poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 8: Gra



Nie zostawiaj mnie po raz drugi? Spojrzał zdziwiony na dziewczynę, starając sobie przypomnieć jakikolwiek moment w którym zawiódł by ją albo zostawił gdzieś, ale na wszystkie chochliki tego świata, nie mógł sobie przypomnieć takiego wydarzenia. Owszem, często bywał dla niej niemiły, czasami nawet nieznośny i opryskliwy, ale nigdy nie zawiódł jej zaufania. Może te słowa nie były  skierowane do niego, a do kogoś kto właśnie jej się przyśnił? Podszedł kilka kroków bliżej łózka. Jej twarz wydawała się spokojna, a oddech był równomierny, więc w sumie nie musiał tutaj z nią zostawać, a mimo to bił się z myślami. Czuł, że jakaś część wewnątrz niego chcę zostać, trzymać ją za rękę i patrzeć jak słodko wygląda, gdy śpi, ale ta druga, silniejsza część martwiła się o brata. Gdy tylko zauważyli Snape’a zaczęli uciekać, ale podczas ucieczki rozdzielili się. Fred zdążył wskoczyć do tajnego przejścia, które wyrzuciło go od razu przed budynek szkoły, ale George nie miał już tyle szczęścia i zmuszony był biec dalej korytarzem. Wolał sobie nawet nie wyobrażać co Nietoperz mógł mu do tej pory zrobić, jeśli go złapał. Jego druga część wygrała. Spojrzał jeszcze raz na Hermione i wyszedł z sali, a po twarzy śpiącej dziewczyny spłynęła jedna, samotna łza.

