piątek, 28 grudnia 2018

Przeprosiny

Cześć kochani, pewnie nikt z Was już tu nie zagląda i nie pamięta nawet, że taki blog istniał (i zdaję sobie sprawę, że jest to tylko i wyłącznie moja wina), ale dorosłam w końcu do przeproszenia Was. Przestałam pisać z dnia na dzień, bo w moim życiu działo się tak wiele rzeczy, że dla pisania po prostu brakło czasu, przerwa w nie dodawaniu rozdziałów stawała się coraz dłuższa, a mi po prostu było coraz bardziej wstyd, że Was zawodzę, że nadal nic nie napisałam, że ostatecznie podjęłam decyzję o podwinięciu ogona i ucieczce cichaczem bez wyjaśnień. Cały czas wiedziałam, że zachowałam się nie ładnie, kilka razy chciałam napisać rozdział i wrócić do bloga, ale doszłam do wniosku, że pewnie nikt z Was i tak już nie będzie tego czytał, bo sama musiałam przeczytać wszystkie rozdziały, żeby sobie przypomnieć niektóre akcje. I wtedy dochodziłam do wniosku, że to nie robi sensu. I tak minęły lata przez które chyba zapomniałam już jak pisać (no może poza okazjonalnym pisaniem miniaturek na konkurs w KATALOGU GRANGER), lata przez które wstydziłam się, że zniknęłam bez słowa, wyłączyłam powiadomienia i nie wchodziłam na bloga, by nie znaleźć komentarzy nienawiści za takie zachowanie, ale teraz gdy w końcu weszłam - okazało się, że nic takiego nie znalazłam, wcale nikt nie chciał zrobić na mnie publicznego linczu i większość z Was zrozumiała. I okazało się także, że wszystkie bariery zbudowałam sobie sama w swojej głowie. Także dziś, w tym około świątecznym jeszcze okresie chciałabym Was PRZEPROSIĆ, za to że tak Was "olałam" pozostawiając bez żadnego wytłumaczenia, mimo że tyle z Was czekało i przede wszystkim poświęcało swój czas, żeby czytać te moje wywody. PRZEPRASZAM, ale także dziękuję za to, że mnie motywowaliście i wspieraliście przez tyle czasu. Niesamowite jest dla mnie, że mój poprzedni blog (,,Jak twórca Kanarkowej Kremówki namieszał w głowie Granger") ma nadal po 700-800 odsłon miesięcznie, że również tutaj wiele osób nadal zagląda. To jest w pewnym sensie dla mnie osobisty sukces. Przestał pisać też po części dlatego, że pewne osoby z mojego otoczenia drastycznie podcięły mi skrzydła, przestałam wierzyć w to, że faktycznie  potrafię napisać coś wartego uwagi, ale te statystyki udowodniły mi, że dla jakieś liczby osób było to coś ciekawego i dobrego, co bardzo mnie ponownie podniosło na duchu.
Nie wiem czy jest sens reaktywować tego bloga, patrząc na ginącą Blogosferę i (co mówię z bólem serca) powoli obumierającą fascynacje Harry'm, choć zastanawiam się jeszcze nad tym. Ale nie bardzo wiem czy ktoś nadal zainteresowany byłby czytaniem? Nie wiem też czy nie wejść z czymś autorskim na Wattpada, bo choć moje serce nadal należy do HP to od pewnego czasu w mojej głowie siedzi kilka autorskich pomysłów, ale to wszystko się okażę, gdyż zaczynając pisać miałam lat 14, obecnie bliżej mi do 21, co oznacza, że natłok obowiązków nie zawsze pozwala na pisanie, ale nie przyszłam tutaj smęcić :)

Wszystkim Wam chciałam życzyć szczęśliwego Nowego Roku, pełnego nowych wyzwań i spełniających się marzeń! Dziękuję Wam za pomoc w zbudowaniu mojej miłości do pisania!

Marta Weasley

wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 15: Włamywacz

– Co ty tu robisz? Jaak...Jak wszedłeś do mojego pokoju?
Chłopak uśmiechnął się i leniwie przeciągnął na jej łóżku.
  – Twoja mama mnie wypuściła – wzruszył obojętnie ramionami, jak zwykle w ogóle nie skrępowany. –Po tym jak powiedziałem jej, że jestem twoim chłopakiem i chce ci zrobić niespodziankę, gdy wrócisz.
Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły. Zacisnęła dłonie w pięści, by powstrzymać się od rzucenia na niego. Jej pierś poruszała się coraz szybciej.
  – CO TY JEJ POWIEDZIAŁEŚ? PRZECIEŻ ONA TERAZ NIE DA MI SPOKOJU!
Znała swoją mamę. Wiedziała, że dopóki nie wyciągnie z niej wszystkich możliwych informacji to się nie podda. Doskonale wiedziała też, że nie będzie potrafiła oprzeć się jej sile perswazji i ostatecznie ulegnie, wygadując jej wszystko, zanim się zorientuje co właśnie zrobiła. Westchnęła, starając się unormować oddech. Matt korzystając z jej nieuwagi, podszedł do niej i szybkim ruchem zarzucił ją sobie na ramię.
  – Amans! – krzyknęła, uderzając pięściami w jego plecy. – Natychmiast postaw mnie na ziemi! Nie dość, że włamujesz się do mojego pokoju, to jeszcze chcesz mnie uprowadzić?!
Matt zaśmiał się. Granger dalej miotała się w jego uścisku, uderzając go swoimi małymi piąstkami, ale on zdawał się tego w ogóle nie czuć. Podszedł do łóżka i położył ją na nim. Złapał jej nadgarstki i skrzyżował nad głową. Przestała się miotać, a wyraz złości w jej oczach zastąpiło zdziwienie. Czuła, jak fale promieniującego ciepła rozchodzą się po jej ciele, jakby połknęła rozżarzony węgiel, który teraz spalał ją od środka. To było naprawdę dziwne uczucie, całkowicie różniące się od tego, które wypełniało ją, gdy była z Fredem. Nie była jeszcze pewna czym się różnią, ale wiedziała, że są to dwie zupełnie inne emocje. Matt nadal trzymał jej nadgarstki, okraczy ją, opierając cały ciężar ciała na dłoniach i kolanach. Jego twarz znajdowała się w pewnej odległości od jej, ale odległość ta była stanowczo zbyt mała by zniwelować działanie jego spojrzenia, bo trzeba podkreślić to, że Amans - jeden z największych podrywaczy w Hogwarcie - od kilku minut uparcie świdrował ją - największą kujonke w Hogwarcie - swoimi cholernie ładnymi oczyma. Jego stalowe tęczówki wydawały się bezdennym jeziorem. Im dłużej się w nie wpatrywało, tym bardziej się w nich tonęło. Matt przyszedł z dłoni na łokcie. Teraz ich twarz dzieliły już tylko centymetry. Jedno szybkie spojrzenie wystarczyło, by do końca utonęła. Musnął wargami jej malinowe usta. Jej ciało krzyczało by zaczęła uciekać, odepchnęła go i wyrzuciła ze swojego pokoju i swojego życia, ale Hermiona nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Zamknęła oczy, a chłopak musnął ją w szyję, potem w policzek i ponownie wrócił na linię startu, czyli do jej ust. Zachęcony brakiem oporu z jej strony, przejechał językiem po jej ustach, a ona bezwiednie uchyliła je, umożliwiając pogłębienie pocałunku. Przestała myśleć. Na chwilę pozwoliła sobie wyłączyć umysł. Leniwie oddawała pocałunki...i wtedy to zrozumiała. Te emocje, które czuła przy Fredzie to było poczucie bezpieczeństwa i wewnętrzna harmonia, którą udawało jej się osiągnąć tylko przy nim. W jego obecności potrafiła zapanować nad pędzącymi myślami, ustabilizować je i być po prostu sobą. W przypadku Matta to uczucie nie wiązało się z poczucie bezpieczeństwa, a pożądaniem. Nie panowała nad swoimi myślami, tylko całkowicie się wyłączała. To nie było dobre, zawsze gdy człowiek wyłącza myślenie, pozwala sobie na zbyt wiele. Zebrała się w sobie, szukając siły na wykonanie jakkolwiek ruchu. Tama pękła. Odepchnęła zdezorientowanego chłopaka od siebie i podbiegła do drzwi, otwierając je na oścież.
  - Lepiej będzie jak już sobie pójdziesz - głos jej drżał z nadmiaru emocji.
Matt usiadł na brzegu łóżka, przyglądając jej się jeszcze przez chwilę, zanim wstał. Podszedł do niej pewnym krokiem, uśmiechając się podejrzanie. Owinął swoje ręce wokół jej talii i nachylając się do niej, wyszeptał wprost do jej ucha.
  - I tak wiem, że ci się podobało.
Cmoknął ją przelotnie w policzek i wyszedł.
Hermiona zamknęła drzwi na klucz, by uniknąć kolejnych niezapowiedzianych wizyt i z głośnym westchnieniem rzuciła się na łóżko. W jej głowie kłębiły się przeróżne myśli, ale jedna była wyjątkowo uciążliwa. Dlaczego on to zrobił? Nie potrafiła tego zrozumieć, dlaczego ktoś taki jak Matt Amans marnuje swój czas na kogoś takiego jak ona. To nie jest cierpliwy typ człowieka. Jego mottem jest tzw. trzy  "p", czyli poznać, przelecieć, porzucić. A wszystko doskonale wiadomo, że ona nie jest z tych łatwych. Po co więc marnuje na nią czas?
Obróciła się na brzuch, chowając twarz w poduszki.
  - I po co ci to było Hermiono? Mężczyźni to same kłopoty, było trzeba się nie zmieniać i zostać na zawsze już tą kujonicą...
Coś zastukało. Hermiona z czujnością rozejrzała się po pomieszczeniu, poszukując źródła dźwięku. Jest. Namierzone. Otworzyła okno, pozwalając wlecieć małej, hebanowej sówce do środka. Ptak okrążył całe pomieszczenie i usiadł na ramieniu dziewczyny.
  - Cześć maleńka! - powiedziała, gładząc łepek sowy. - Co cię do mnie sprowadza?
Ptaszek, wyciągnął prawą nóżkę do której przywiązany był list. Hermiona odczepiła go i spoglądając na pierwszy wyraz, już wiedziała od kogo jest. Tylko tego brakowało jej do kompletu…Westchęła, odrzucając od siebie zwitek, ale sowa nie pozwoliła na to. Wzięła papier w dziubek i ponownie jej podała.
  – Nie poddasz się dopóki na to nie odpiszę, prawda?
Ptak wlepił w nią swoje ogromne, brązowe ślepia, jakby na potwierdzenie jej słów. Niechętnie usiadła przy biurku. Rozłożyła liścik przed sobą i zaczęła czytać, czujnie obserwowana przez hebanową sówkę.
Hermionanina!
Na wstępie ja przepraszu Ciebia, że ja tak długo nie pisał, ale przygotowywałem się do ważna mecza w Quidditcha. Teraz mam trochu wolnego czasu, więc pierwsze co zrobił ja to napisanie do Ciebia. My rozstali się w nizbyt miła sytuacja, ale musisz wiedzieć, że ja nadal nie zmienił zdania o Tobie. Nadal sądzę, że nizwykla inteligentna kobieta z Ciebia. Ty w swoim liście napisała, że wyjeżdżasz do Francji niedługa. Tak się składa, że ja też będu we Francji w tym terminie, bo moja drużyna ma eliminacju do Mistrzostw. Mam nadzieja, że Ty bedziu chciała się ze mną zobaczyć. Ogromnie brakuju mi rozmów z Toba, więc to byłaby świtna okazja. Jeśli chcesz, to daj mnie adres, gdzie Ty będziesz mieszkała podczas pobytu we Francja, a ja na pewno Cię odwiedzu.
Mam nadzieju, że do zobaczenia.
Wiktor

