał Ghul. Z każdym kolejnym krokiem zwalniała, starając się stąpać coraz ciszej i delikatniej. Skradanie się miała opanowane do perfekcji, w końcu od lat była przyjaciółką Harry’ego, także umiejętność ta była jej niezwykle przydatna. Stanęła na ostatnim stopniu, rozglądając się po pomieszczeniu. Było tutaj o wiele zimniej niż w niższych partiach budynku. Zachodzące słońce wlewało swoje czerwono-złote promienie przez otwarte na oścież drzwi balkonowe. Miała rację, błyski nie były tylko przywidzeniami. W drzwiach siedział Fred. Był obrócony do niej tyłem. W jego dłoni znajdowała się mała świecąca kulka, która gasła tylko po to, by za chwilę ponownie zamigotać inną barwą. Niebieski, czerwony, zielony… Hermiona nawet nie zorientowała się kiedy przestała obserwować światełko, a zaczęła Freda. Mięśnie jego pleców napinały się i rozluźniały naprzemiennie. Widziała zarys jego kości policzkowej, która podświetlana co chwilę przez migające światełka wydawała się jeszcze ostrzejsza. Jego włosy, w promieniach zachodzącego słońca zdawały się płonąć. Miał na sobie jedynie koszulkę na krótki rękaw, więc od samego patrzenia na niego przeszedł ją dreszcz. I nagle jak grom z jasnego nieba uderzyła ją myśl, tak niespodziewana, tak zaskakująca, a jednocześnie tak oczywista! Dreszcz ponownie przeszedł jej ciało, ale tym razem nie miał już nic wspólnego z zimnem. W końcu to zrozumiała. Zakochała się w nim. Zakochała się w Fredzie Weasley’u.  W myślach sama się spoliczkowała za pozwolenie sobie na dopuszczenie do siebie tej myśli. To nie jest prawda!
Nie panowała już nad swoim ciałem i myślami. Cicho, delikatnie stąpają po podłodze, podeszła do niego. Położyła mu bluzę na ramionach i usiadła obok niego. Obrócił twarz w jej stronę, delikatnie się uśmiechając.
  – Wiedziałem, że przyjdziesz.
Spojrzała na niego zdziwiona.
  – Jak to?
  – Widziałem cię, – wskazał ręką przed siebie – tam na wzgórzu. Wiedziałem, że zauważyłaś światło. W końcu kto jak kto, ale panna Granger na pewno czegoś takiego by nie przeoczyła.
Szturchnął ją lekko łokciem, a ona uśmiechnęła się. Dotknęła jego ręki, która okazała się być lodowata.
  – Załóż bluzę – rozkazała.
  – Nie! – pokazał jej język i odwrócił głowę uśmiechając się.
  – Pamiętaj, że pod nieobecność twojej mamy jestem twoją opiekunką i musisz się mnie słuchać….no chyba, że znowu chcesz sprzątać łazienkę w różowym wdzianku!
Ponownie przeniósł  wzrok na nią, zrobił smutną minę i sięgnął po bluzę.
  – To był cios poniżej pasa, ty…ty…szantażystko!
Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie obserwując jak wciąga bluzę przez głowę. Koszulka podwinęła mu się, gdy uniósł ręce do góry, ukazując łanie wyrzeźbiony brzuch. Jej serce ponownie przyspieszyło…
  – Nie gap się na mnie jakbym był kawałkiem mięcha, wiem że jestem nieziemsko gorący, ale żeby tak od razu pożerać mnie wzrokiem!
Przyłapana. Hermiona poczuła jak jej twarz zapłonęła. Tak zapatrzyła się na jego kaloryfer, że nie zauważyła kiedy skończył zakładać bluzę…
  – Ja…ja..ja – jąkała się, nie wiedząc co powiedzieć.
Fred zaśmiał się i zarzucił rękę na jej ramię przyciągając ją do siebie, po czym poczochrał jej włosy.
  – Nie musisz się wstydzić, gdybym był kobietą też nie mógłbym oderwać od siebie wzroku.
Prychnęła i zrzuciła jego dłoń.
  – Widzę, że skromność to twoja mocna strona – odpowiedziała ironicznie na jego zaczepkę.
  – Kochana, – wyszeptał do jej ucha – jeszcze nie wiesz jak wiele mocnych stron mam…
  – Jesteś idiotą, naprawdę jesteś idiotą Weasley…
Uśmiechnął się, próbując znowu poczochrać jej włosy, ale tym razem zdążyła zrobić unik.
  – Ale niezwykle gorącym idiotą, Granger.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. Uderzył w nich powiew zimnego, wieczornego powietrza.  Hermiona zaczęła głośno szczękać zębami, co rozśmieszyło Freda.
  – Pozwól, że zrobię teraz gest z taniego, mugolskiego romansu. – Udał, że ziewa, po czym objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. – Cieplej?
Skinęła głową, zagryzając dolną wargę. Słońce już całkowicie schowało się za widnokręgiem, a na niebie powoli zaczynało błyskać coraz więcej jasnych punkcików. Hermiona przyglądała im się, gdy zapalały się, jeden za drugim, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Ich połyskiwanie przypomniało jej o czymś.
  – Freddie?
  – Hmm? – wymruczał, nie odrywając wzroku od nieboskłonu.
  – Co to było? To światełko, które trzymałeś w ręce jak tutaj przyszłam?
Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek. Wstał i wyciągnął w jej stronę rękę.
  – Chodź, pokaże ci.

***

Cześć i czołem! Szkoła, matura, praca - cholera, chyba się starzeje :p Ale nie odbiegając od tematu - jak widzicie kolejny rozdział już jest. Nie wiem kiedy wstawię następny, w każdej wolnej chwili staram się pisać, ale niestety tych wolnych chwil jest bardzo mało. Wiem, że przez moją zwłokę wielu z Was rezygnuje z czytania bloga i niestety jest Was coraz mniej, co cały czas pokazują mi statystyki. Chciałabym doprowadzić ten blog do końca, ale zobaczymy jak to będzie.
Coraz częściej w mojej głowie świta napisanie czegoś poza Potterowego, więc możliwe, że niedługo będziecie mogli odnaleźć mnie na Wattpadzie, a kto wie...może w przyszłości i na półkach jakieś księgarni, bo moim największym marzeniem jest napisanie książki, ale jak na razie nie mam jeszcz takich umiejętności pisarskich.
Dobra, nie zawracam Wam dłużej głowy.
Do napisania!
Marta Weasley