***


Kłęby pary roztaczały swe macki po całym peronie. Huk maszyny wypełniał powietrze, skutecznie zagłuszając jakiekolwiek inne dźwięki. Hermiona starała się odnaleźć w tłumie swoich przyjaciół, ale przy tak ograniczonej widoczności było to praktycznie niemożliwe. Miała nadzieję złapać ich jeszcze na dziedzińcu, ale pani Poomfrey trzymała ją w skrzydle tak długo, że prawie spóźniłaby się przez nią na pociąg. Nie wiedziała co Fred naopowiadał uzdrowicielce, ale skakała nad nią jak Filch nad panią Norris. Część uczniów wsiadło już do kolejki, więc Hermiona również postanowiła iść w ich ślady. Złapała rączkę swoje kufra i szarpnęła ją, czego od razu pożałowała. Dłoń zapiekła przeszywającym bólem. Uzdrowicielka powiedziała jej, że dzisiaj ma  jeszcze oszczędzać rękę by lekarstwo zaczęło działać, ale Gryfonka zignorowała to, bo do tej pory nie odczuwała żadnego bólu. Była w trakcie rozmasowywania dłoni, gdy poczuła, że ktoś zabiera jej kufer. Obróciła się szybko i ujrzała jakiegoś przystojnego, starszego Gryfona.
  – Chyba przydałaby się pomoc, co? Kobieta nie powinna dźwigać takich ciężkich rzeczy. – Uśmiechnął się uroczo, ukazując garnitur śnieżnobiałych zębów. Już chciała mu odpowiedzieć, gdy ktoś ją uprzedził.
  – O, tu jesteś kochanie – cmoknął ją w policzek Fred. –  Wszędzie cię szukałem. Już bałem się, że coś ci się stało, ale całe szczęście jesteś cała. – Zabrał kufer Hermiony chłopakowi i ze sztucznym uśmiechem powiedział w jego stronę – Dziękuję, że chciałeś pomóc mojej dziewczynie, ale teraz już ja się nią zajmę.
Przystojny brunet zniknął w otchłani pociągu, a Fred jak gdyby nigdy nic wziął jej kufer i złapał ją za dłoń, wciągając do jakiegoś przedziału. Dopiero po kilku minutach do Granger dotarło co się właśnie stało. Zatrzymała się i spojrzała wściekłym wzrokiem na Weasley'a.
  – Co. To. Miało. Być. Fredzie. Weasley! – wysyczała przez zęby.
Fred stał naprzeciwko niej z ogromnym uśmiechem na ustach. Jego karmelowe tęczówki świdrowały ją, jakby jej złość była dla niego paliwem do kolejnych żartów. Co za irytujący człowiek!
  – Uratowałam cię przed kolejnym łamaczem serc. Matt to totalny dupek, przeleciał już połowę lasek w Hogwarcie.
  – Tak samo jak ty – odburknęła.
  – Wypraszam sobie panno Granger. Owszem, jestem flirciarzem, lubię towarzystwo kobiet, ale jeśli już z jakąś jestem to zawsze jestem jej wierny.
Hermiona spojrzała na niego z kpiącym wyrazem twarzy, ale ku jej zdziwieniu Fred wyglądał na całkowicie poważnego. Zaczynała się zastanawiać czy z nim na pewno wszystko w porządku, bo ostatnio częstotliwość zmian jego nastroju była podobna do częstotliwości humorków kobiety przed okresem. Prychnęła tylko i wyszła na korytarz w celu odnalezienia Rona i Harry’ego, ale gdy uszła kawałek i obróciła się, zauważyła, że Fred nadal nie ruszył się z miejsca.
  – Ekhem – odchrząknęła by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. – Moja walizka sama się nie przeniesie. Rusz te swoje cztery litery i chodź.
Fred spojrzał na nią z nieukrywanym zdziwieniem. Hermiona nigdy nie bywała taka stanowcza i nigdy nie podejmowała z nim gry. Zazwyczaj spuszczała głowę i uroczo się rumieniła. Teraz z każdym spotkaniem coraz bardziej go zadziwiała, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pokiwał głową z dezaprobatą, widząc wyczekującą minę Gryfonki i biorąc jej walizkę, ruszył za nią.
Podróż jak zwykle mijała im na rozmowie, śmiechu i wspominaniu wydarzeń z całego roku. Bliźniacy zabawiali wszystkich swoimi sztuczkami, Ginny z uwielbieniem wpatrywała się w Harry’ego, Ron jak zwykle opychał się słodyczami, a Lee zarzucał dowcipami. Hermiona uwielbiała tę atmosferę. Wszyscy zachowywali się tak naturalnie. Niektórzy może nawet, aż za naturalnie…
– Roooooooooooooon! – rozległ się pisk Ginny, a po nim odgłos uderzenia.
Wszyscy zamilkli i zwrócili wzrok w stronę rodzeństwa. Sytuacja wyglądała dość komicznie – Ginny okładała Rona jednym ze swoich czasopism, a ten starał się obronić do połowy już zjedzoną cukrową laską.
  – Halo, zabierzcie ode mnie tą opętaną Wiewiórkę!
  – Ja ci dam wiewiórkę ty… – kolejny cios nie trafił w cel, bo w ostatniej chwili Harry wyrwał gazetę z rąk najmłodszej Weasley'ówny. Ta zmierzyła go tylko rozwścieczonym wzrokiem.
  – Harry, jak nie chcesz wypróbować mojego upiorogacka na własnej skórze to radzę ci, oddaj mi to.
  – Spokojnie Gin, powiedz nam tylko, czym sobie zasłużył?
Ginny wskazała na niego palcem i z wyrzutem, wysyczała przez zaciśnięte zęby:
  – Ten osobnik, brak mi nawet słów jakimi mógłbym go opisać, beknął mi prosto w twarz!
Pierwsi śmiechem wybuchlli bliźniacy. W ślad za nimi poszedł Lee, a następnie Harry, Ron i nawet Ginny. Hermionie również się udzieliło. Właściwie nie wiedziała z czego się śmieje, ale nie mogła przestać. Nagle pociąg gwałtownie zwolnił, a Hermiona tracąc równowagę wylądowała wprost na kolanach Rona. Wszyscy zaczęli gwizdać i bić brawa, a jej twarz zaczęła przybierać coraz bardziej czerwone barwy. Kątem oka zauważyła, że jednak nie wszystkich śmieszy ta sytuacja. Fred przyglądał im się z wyrazem twarzy, którego Gryfonka nie mogła rozszyfrować. Hermiona szybko wstała i wróciła na swoje miejsce, starając się zakamuflować ogromne, czerwone wypieki.
 Po kilku godzinach ciągłych wybuchów śmiechu poczuła, że zaczyna ogarniać ją senność. Po cichu, starając się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, wymsknęła się z przedziału. Wyszła na korytarz, gdzie od razu uderzyło ją chłodne powietrze. Otuliła się szczelniej wyciągniętym z kufra kocem i weszła do pierwszego wolnego przedziału. Rozłożyła  się na siedzeniu, opierając głowę o szybę. Za oknem rozciągał się piękny widok gwieździstego nieba. Księżyc był dziś w pełni, rozświetlając swą poświatą uśpiony świat. Przyjrzała mu się dokładnie, przypominając sobie jak babcia opowiadała jej bajkę o Księżycu i Słońcu, rozdzielonych kochankach, którym nigdy nie jest dane się spotkać… Jej powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu skapitulowały i pozwoliły jej rzucić się w objęcia Morfeusza.