Pięknie, jeszcze tylko tego na dokładkę jej brakowało! Już nie dawała sobie rady ze swoimi emocjami i uczuciami, gdy miała przy sobie Matta i Freda, a tu na dokładkę jeszcze Wiktor. Wściekła podeszła do szafy. Zgarnęła wszystkie leżące w niej rzeczy i wrzuciła je do walizki,  wyjątkowo nie zwracając uwagi na to, że się zagniotą czy ubrudzą. Miała ochotę uderzać głową w ścianę. Nie potrafiła zrozumieć siebie, nie potrafiła zrozumieć innych ludzi – czuła się jak popsuta zabawka, nie nadająca się do niczego. To było dla niej dziwne uczucie, bo zazwyczaj była niezwykle pewną siebie osobą.  Zamknęła oczy, starając się zapanować nad chaosem, który ogarniał jej umysł, starając się zaćmić logiczne myślenie. Ponownie usiadła przy biurku, rozkładając przed sobą kartkę. Wyciągnęła z biurka długopis i podzielił papier na trzy części.
Fred
Matt
Wiktor
+ jest zabawny
+ opiekuńczy
+ można z nim porozmawiać na każdy temat
+ sprawia, że czuję się szczęśliwa
+ jego obecność uspokaja mnie
+na samą myśl o nim, uśmiecham się
+ jest inteligentny
+ ambitny
+ nieziemsko przystojny
+ pewny siebie
+ miły
+ przystojny
+ śmieszny
+ zwykły, normalny facet
- podrywacz
- nie jestem pewna jego zamiarów
- Angelina
- może mieć każdą, więc dlaczego miałby wybrać mnie?
- zarozumiały
- podrywacz
- wykorzystuje kobiety
- nabija się z innych
- manipulant
- uwielbiany przez całe rzesze kobiet
- mieszka w innym państwie
- chodzi do innej szkoły
- niezbyt inteligentny



Wiedziała, że nie jest to zbytnio inteligentny sposób na zrozumienie swoich emocji, ale nie miała zupełnie, innego pomysłu. Nie próbowała się już dłużej okłamywać, napisała wszystko co przyszło jej do głowy i nie zdziwiła się zbytnio, gdy ujrzała najdłuższą listę zalet w kolumnie opisanej imieniem ,,Fred”. Starała się odpierać tą myśl, udawać że ona nie istnieje, ale tak naprawdę, głęboko w jej podświadomości tkwiła ta mała iskierka, płomyczek rozpalający żar w jej sercu – on, Fred Weasley. Z każdym kolejnym spotkaniem z nim, zapadała się w to coraz bardziej. To było straszne i niezwykłe zarazem, bo skoro w końcu zrozumiała swoje uczucia, to pozostał jeszcze największy problem – jak to rozwinąć?

Taksówka miała przyjechać lada chwila, więc pan Granger wyniósł już walizki przed dom. Jean, krzątała się po wszystkich pomieszczeniach po kolei, by upewnić się że na pewno o niczym nie zapomnieli. Tylko Hermiona siedziała opanowana na kanapie przed kominkiem, a Krzywołap leniwie rozciągał się na jej kolanach. Ron miał pojawić się lada chwila by go zabrać do Nory, bo niestety do hotelu w którym będą nocowali, zabrać go nie można było. W kominku coś zawirowało, światło rozłynęło się po pomieszczeniu i tak samo szybko zgasło jak rozbłysło. Hermiona mrugnęła szybko kilka razy, gdy światło oślepiło ją. Wstała i z uśmiechem przytuliła rudowłosego chłopaka.
  – Też się cieszę, że cię widzę Hermiono, ale nie spodziewałem się tak gorącego powitania.
Odskoczyła od niego. To nie był Ron tak jak się spodziewała. Stanowczo to nie był Ron. Jej wzrok odzyskał ostrość i teraz była już w stu procentach pewna, że właścicielem rudej czupryny jest Fred.
  – Ja…oślepiło mnie…kominek…myślałam, że..Ron – wydukała, co widocznie go rozśmieszyło.
  – No to muszę chyba zacząć zazdrościć  Ronowi, jeśli za każdym razem witasz się z nim z takim entuzjazmem.
  –   Nie za każdym razem, po prostu…Dobra, nie ważne.
Zaśmiał się, a jej ciało na widok tego cholernie pociągającego śmiechu zaczęło wariować. Odzyskała pewność siebie i również się uśmiechnęła.
  – W sumie to nawet, gdybym wiedziała że to ty, to zareagowałabym tak samo.
Teraz to jego zamurowało. Nie spodziewał się tak szybkiego odbicia piłeczki przez nią. Spojrzał na Gryfonkę przelotnie, a pewność siebie szybko powróciła.
   – Tak? –podszedł do niej bliżej. – A wiesz jak ja bym zareagował?
Nachylił się, tak, że ich twarze stykały się. Hermiona nieświadomie zaczerpnęła haust powietrza, starając się w ten sposób zapanować nad szalejącym sercem.
  – Co..co ty…co ty robisz? – wydukała.
  –Ja? – odpowiedział z udawanym zdziwieniem w głosie. – Ja tylko chcę ci pokazać, w jaki sposób powinniśmy zacząć się witać.

Ich twarze dzieliły już tylko milimetry. Żar, który płonął w ich ciałach był wręcz namacalny…Jeszcze tylko kilka milimetrów i…

 ***
Helloł, przepraszam ze rozdział dodany z dwudniowym opóźnieniem, ale wiecie jak to jest w święta. Rodzina pojawiająca się z nienacka w moim domu trochę mi popsuła plany, ale mam nadzieję że się nie obraziliście za to lekkie potknięcie w czasie ;)
Czekam na 10 komentarzy by kolejny rozdział mógł się pojawić!
Do napisania 
Marta Weasley

środa, 19 października 2016

Rozdział 14: Laboratorium

Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek. Wstał i wyciągnął w jej stronę rękę.
  – Chodź, pokaże ci.
Ujęła jego dłoń i zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
  – Mam nadzieję, że nie masz zamiaru się przede mną rozbierać by pokazać mi jaki to cudowny jesteś…
Fred prychnął i pociągnął ją w stronę ściany w przeciwległej części pomieszczenia. Przyglądała mu się, zastanawiając się o czym tak naprawdę myślał, gdy tutaj przyszła. Myślała, że spotka go tutaj, załamanego i smutnego, a tymczasem wydawał się być w ogóle nieporuszony tym wszystkim co się wydarzyło. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie w ramię. Spojrzała na Freda oskarżycielskim wzrokiem.
  – Stop przemocy! – burknęła, udając obrażoną.
Ponownie uderzył ją w ramię.
  – To za to, że mnie nie słuchasz. Teraz  bardzo ważne jest byś się skupiła, a nie rozmyślała co zrobisz w łóżku z Amansem.
Wyszczerzył się ukazując garnitur śnieżnobiałych zębów. Twarz Hermiony ponownie zapłonęła purpurą, co sprawiło, że uśmiech Freda jeszcze bardziej się powiększył.
  – No już Wstydziochu, pora przejść do poważnych spraw – wskazał na ścianę znajdującą się przed nimi. – Za tą ścianą znajduję się nasze laboratorium. Wszyscy w tym domu wiedzą o tym, że je posiadamy, ale nikt nie wie gdzie ono się znajduję, więc możesz czuć się wyróżniona tym, że czynię ci ten zaszczyt i odsłaniam ci rąbka swojej najskrytszej tajemnicy.
Przyglądała mu się przez chwilę. Wydawał się być naprawdę poważny i jakby…lekko zestresowany?  Nie, to niemożliwe. Fred Weasley nie bywa zestresowany.
  – Okej, obiecuję nie zdradzać nikomu miejsca waszych eksperymentów…no chyba, że mi podpadniecie.
Fred szybkim ruchem poczochrał jej włosy.
  – Ja tutaj otwieram się przed tobą, a ty jak mi się odwdzięczasz?! – spojrzał na nią robiąc minę z cyklu smutny szczeniaczek. – Koniec gadania, wchodzimy.
Ponownie złapał ją za rękę i nim zdążyła jakkolwiek zareagować – wciągnął ją w ścianę. Przez chwilę miała wrażenie, że jest na King Cross. Musiała przyznać, że bliźniacy nieźle to sobie wymyślili. Rozejrzała się dookoła, przyglądając się ceglanym ścianom, które pokrywały jakieś kartki i różnego rodzaju fiolki. Na wprost wejścia stała sterta garnków i kociołków różnej wielkości, a obok nich drewniane skrzynie ozdobione złotymi literami. Hermiona stała tak, przyglądając się wszystkiemu z otwartymi ustami. Nie mogła wyjść z podziwu jaki kawał roboty musieli odwalić by to przygotować. Po raz pierwszy, dotarło do niej jak wiele serca w te wynalazki wkładają. Zawsze myślała, że to dla nich zabawa. Kolejny wymysł do wkurzania innych, ale teraz zrozumiała, że było zupełnie inaczej. Oni rzeczywiście wiązali z tym swoją przyszłość i musiała przyznać, że jeśli dalej utrzymają ten poziom na którym są, to mogą osiągnąć sukces.
Fred przysiadł na jednej ze skrzyń, obserwując ją z malującym się na twarzy półuśmiechem. Nie chciał się zdradzić, ale tak naprawdę obawiał się jej reakcji. Liczył się z jej zdaniem, więc jej opina była dla niego bardzo ważna. Patrząc teraz na jej reakcji, doszedł jednak do wniosku, że niepotrzebnie panikował, bo zachwyt wręcz malował się na twarzy młodszej Gryfonki.
  – I co o tym sądzisz? – zapytał, chociaż znał już odpowiedź.
  – To…wszystko tutaj jest takie magiczne…i…ja nie wiem co powinnam powiedzieć…będąc tutaj czuję się magię, taką prawdziwą namacalną… – spojrzała mu w oczy, a gdy ich spojrzenia się zderzyło można było wręcz poczuć  przez chwilę przeskakujące w powietrzu iskierki. – Fred, wy jesteście geniuszami!
Z jej twarzy można było bez problemu odczytać jak bardzo jest rozemocjonowana. Zarumienione policzki i mglisty wzrok przeskakujący po wszystkich rzeczach znajdujących się w pomieszczeniu. To wszystko działało na nią prawie tak jak książki. Upajało ją. Fred podniósł się i wyciągnął coś z kufra na którym siedział, a następnie podszedł do niej i położył jej to coś na dłoni, po czym delikatnie zacisnął ją. Poczuła przyjemne pulsujące ciepło. Otworzyła pięść, a na środku swojej ręki zobaczyła szklaną róże, mieniącą się różnymi kolorami. Teraz już wiedziała czym były te mrugające światełka, które ujrzała gdy szukała Freda. Przez chwilę nie mogła oderwać wzroku od kwiatu. Przy każdej zmianie barwy wydawało się jakby w środku szklanego kwiatka wyrastał kolejny, nowy kwiat w innym kolorze. Gdy w końcu jej się udało oderwać od hipnotyzującego wynalazku, uniosła wzrok, a jej twarz spotkała się z twarzą stojącego przed nią Freda. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Pomieszczenie, które do tej pory pogrążone było w półmroku, tonęło teraz w kakofonii barw, rozświetlają ich twarze różnymi kolorami. Przygryzła wargę, co zdradziło jej podenerwowanie. Nie wiedziała jak powinna się zachować, co powinna zrobić. W tak wielu dziedzinach był obeznana, wiedziała jak wyjść z opresji, przechytrzyć czarnoksiężnika, napisać esej z eliksirów, ale w relacjach damsko-męskich stawał się zagubiona jak małe dziecko w hipermarkecie. Czuła się słaba, a nienawidziła uczucia słabości. Ciepły oddech Freda otulał jej twarz. On też wydawał się niepewny swoich poczynań. Dopiero teraz zauważyła, że jego dłonie drżą. Nie mogła się powstrzymać, wolną ręką ujęła jego drżącą dłoń.
  – Denerwujesz się? – zapytała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że szepczę.
  – Nie – odpowiedział, ale jego głos wydawał się łamać. – Czym miałbym się denerwować?
  – Nie wiem, – spojrzała na jego dłoń, zamkniętą w jej i lekko się uśmiechnęła – ale twoje dłonie drżą.
Przeniósł wzrok w to samo miejsce co ona. Próbował nad tym zapanować, ale nic nie mógł poradzić. Jego własne ciało go zdradziło.
  – No dobra, skłamałem. Trochę się stresuję.
Przeniosła wzrok z jego rąk na twarz i zatopiła się w karmelowych oczach. Po raz kolejny miała wrażenie, że je doskonale zna, pamięta każdy ich szczegół.
  – Czym?
  – Po raz pierwszy jest tutaj ze mną ktoś inny niż George, nigdy wcześniej nikomu nie pokazywałem tego miejsca i nie wiedziałem jak zareagujesz.
Uśmiechnęła się i wypuściła jego rękę. Odsunęła się kawałek, a Fred poczuł jak każda komórka jego ciała krzyczy by znów podeszła bliżej, by znów go dotknęła.
  – To, – pokazała dłonią na znajdujące się na ścianie receptury – jest najbardziej niezwykła rzecz jaką dane było mi widzieć. Doceniam waszą pracę jeśli tylko będę w stanie pomóc to pomogę wam.
Fred podszedł do niej i przyciągnął ją do swojej piersi, a ona objęła go w talii.
  – Dziękuję Miona. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy.
A ty nawet nie wiesz jak wiele znaczysz…znaczy to dla mnie, odpowiedział głosik w jej głowie.