Czuła przyjemne łaskotanie na odsłoniętym karku, gdy ciepły wiatr otulił jej ciało. Pod stopami znów rozciągał jej się dywan z kwiatów, więc od razu domyśliła się gdzie jest. Łąka tym razem wyglądała jeszcze piękniej. Zieleń traw była jakby o wiele bardziej intensywna, a kwiaty bardziej wonne. A może to jej zmysły po prostu się wyostrzyły? Ruszyła przed siebie w stronę znajdującego się po środku polany ogromnego, rozłożystego drzewa. Biała, zwiewna sukienka ciągnęła się za nią, delikatnie unoszona przez wiatr. Słońce lekko muskało jej odsłonięte ramiona, dopóki cień drzewa nie wziął jej w swoje objęcia. Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech by zapanować nad szalejący z radości sercem. Czuła jak każda komórka jej ciała oczekuję z utęsknieniem na jego dotyk, bliskość, zapach, pocałunek… Chłód wstrząsnął jej ciałem, tylko po to by po chwili mogła zastąpić go fala gorąca płynąca z od niego. Jego ręce oplotły szczelnie jej ciało, a usta delikatnie musnęły czubek głowy. Jego ramiona sprawiały, że stawała się spokojna, odprężona…Oparła głowę o tors chłopaka, a on musnął jej policzek.
  – Cholera, jak ja za tobą tęskniłem mała – kolejny pocałunek spoczął tym razem na jej szyi.
  – Ja też tęskniłam za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo. Widywać cię codziennie i nie móc cię nawet dotknąć to największa tortura…
  – Wiem kochanie, wiem… – westchnął. – Twoja młodsza wersja przynajmniej zaczyna sobie coś przypominać, moja za to uparcie odpiera wszystkie próby przypomnienia sobie czegokolwiek.
  – Jak sobie pomyślę, że jeszcze tyle lat muszę przetrwać zanim cię ocalę…
  –Cii…– wyszeptał jej do ucha. – Nie myśl teraz o tym. Damy radę Hermiono. Zawsze potrafiliśmy wyjść z każdej sytuacji, więc i tym razem nam się uda.
 Oparł głowę na jej ramieniu, przytulając swój policzek do jej.
  – Dlaczego nie mogę cię zobaczyć?
  – Żywi nie mogą widzieć aniołów, skarbie – wyszeptał wprost do jej ucha, a ona poczuła jak na samo dźwięk jego głosu jej ciało pokrywa gęsia skórka. Zachichotała cicho.
  – Mój prywatny anioł stróż. – Wtuliła się w niego jeszcze bardziej, chłonąc każdą sekundę jego bliskości.
  – Tylko twój…
Nastała chwila ciszy w której było słychać  ich miarowe oddechy i szum drzew.
  – Hermiono – odezwał się Fred – muszę wracać.
  – Niee – wymruczała ochrypłym głosem, splatając swoją dłoń z jego. – Kiedy teraz znów się zobaczymy?
  – Obiecuję, że najszybciej jak się da – cmoknął ją w policzek. – Nie wychodź z tego przedziału w którym jesteś, mam wrażenie, że teraz uda mi się coś zrobić.
Skinęła głową.
  – Kocham cię – wyszeptał wtulony w jej obojczyk.
  – Ja ciebie bard..