***

         Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Drzewa nie wyglądały tak jak zwykle. To co ją otaczało to nie był już las, a sad. Pełen kwitnących na różowo i biało drzew. Zrobiła krok do przodu, ale natychmiast się zatrzymała. Spojrzała w dół. Jej stopy tonęły w czymś puszystym i białym. Miała wrażenie, jakby stała na obłoku. Ostrożnie postawiła kolejny krok, potem następny, aż wreszcie gdy upewniła się, że nie zapadnie się w to pluszowe coś, ruszyła przed siebie. Tym razem nie wiedziała gdzie go szukać. Zazwyczaj czekał na nią pod rozłożystym dębem na środku polany, ale tym razem nigdzie nie było widać ani polany, ani dębu. Delikatnie stąpała, co chwilę odsuwając ukwiecone gałęzie, by przetorować sobie drogę. Słodki kwiatowy zapach łaskotał i drażnił jej nos. Powietrze wydawało się wręcz przesiąknięte tą kwiatową wonią. Nim się zorientowała, sad skończył się, a jej oczom ukazała się ogromna polana z rozłożystym drzewem pośrodku. Uśmiech wypłynął na jej twarz. Ruszyła w stronę drzewa, a w każdym miejscu gdzie stawiała stopę, wyrastały kwiaty. Nie mogła się temu nadziwić. Stawiała jak najmniejsze kroki, by pokryć jak największą część łąki kwiatami. Weszła w cień drzewa i od razu poczuła na swojej talii czyjeś ramiona. Zapach kwiatów był niezwykle intensywny, jednak jego perfumy, tak dobrze jej znane i tak bardzo przez nią uwielbiane, stłamsiły go. Oddychała pełną piersią by wchłonąć go jak najwięcej. Delikatnie musnął ją w czubek głowy, sprawiając, że w miejscu gdzie dotknęły ją jego usta, pod skórą poczuła delikatne, przyjemne mrowienie. Przygryzła dolną wargę i oparła się o jego tors, wtulając twarz w jego szyję. Zamknęła oczy, gdy jego dłoń ujęła jej podbródek. Przyciągnął jej twarz do swojej i przycisnął swoje wargi do jej. Delikatnie naparł językiem na jej usta, jakby prosząc o pozwolenie na pogłębienie pocałunku. Uchyliła wargi. Ich usta tak idealnie do siebie pasowały, jakby były stworzone do całowania się wzajemnie. Gdy oderwał się w końcu od jej malinowych warg, przygarnął ją do siebie i jeszcze ciaśniej otoczył ramionami.
  – Tak bardzo za tobą tęskniłem… – wyszeptał.
  – Ja za tobą też – splotła swoje palce z jego. – Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
Westchnął.
  – Po raz pierwszy udało mi się uzyskać tak dużą władzę nad moją młodszą wersją. Nie mogłem zerwać tej więzi, bo gdybym to zrobił, wszystko nasze starania poszły by na marne.
  – Rozumiem, ale…teraz tu jesteś… czy to znaczy, że…że twoja więź z młodszym Fredem jest zerwana?
  – Nie, całe szczęście nie. Po prostu nie jest aż tak silna w tym momencie, ale nadal jest.
Skinęła głową, wodząc dłonią po jego przedramieniu.
  – Freddie…
  – Hmm?
  – Wiem, że nie mogę na ciebie patrzeć, ale jeśli zamknę oczy to…mogę się do ciebie przytulić?
Nie widziała jego twarzy, ale mogła przysiąc, że uśmiechał się. Oczami wyobraźni mogła zobaczyć jego zawadiacki uśmiech i przeskakujące w oczach iskierki.
  – A obiecasz, że nie będziesz podglądać?
  – Obiecuję.
 – Dobrze – wyszeptał wprost do jej ucha. – Zamknij oczy.
Posłusznie wykonała jego polecenie. Po chwili, która wydawała jej się wiecznością, poczuła, że Fred obraca ją w swoją stronę, jego ciepły oddech omiótł jej twarz. Czuła, że jej serce przyspiesza z każdą kolejną sekundą. Fred ujął jej dłonie w swoje i położył na swojej talii. Od razu przylgnęła do niego, chowając twarz w zagłębieniu obojczyka. Fred przycisnął ją do siebie, delikatnie się kołysząc. Chłonęła jego zapach, miękkość jego skóry, ciepło jego ciała…
  – Widziałaś jak tu dzisiaj pięknie? – spytał po dłuższym milczeniu.
  – Widziałam, ale nie wiem dlaczego? Coś się zmieniło?
  – Tak – wyszeptał, gładząc dłonią jej plecy. – Zrobiliśmy postęp w relacjach naszych młodszych wersji, więc to wszystko tutaj zaczyna się również zmieniać. Drzewa dostały kwiatów, zaczęły kwitnąć, bo uczucie między naszymi kopiami zaczęło się rozwijać.
  – To…najlepsza wiadomość jaką mogłam usłyszeć! Już nie mogę się doczekać momentu w którym będziemy znów razem, tak prawdziwie, ty i ja. Znowu razem…
  – Ja też skarbie, ja też…
Coś błysnęło. Mimo zamkniętych oczu, Hermiona widziała jakiś rozbłysk. Ramiona Freda napięły się, nadal ją otulając.
  –Wzywają mnie…
  – Nieee, zostań tutaj jeszcze. Zostań ze mną.
  – Chciałbym skarbie, ale to jeszcze nie teraz. Musisz być cierpliwa.
Cmoknął ją przelotnie w czoło i zniknął, a wszystko dookoła pochłonęłam ciemność.

***


    Obudził ją zapach jajecznicy, brutalnie przypominający jej żołądkowi o tym, że dawno nic nie jadła. Usiadła na łóżku, próbując się rozbudzić. Przed oczami cały czas majaczyły jej jakieś dziwne rzeczy, a intensywny zapach kwiatów drażnił jej zmysł węchu. Kilka razy przeciągnęła się i ziewnęła, próbując odgonić od siebie resztki snu. Gdy w końcu jej się to udało, wyciągnęła z torby pierwsze lepsze ubrania i poszła do łazienki. Jej brzuch zaczął dopominać się o jedzenie głośnym poburkiwaniem. Po dziesięciu minutach wyszła z łazienki, ubrana w bordowe rurki i czarną koszulkę z dekoltem w serek. Zeszła do kuchni, gdzie krzątała się już pani Weasley. Gdy tylko kobieta zauważyła Granger, uśmiechnęła się i wyciągnęła w jej stronę ręce.
  – Chodź tutaj kochanieńka, niech no cię wyściskam!
Hermiona posłusznie podeszła i pozwoliła się obściskiwać i obcałowywać Molly. Podziwiała tę kobietę, nie wiedziała skąd w niej tak duże pokłady energii i miłości.
  – Odwaliłaś kawał dobrej roboty, wszystko tutaj wręcz lśni, a moi synowie są niezwykle grzeczni. Nie wiem co im zrobiłaś, ale rób im to częściej.
Obie kobiety roześmiały się. Hermiona usiadła za stołem, czują że w jej ustach zbiera się nadmiar śliny na sam widok jeszcze parującej, pachnącej jajecznicy z szynką i pomidorem.
Gdy kończyła jeść, w kuchni pojawili się bliźniacy. Jak zwykle żwawo dyskutowali i śmiali się.
  – Cześć i czołem! – rzucił George, siadając obok Gryfonki. – Smacznego Hermiono…oby ci w cycki poszło.
Palnęła go w ramię, a ten wybuchnął gromkim śmiechem, który udzielił się też Hermionie. Była dzisiaj w naprawdę świetnym nastroju, więc docinki George’a nie robiły na niej wrażenia. Fred obszedł stół i usiadł po drugiej stronie dziewczyny.
  – Mamuś, oznajmiam ci, że od dzisiaj za każdym razem, gdy będziesz gdzieś wyjeżdżała, chcę żeby Hermiona była naszą opiekunką.
Wyszczerzył się, na co Molly pokręciła głową.
  – Hermiono, prawdziwa cudotwórczyni z ciebie.
  – Ma się ten talent – odpowiedziała Granger, śmiejąc się, po czym wstała od stołu.
  – Dziękuję za pyszne śniadanie pani Weasley, na mnie już pora. Rodzice pewnie i tak już się niecierpliwią, lada dzień wyjazd do Francji, a ja nawet jeszcze się nie spakowałam.
Molly wyściskała ją ponownie, dziękując jej po raz setny, a Fred w geście gentelmeństwa zniósł jej torbę z góry. Stary kalosz stojący przed domem rozbłysnął niebieskim światłem. Hermiona wyściskała wszystkich po kolei, a gdy doszła do Freda, uśmiech na jej twarzy przybrał rozmiary dojrzałego banana.
  – Powodzenia w eksperymentowaniu, geniuszu.
  – Udanego wyjazdu, Mionka.
Przytuliła się do niego, czując jak każda komórka jej ciała na chwilę eksploduję różnorodnymi emocjami. Obróciła się na pięcie, złapała swoją torbę a drugą ręką kalosza, a ziemia osunęła się spod jej stóp.

***


    Rodzice byli jeszcze w pracy. Weszła do domu drzwiami tarasowymi i ruszyła prosto do swojego pokoju. Przed drzwiami powitał ją Krzywołap, leniwie ocierając się o jej kostki. Pogłaskała go i otworzyła drzwi. Torba wypadła jej z rąk na widok niespodziewanego gościa rozłożonego na jej łóżku.

  – Co ty tu robisz? Jaak…jak ty wszedłeś do mojego pokoju?  


***
Znalezione obrazy dla zapytania fremione gif
Witajcie w to jesienne popołudnie! Wyjątkowo rozdziału nie dodaje w nocy, więc mogę sobie pozwolić na takie powitanie :D Chyba muszę wrócić do wymogu 10 komentarzy, bo niestety jest ich coraz mniej, a to właśnie Wasze komentarze są dla mnie mnie największym motywatorem! Ale już nie marudzę, wracam pod kocyk wkuwać geooo. Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze!
Buziaki
Marta Weasley

sobota, 8 października 2016

Rozdział 13: Bójka cz.2

   – Co?! – krzyknęli równocześnie.
  – Gdzie oni teraz są? – zapytała nadal podniesionym głosem Hermiona, wstając z kanapy.
George podrapał się nerwowo po karku zanim odpowiedział.
  – Tak właściwie to nadal się biją na boisku...
  – George! Czy ciebie już całkowicie pogięło?! Jak mogliście ich zostawić! Przecież...
Nie dokończył swojej tyrady. Zanim zdążył zareagować, Hermiona była już na zewnątrz. Rzucił bratu nienawistne spojrzenie i wybiegł za nią. Szła tak szybko, że z trudem udało mu się ją dogonić. Wściekłe krzyki Angeliny było słychać już w połowie drogi. Z każdym krokiem przyspieszali tempa.  Wpadli na boisko, ale to co zobaczyli nie było tym co myśleli, że zobaczą. Pewni byli, że ich oczom ukaże się widok tarzających się po trawie i szarpiących za włosy drugich połówek, tym czasem realia były zupełnie inne. Matt stał na środku boiska, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Na jego twarzy błąkał się lekki półuśmiech, a przed nim stała Angelina, która co chwila uderzała go, popychała i szarpała, ale chłopak pozostawał niewzruszony.
   – Myślisz, że to jest zabawne? – rozległ się ponownie zbulwersowany głos dziewczyny.
   – Owszem, dla mnie jest – odpowiedział Amans, którego głos, w przeciwieństwie do głosu Johanson był bardzo opanowany.
  – Jesteś totalnym dupkiem! Podrywałeś mnie, uwodziłeś i zwodziłeś tak długo, tylko po to by zamienić mnie na Granger?!
Angelina uderzyła w pierś chłopak, a Hermiona już chciała ruszyć mu na pomoc, jednak Fred ją zatrzymał. Owinął swoją rękę wokół jej talii i przyciągnął do swojego boku.
  – Nie puszczę cię...No chyba, że będziesz chciała iść po popcorn, żeby przyjemniej było oglądać ten dramat.
Puściła mu bazyliszka, ale przestała się wyrwać.
  – Przestań Angie. Doskonale wiesz, że między nami nigdy nie było nic więcej. Zawsze byłaś dla mnie tylko kumpelą...
  – K U M P E L Ą?! – wykrzyknęła, śmiejąc się ironicznie. - Od kiedy to całuje się z "kumpelami"?!
  – Raaany, laska opanuj się! Całowaliśmy się tylko jeden, jedyny raz, a ty cały czas mi to wypominasz, zachowując się jak jakaś psychofanka!
Fred nachylił się do Hermiony i szepnął.
  – Dobrze jej pocisnął!
Hermiona spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
  –  Komu ty kibicujesz Freddie? Chyba nie temu "dupkowi" Amansowi jak zwykłeś go nazywać?
Uśmiechnął się zawadiacko.
  – W tym momencie cały sercem kibicuje temu dupkowi, gdybym tylko wiedział wcześniej, że zaistnieje taka sytuacja to przygotowałbym sobie szalik i czapkę kibica, albo najlepiej bilbord z napisem "Amans na prezydenta".
Gryfonka zaśmiała się i klepnęła go lekko w ramię.
  – Ahh, teraz to jestem dla ciebie psychofanką, tak? – prychnęła. – Jakoś gdy spałeś ze mną to nazywałeś mnie zupełnie inaczej. Kochanie, kotku, skarbie...nie przypominam sobie byś wtedy narzekał, że jestem twoją psychofanką!
  – Uspokój się wreszcie. Było minęło, każde z nas ma swoją drugą połówkę, więc po co drążyć temat z przeszłości?
  – Hmm...może po to, żebyś z końcu wyjaśnił mi czemu z dnia na dzień przestałeś się do mnie odzywać i zacząłeś traktować mnie jak powietrze?!
  – Starczy, serio nie mam ochoty dłużej tego wysłuchiwać! – złapał ją za nadgarstek, zanim kolejny raz go uderzyła. – Nic ci nie obiecywałem, więc przestań się mnie czepiać.
Odepchnął jej dłoń od siebie i obrócił się na pięcie, zostawiając ją na środku boiska. Jej twarz wręcz płonęła ze złości. Gdy tylko zauważyła Freda, w jej oczach pojawiły się łzy. Upadła na trawę, zanosząc się płaczem.
  – Fred! – krzyknęła, z udawanym przerażeniem w głosie. – On...on mnie uderzył!
Matt zatrzymał się w pół kroku. Obrócił się ponownie w stronę Angeliny i...zaczął bić brawo.
  – Wiedziałem, ze świetnie grasz w Quidditcha, ale o twoim talencie aktorskim nie miałem pojęcia!
Angelina jednak w ogóle nie zwracała już na niego uwagi. Jej wzrok wbity był we Freda. Tylko i wyłącznie w niego. Łzy spływały jej po policzkach.
  – Kochanie, on mnie obraża! Zrób coś z tym!
Fred przyglądał jej się jeszcze przez chwilę z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili jednak uśmiechnął się i skinął głową. Podszedł do Matta, który automatycznie spoważniał. Spojrzał mu w oczy i nadal się uśmiechając, uścisnął mu dłoń. Zaraz po tym ponownie spojrzał na teraz już bardzo zdziwioną Gryfonkę.
  – Ty mnie zdradzasz, on cię obraża i rachunek się wyrównuje "kochanie".
Kopnął  leżący na murawie papierek i odszedł, zostawiając ich w osłupieniu. 