Otworzyła oczy i szybko podniosła się do pozycji siedzącej, zachłystując się powietrzem. Sen, który przed chwilą miała, nie pamiętała go całego, ale miała jakieś przebłyski. Fred aniołem, ona duchem… Przetarła twarz dłońmi. To wszystko jest wariactwem! Otworzyła okno z nadzieją, że chłodne powietrze może trochę rozjaśni jej myśli. Wystawiła twarz za okno, a wiatr przyjemnie muskał jej policzki.
  – To wszystko jest chore – wyszeptała sama do siebie.
  – Ostatnio odnoszę podobne wrażenie.
Obróciła się szybko. Na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała, siedział nie kto inny jak Fred. Nie patrzył na nią, wzrok miał skupiony na swoich butach. Wyglądał tak, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał. Nagle uniósł głowę i spojrzał na nią z charakterystycznym uśmiechem. Nie mogła się powtrzymać i odruchowo go odwzajemniła. Wiedziała, że nie powinna przyglądać mu się z taką intensywnością, ale nie mogę przestać. Nie zauważyła wcześniej jak bardzo wymężniał. To nie był już ten rudy chłopiec, brat jej przyjaciela, którego poznała kilka lat temu. Teraz był to już dojrzały, no dobra – prawie dojrzały mężczyzna. Kości policzkowe wyostrzyły się, podbródek bardziej zaokrąglił, a te słodkie dołeczki w policzkach bardziej pogłębiły…
 -Eeem, Hermiono? – wyrwał ją z zamyślenia głos chłopaka. – Wiem, że jestem nieziemsko przystojny, ale zaczynam się czuć rozbierany wzrokiem.
Na twarzy Freda pojawił się jak zwykle zawadiacki uśmiech. Hermiona już chciała spuścić wzrok, ale  postanowiła tym razem podjąć ,,walkę’’. Również się uśmiechnęła.
  – Gdybym chciała cię rozebrać to zrobiłabym to rękoma, a nie wzorkiem, ale że nie ma co tutaj oglądać to nie będę się fatygowała.
Fred był tak zdziwiony jej odwagą, że ze zdziwienia nie mógł zamknąć ust. Teraz to on wpatrywał się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Hermiona za to ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć śmiechem, bo widok Freda, który nie ma przygotowanej żadnej riposty, był co najmniej komiczny. Policzki chłopaka lekko zaczęły się rumienić, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Gryfonke.
  – Ja…Ty… – jąkał się – Ranisz Hermionooo!
Jedną dłonią teatralnie złapał się za serce, a drugą otarł niewidzialną łzę. Granger poczuła w sobie dziwną siłę, jakby ktoś kierował jej ruchami. Przesiadła się koło Freda i zdjęła jego dłoń z serca, a położyła tam swoją. Poczuła jak jego mięśnie pod jej dotykiem napinają się. Fred już chciał coś powiedzieć, ale położyła mu palec na ustach.
  – Szzzz – wyszeptała. – Sprawdzam czy naprawdę masz serce czy tylko udajesz.
  – I jak diagnoza pani doktor? – zapytał, starając się nie wypaść z gry, choć dobrze wiedział, że w tym pojedynku Granger rozłożyła go na łopatki.
  – Mam dobrą i złą wiadomość panie Weasley. –Nachyliła się nad nim lekko, tak że teraz jej oddech muskał jego policzek. – Dobra jest taka, że coś tam bije.
  – A zła? – zapytał nienaturalnie zachrypniętym głosem.
  – A zła jest taka, że to prawdopodobnie dwa kamienie o siebie stukają.
Szybko odskoczyła od chłopaka, śmiejąc się, ale ten nie zamierzał puścić jej tego  płazem.
  – Osz ty mała, wredna czarownico!
Hermiona jeszcze raz zaśmiała się i ruszyła w stronę wyjścia z przedziału, ale Fred skutecznie odciął jej drogę ucieczki.
  – Panno Granger, chyba zapomniała panienka, że ze mną się nie zaczyna!
  – Bo? – zapytała zawadiacko, bez cienia zawstydzenia czy strachu w głosie. Zadziwiała go taka Hermiona. Zadziwiała i niezwykle pociągała…
 – Bo jesteśmy tutaj sami i nikt ci nie pomoże, gdy… ZACZNĘ CIĘ ŁASKOTAĆ!
Złapał ją w pół nim zdążyła zareagować i kładąc ją na siedzeniu, zaczął  łaskotać. Dziewczyna nie mogła zapanować nad śmiechem, zwijała się i starała odepchnąć przeciwnika, ale Fred nie miał zamiaru się poddać.
  – Fre..haha..Fred…błabłagam cię…przestań!
Przestał, ale nadal trzymał ją w pół, nie dając jej szansy na ucieczkę.
  – Teraz już wiesz, że z Fredem Weasley'em się nie zaczyna?
  – Tak, tak! Wiem już wszystko. Będę już grzeczna, tylko proszę cię, nie łaskocz mnie już.
Teraz Fred przejął prowadzenie. Ośmielony zachowaniem Gryfonki, nachylił się nad nią, tak że ich twarze prawie się stykały. Na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, co nie umknęło jego uwadze. Delikatnie przesunął palcami po jej odkrytym przedramieniu, a całe jej ciało momentalnie zareagowało krótkim spięciem. Wyszeptał wprost do jej ucha:
  – A co ja z tego będę miał?
Hermiona poczuła żądzę rywalizacji. Tym razem to ona wygra tę rundę. Uśmiechnęła się, delikatnie przygryzając wargę. Nim Fred zorientował się co się dzieje, dziewczyna przyciągnęła go do siebie. Zdziwiony obrotem akcji, nie opierał się. Rozluźnił uścisk, chcąc przenieść swoją dłoń na jej twarz, a Gryfonka sprytnie wykorzystała moment i wymknęła mu się. Stanęła w drzwiach przedziału i z wyrazem triumfu na twarzy spojrzała na chłopaka.
  – Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger? – wyszeptał, nadal nienaturalnie zachrypniętym głosem.
Hermiona tylko uśmiechnęła się do niego i zamknęła za sobą drzwi, szepcząc jeszcze sama do siebie:
  – Też się nad tym zastanawiam Fred, też się nad tym zastanawiam…