***

Popołudnie mijało wszystkim w milczeniu. Fred gdzieś zniknął, więc po ponad godzinnych poszukiwaniach Angelina w końcu poddała się i wróciła do domu. Kate z George'm zamknęli się w sypialni, a Ron jak zwykle buszował po kuchni. Hermiona westchnęła głośno, gdy po raz kolejny rozległ się odgłos upuszczanej szklanki.
  – On tak zawsze? – zapytał Matt, z lekkim półuśmiechem na twarzy, nawijając sobie na palec pukiel jej włosów.
  – Zawsze, a nawet częściej…
Roześmiali się. Matt niechętnie spojrzał na kominek, ciężko wzdychając.
  – Na nie chyba już pora, –  przysunął się bliżej dziewczyny – ale najpierw chcę buziaka na pożegnanie!
Hermiona zarumieniła się, ale nie odsunęła swojej twarzy od jego.
  – Nie wiem czy pamiętasz, ale nasz związek miał być udawany – odpowiedziała na jego zaczepki, lekko ściszając głos.
  – A co jeśli… – musnął płatek jej ucha – nie chcę, żeby ten związek był tylko na niby?
Hermiona poczuła jak przez jej ciało przechodzi fala gorąca. Starała się panować nad swoimi odruchami, by nie zdradzać szalejąc wewnątrz niej emocji. Matt cmoknął ją w policzek i wstał.
  – Do zobaczenia moja dziewczyno na niby!
Uśmiechnął się stając przy kominku, zielone płomienie zapłonęły w jego wnętrzu, gdy z pięści Matta wysypał się proszek.
  – Do zobaczenia mój chłopaku na niby!
Płomienie zawirowały, a on zniknął wśród nich.

***

Minęła kolejna godzina, a Fred nadal nie pojawił się w domu. Hermiona powoli zaczynała się o niego martwić. Rozumiała, że w takiej sytuacji każdy potrzebuję pobyć sam ze sobą, przemyśleć niektóre sprawy, ale to stanowczo trwało już zbyt długo. Słońce zaczęło zachodzi,ć, więc Gryfonka stwierdziła, że nie może już dłużej czekać. Złapała bluzy z wieszaka stojącego przy drzwiach i wyszła. Nie wiedziała gdzie powinna zacząć szukać. Angelina nie była w stanie go znaleźć przez półtorej godziny, a ona nagle go odnajdzie? To wydawało się mało prawdopodobne, ale jednak miała przeczucie. Ten uciążliwy głos w jej głowie powtarzał wciąż, że musi go znaleźć, że on jej teraz potrzebuję. Wieczór nie należał do tych najcieplejszych, więc założyła jedną z zabranych bluz. Znajomy zapach od razu wypełnił jej nozdrza, wtuliła się mocniej w miękki materiał. Nogi same zaczęły nieść ją przed siebie. Skręciła w dróżkę prowadzącą na szczyt wzgórza. Po kilku minutach marszu jej oczom ukazał się widok na całą okolicę. Z wzgórza można było o wiele łatwiej omieść wzrokiem cały teren. Zaczęła się rozglądać, szukając jakiegoś punku zaczepienia, miejsca w którym mogłaby zacząć swoje poszukiwania. Wiedziała, że Fred lubi podobne miejsca jak ona, więc starała się postawić w jego sytuacji.
– Gdzie poszłabym będąc tobą, Freddie?
Jeszcze raz rozejrzała  się po okolicy, ale dopiero gdy spojrzała w stronę Nory, zauważyła coś dziwnego. W jednym z okien na strychu coś kilka razy mignęło. Przez chwilę myślała, że to tylko złudzenie, ale błysk powtórzył się jeszcze kilka razy. Nie zastanawiając się dłużej zbiegła z wzgórza. Wpadła do Nory i nie zwracając uwagi na siedzących na kanapie George’a i Kate, ruszyła w stronę schodów prowadzących do najwyższej części budynku. W duchu cieszyła się, że Weasley’owie zdecydowali się oddzielić część użytkową od tej w której mieszkał Ghul. Z każdym kolejnym krokiem zwalniała, starając się stąpać coraz ciszej i delikatniej. Skradanie się miała opanowane do perfekcji, w końcu od lat była przyjaciółką Harry’ego, także umiejętność ta była jej niezwykle przydatna. Stanęła na ostatnim stopniu, rozglądając się po pomieszczeniu. Było tutaj o wiele zimniej niż w niższych partiach budynku. Zachodzące słońce wlewało swoje czerwono-złote promienie przez otwarte na oścież drzwi balkonowe. Miała rację, błyski nie były tylko przywidzeniami. W drzwiach siedział Fred. Był obrócony do niej tyłem. W jego dłoni znajdowała się mała świecąca kulka, która gasła tylko po to, by za chwilę ponownie zamigotać inną barwą. Niebieski, czerwony, zielony… Hermiona nawet nie zorientowała się kiedy przestała obserwować światełko, a zaczęła Freda. Mięśnie jego pleców napinały się i rozluźniały naprzemiennie. Widziała zarys jego kości policzkowej, która podświetlana co chwilę przez migające światełka wydawała się jeszcze ostrzejsza. Jego włosy, w promieniach zachodzącego słońca zdawały się płonąć. Miał na sobie jedynie koszulkę na krótki rękaw, więc od samego patrzenia na niego przeszedł ją dreszcz. I nagle jak grom z jasnego nieba uderzyła ją myśl, tak niespodziewana, tak zaskakująca, a jednocześnie tak oczywista! Dreszcz ponownie przeszedł jej ciało, ale tym razem nie miał już nic wspólnego z zimnem. W końcu to zrozumiała. Zakochała się w nim. Zakochała się w Fredzie Weasley’u.  W myślach sama się spoliczkowała za pozwolenie sobie na dopuszczenie do siebie tej myśli. To nie jest prawda!
Nie panowała już nad swoim ciałem i myślami. Cicho, delikatnie stąpają po podłodze, podeszła do niego. Położyła mu bluzę na ramionach i usiadła obok niego. Obrócił twarz w jej stronę, delikatnie się uśmiechając.
  – Wiedziałem, że przyjdziesz.
Spojrzała na niego zdziwiona.
  – Jak to?
  – Widziałem cię, – wskazał ręką przed siebie – tam na wzgórzu. Wiedziałem, że zauważyłaś światło. W końcu kto jak kto, ale panna Granger na pewno czegoś takiego by nie przeoczyła.
Szturchnął ją lekko łokciem, a ona uśmiechnęła się. Dotknęła jego ręki, która okazała się być lodowata.
  – Załóż bluzę – rozkazała.
  – Nie! – pokazał jej język i odwrócił głowę uśmiechając się.
  – Pamiętaj, że pod nieobecność twojej mamy jestem twoją opiekunką i musisz się mnie słuchać….no chyba, że znowu chcesz sprzątać łazienkę w różowym wdzianku!
Ponownie przeniósł  wzrok na nią, zrobił smutną minę i sięgnął po bluzę.
  – To był cios poniżej pasa, ty…ty…szantażystko!
Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie obserwując jak wciąga bluzę przez głowę. Koszulka podwinęła mu się, gdy uniósł ręce do góry, ukazując łanie wyrzeźbiony brzuch. Jej serce ponownie przyspieszyło…
  – Nie gap się na mnie jakbym był kawałkiem mięcha, wiem że jestem nieziemsko gorący, ale żeby tak od razu pożerać mnie wzrokiem!
Przyłapana. Hermiona poczuła jak jej twarz zapłonęła. Tak zapatrzyła się na jego kaloryfer, że nie zauważyła kiedy skończył zakładać bluzę…
  – Ja…ja..ja – jąkała się, nie wiedząc co powiedzieć.
Fred zaśmiał się i zarzucił rękę na jej ramię przyciągając ją do siebie, po czym poczochrał jej włosy.
  – Nie musisz się wstydzić, gdybym był kobietą też nie mógłbym oderwać od siebie wzroku.
Prychnęła i zrzuciła jego dłoń.
  – Widzę, że skromność to twoja mocna strona – odpowiedziała ironicznie na jego zaczepkę.
  – Kochana, – wyszeptał do jej ucha – jeszcze nie wiesz jak wiele mocnych stron mam…
  – Jesteś idiotą, naprawdę jesteś idiotą Weasley…
Uśmiechnął się, próbując znowu poczochrać jej włosy, ale tym razem zdążyła zrobić unik.
  – Ale niezwykle gorącym idiotą, Granger.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. Uderzył w nich powiew zimnego, wieczornego powietrza.  Hermiona zaczęła głośno szczękać zębami, co rozśmieszyło Freda.
  – Pozwól, że zrobię teraz gest z taniego, mugolskiego romansu. – Udał, że ziewa, po czym objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. – Cieplej?
Skinęła głową, zagryzając dolną wargę. Słońce już całkowicie schowało się za widnokręgiem, a na niebie powoli zaczynało błyskać coraz więcej jasnych punkcików. Hermiona przyglądała im się, gdy zapalały się, jeden za drugim, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Ich połyskiwanie przypomniało jej o czymś.
  – Freddie?
  – Hmm? – wymruczał, nie odrywając wzroku od nieboskłonu.
  – Co to było? To światełko, które trzymałeś w ręce jak tutaj przyszłam?
Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek. Wstał i wyciągnął w jej stronę rękę.
  – Chodź, pokaże ci.

***

Cześć i czołem! Szkoła, matura, praca - cholera, chyba się starzeje :p Ale nie odbiegając od tematu - jak widzicie kolejny rozdział już jest. Nie wiem kiedy wstawię następny, w każdej wolnej chwili staram się pisać, ale niestety tych wolnych chwil jest bardzo mało. Wiem, że przez moją zwłokę wielu z Was rezygnuje z czytania bloga i niestety jest Was coraz mniej, co cały czas pokazują mi statystyki. Chciałabym doprowadzić ten blog do końca, ale zobaczymy jak to będzie.
Coraz częściej w mojej głowie świta napisanie czegoś poza Potterowego, więc możliwe, że niedługo będziecie mogli odnaleźć mnie na Wattpadzie, a kto wie...może w przyszłości i na półkach jakieś księgarni, bo moim największym marzeniem jest napisanie książki, ale jak na razie nie mam jeszcz takich umiejętności pisarskich.
Dobra, nie zawracam Wam dłużej głowy.
Do napisania!
Marta Weasley

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 13: Bójka cz.1

    Hermiona była podenerwowana. Czuła na sobie czujny wzrok Angeliny, która bacznie śledziła każdy jej krok. Gdy Granger zaczynała kolejną rundę spaceru wokół kanap, popiół w kominku zaczął wirować. Zielone światło wypełniło pomieszczenie, a po chwili w samym środku tego blasku zmaterializował się Matt. Na jego twarzy jak zwykle gościł flirciarski uśmiech, a postawa jego ciała wskazywała na to, że jest całkowicie wyluzowany. Wyszedł z kominka i nie zwracając uwagi na zgromadzonych, ruszył prosto w stronę Hermiony. Podszedł do niej i objął ją w talii, przyciągając jej drobne ciało do siebie. Nachylił się i muskając lekko wargami płatek jej ucha, wyszeptał.
  - Jak bardzo wiarygodny mam być?
Hermiona spojrzała prosto z jego oczy i zagryzając lekko wargę, przysunęła się do jego twarzy, opierając swoje czoło o jego.
  - Bardzo - odpowiedziała, a chłopak wpił się w jej usta.
Starała się nie myśleć o tym co robi, po prostu oddawała pocałunki, starając się wyłączyć krzyczący ostrzeżenia umysł. Gdy w końcu oderwali się od siebie, Matt mocno przytulił ją do siebie. Granger wtuliła się w niego, wdychając zapach jego perfum. Znad ramienia chłopaka, spojrzała na Freda. Siedział spięty, dłonie miał zaciśnięte w pięści tak, że aż zbielały mu kostki, a jego twarz przybrała ceglasty kolor. Hermiona poczuła coś dziwnego w okolicach serca, jakieś uczucie, które nie do końca wiedziała jak opisać. Coś w rodzaju satysfakcji z tego, że Fred jest o nią zazdrosny. Odsunęła się od Matta, który cmoknął ją jeszcze w czoło, po czym stanął za nią, splatając dłonie na jej talii.
  – No, no Amans! Od kiedy to taki romantyk z ciebie? – zapytała z nutą złośliwości, ale i zazdrości Angie.
  – Eh, Angie. A od kiedy to mówisz do mnie po nazwisku?
Angelina prychnęła z pogardą i odwróciła się do Freda, cmokając go w policzek. Chłopak jednak wydawał się nieobecny i w żaden sposób nie zareagował na jej czułości, co widocznie ją zezłościło. Wstała i ze sztucznym uśmiechem spojrzała na zebranych.
  - To co, mały meczyk Quidditcha?
Z satysfakcją spojrzała na Hermione, która na samą wzmiankę o Quidditchu poczuła, że paraliżuje ją strach. Na jej nieszczęście, wszyscy, łącznie z Kate, która właśnie weszła do pomieszczenia, zareagowali na ten pomysł bardzo entuzjastycznie. Serce Hermiony zaczęło bić w zabójczym tempie. Jej duma nie pozwalała się jej wycofać, ale z drugiej strony wiedział, że zrobi z siebie tylko pośmiewisko. Wszyscy ruszyli do schowka, by zabrać miotły. Granger ze sztucznym uśmiechem podążała za nimi, intensywnie myśląc, jak się z tego wykręcić.
  - Idźcie już, ja tylko skoczę się przebrać i zaraz do was dołączę - powiedziała, starając się panować nad głosem, w którym dało się usłyszeć lekkie drżenie.
Wszyscy zgodnie ruszyli w stronę wyjścia do ogrodu, tylko Fred nadal stał na swoim miejscu.
  - Miona...
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, czując jak jej ciało automatycznie się rozluźnia na sam dźwięk jego głosu. Obróciła się twarzą do niego.
  – Tak?
  – Wszystko w porządku?
Jego głos był pełen troski, co naprawdę ją rozczuliło.
  – Tak, wszystko jest okej.
Weszła do pokoju, szybkim ruchem zamykając za sobą drzwi. Wiedziała, że Angelina tak łatwo nie odpuści, ale nie spodziewała się  po niej takiego posunięcia. Wyciągnęła z szafy leginsy i bordową, luźną koszulkę. Przebrała się i biorąc kilka głębszych wdechów, wyszła z pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak jej pewność siebie spada. Wszyscy byli już w powietrzu, rozgrzewając się przed grą. Hermiona stanęła na boisku, zaciskając dłoń na miotle. Nie wiedziała co zrobić. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę, próbując znaleźć jakiś sposób na wymiganie się od gry. W pewnym momencie jej spojrzenie zderzyło się ze spojrzenie Freda. Nawet z tej odległości mogła zauważyć w jego oczach niepokój. Chłopak gwałtownie szarpnął miotłą, w taki sposób, że zderzył się z tłuczkiem, w konsekwencji czego spadł z miotły. Granger instynktownie, zanim zdążyła pomyśleć nad tym co robi, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zdjęcie Swobodnego Zwisu. Weasley zawisł dosłownie kilka centymetrów nad ziemią. Hermiona od razu podbiegła do niego, pomagając mu się podnieść. Gdy tylko stanął na nogi spojrzał ku pozostałym i ze zwyczajnym sobie zawadiackim uśmiechem, krzyknął.
  – Nic mi nie jest, grajcie! Ja pozwolę sobie na małą przerwę. – Skierował palec wskazujący na George'a –  Brachu, ograj  ich!
Złapał Hermione pod ramię i ruszył w stronę Nory.
***