***


Jest, jest, jest! W życiu pisanie rozdziału nie zajęło mi tyle czasu. Sklejałam go po kawałkach. Tutaj coś napisane w autobusie, tam w drodze na osiemnastkę, następny kawałek w przerwię między wkuwaniem geografii. Wiem, że bardzo długo musieliście czekać na ten rozdział, ale naprawdę ten miesiąc był dla mnie, jak to się mówi – na wariackich papierach. Praca, szkoła, osiemnastki, prawo jazdy  – na wszystko to ledwo starczało mi czasu, a jak zapewne się domyślacie, gdy jest się takim zalatanym to wena nie ma najmniejszej ochoty przychodzić, ale spokojnie moi drodzy! Nadrobię, w tym tygodniu mam ostatnie sprawdziany i prezentację i od przyszłego laby, więc będę pisać i nadrabiać zaległości. Jeszcze raz przepraszam, bo naprawdę czuję się wobec Was głupio, że przez tak długi czas nic nie dodawałam. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i czekam na komentarze oczywiście! :D
Buziaki

Marta Weasley

poniedziałek, 16 maja 2016

Informacja

Tak, wiem że chcecie mnie teraz zamordować, nabić na pal i upiec nad ogniskiem, ale musicie mnie zrozumieć. Wzięłam ostatnio na siebie bardzo dużo obowiązków i po prostu nie wyrabiam. Cały weekend majowy spędziłam w pracy, a potem musiałam na bieżąco uczyć się do sprawdzianów i próbnych (wewnątrzszkolnych) matur, a w ten weekend byłam chrzestną i spędziłam go całego w Warszawie. Obiecuję, że jest to tylko przejściowy okres w którym musicie się niestety uzbroić w cierpliwość. Do wakacji już niewiele czasu pozostało i wtedy na pewno Wam wynagrodze to, że teraz tak długo czekacie na rozdziały ;) Mam nadzieję, że w sobotę w końcu dokończę ten obecny rozdział, bo jest to moja pierwsza od ponad miesiąca, wolna od pracy i osiemnastek sobota. Jeszcze raz przepraszam Was za to, że tak zawiodłam. Mam nadzieję, że mimo to nadal jesteście ze mną:)
Buziaki
Marta Weasley

Harry Potter - Nimbus 2000 Broom
.
.
.
.
.
.
template by oreuis