  – Dlaczego to zrobiłeś?! – zapytała ze złością w głosie, gdy tylko znaleźli się w salonie.
Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie i obdarzył ją uśmiechem.
  – Ktoś musiał uratować ci ten zgrabny tyłek przed poobijaniem.
Hermiona lekko się zarumieniła, ale dalej starała się utrzymać poważną minę.
  –I chciałeś ratować mój tyłek rozbijając swój?
  – No nie dosłownie, lubię swój tyłeczek, nie chciałbym go uszkodzić!
Przewróciła oczyma i walnęła go pięścią w ramię.
  – Gdybym nie ja to twój seksowny tyłeczek siedziałby teraz w misce z lodem.
  –O matko, nie wierzę! Nazwałaś mój tyłeczek seksownym! – przyciągnął ją do siebie, mierzwiąc jej włosy. – Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten moment w którym i ty nie będziesz mogła mu się oprzeć!
  – O Merlinie, Wesley…ty naprawdę jesteś kompletnym idiotą! – westchnęła.
Udał, że poważnieje. Nachyli się do niej i konspiracyjnym tonem głosu zaczął mówić.
  – Chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem?
Skinęła głową.
  – Bo wiedziałem, że mnie uratujesz…Mnie i mój seksowny tyłeczek oczywiście!
Hermiona przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Przyglądała się uśmiechającemu się chłopakowi, analizując każdy szczegół jego twarzy. Z jednej strony wydawał jej się taki znajomy, a z drugiej zupełnie obcy. To jak na nią działał, w jaki sposób jej ciało reagowało na jego bliskość był nie do opisania słowami. Jej samej ciężko było zdefiniować to uczucie, ale było to coś niezwykłego. Nim się zorientowała, twarze Freda znalazła się niebezpiecznie blisko jej. Ich czoła się stykały. Przymknęła lekko powieki. Poczuła jak dłoń Freda delikatnie gładzi jej policzek i odruchowo zagryzła wargę.
  – Rany, kobieto. Co ty ze mną robisz – wyszeptał wprost w jej usta. Jego oddech był przyspieszony, zupełnie tak jak jej.
  – Powinnam zapytać cię o to samo.
Jego dolna warga lekko musnęła jej. Przyjemny dreszcz rozpłynął się po całych ustach, sprawiając, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Powietrze przeciął odgłos otwieranych drzwi. Szybko odskoczyli od siebie, siadając w przeciwnych końcach kanapy. Po chwili do pomieszczenia wszedł Ron z naburmuszoną miną, a za nim trzymający się za ręce George i Kate.
  – A gdzie zgubiliście Matta i Angelinę? – zapytała Hermiona, starając się stłumić przyspieszony oddech.
  – Hmm… – George zrobił zamyśloną minę – nie wiem jak to powiedzieć…
  – Normalnie?
  – Oh braciszku, jakiś ty inteligentny! Matt i Angie pobili się…
  – Co?! – krzyknęli równocześnie Fred i Hermiona.
  ****
Helloł! Tak wiem, rozdział miał być wczoraj i o dziwo wyrobiłam się z jego napisaniem, bo miałam go gotowego (4 godziny jazdy z Wawy do domciu były wręcz stworzone do pisania) i co się stało? Wchodzę na bloggera w komputerze, bo pisałam po drodze w telefonie i co? Rozdziału nie ma, ani kawałeczka! I tak oto 4 godziny mojej pracy poszły się walić. Wstawiam to co udało mi się zdążyć napisać podczas dzisiejszego dnia, a dalszą część postaram się dodać gdy tylko znajdę chwilę aby napisać ;)
Buziaki i do napisania :D

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 12: Zakład

  – Co ja tutaj robię?! To raczej ja powinnam się zapytać o to ciebie!
  – Angie…
  – Nie przerywaj mi! – zmierzyła go wściekłym wzrokiem. – Cały pociąg huczał o tym, że spędziłeś podróż z nią, ale ja się tym nie przejmowałam, byłam pewna, że jesteś mi wierny. Potem  ta impreza u was, na którą nie raczyłeś mnie zaprosić, a ją zapewne tak. I teraz TO! Obściskujesz się z NIĄ, a na listy ode mnie nawet nie raczysz odpowiedzieć?!
  – To wszystko nie jest tak jak myślisz! W życiu bym cię nie zdradził. Może ta sytuacja wyglądała dwuznacznie, ale… – nie dokończył, bo przerwała mu stająca koło niego Hermiona.
  – Ale ja mam chłopaka. Chciałam się doradzić Freda, bo on jest lepszy w te klocki niż ja.
Cała trójka spojrzała na nią równie zdziwionym wzrokiem. George, aż zakrztusił się ze zdziwienia, Fred wyglądał jakby ktoś potraktował go drętwotą, a Angelina przyglądała się je j z mieszanką szoku, ale i radości w oczach.
  – Emm, to faktycznie zmienia postać rzeczy. Kto jest tym szczęśliwym wybrankiem? – zapytała, a w jej głosie można było wyczuć lekką ironię.
  –Matt – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy Granger. – Ten z rocznika bliźniaków.
Johnson po raz pierwszy w życiu wyglądała tak, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Zaciskała dłonie w pięści, tylko po to by po chwili je rozluźnić.
  – Ty i Amans? Przecież on wyrywa laski tylko w jednym celu…
Hermiona uśmiechnęła się przymilnie i zrobiła krok w stronę ciemnoskórej Gryfonki. Cały czas czuła na sobie czujny wzrok Freda, co trochę ją krępowała, ale mimo to starała się zachować pozory pewności siebie.
  – Mogłabyś nie obrażać mojego chłopaka?
Johnson prychnęła, a na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek.
  – Oczywiście, że mogłabym, ale ja go nie obrażam. Tylko stwierdzam fakty maleńka, – puściła jej oczko, na co Hermiona wywróciła oczami  – ale okej,  odwołam to co powiedziałam jeśli zobaczę was razem we wrześniu. Całujących się.
Przełknęła gulę, która momentalnie stanęła jej w gardle. Głos w jej głowie cały czas krzyczał, by tego nie robiła, ale ona nie mogła się już wycofać. Hermiona Granger nigdy się nie wycofuję. Nigdy się nie poddaję. I nigdy nie przegrywa.
  – Okej, umowa stoi – uścisnęła dłoń Angeliny, co sprawiło, że na twarzy starszej z Gryfonek momentalnie pojawił się  triumfalny uśmiech. Odsunęła się od Hermiony i podeszła do Freda.
  – Kotek, – położyła dłoń na jego torsie – za bardzo się uniosłam. Chodźmy stąd, porozmawiajmy na spokojnie…
 Skinął głową, a Angelina pociągnęła go w stronę Nory. Szedł za nią, jednak jego wzrok cały czas skupiony był na Hermionie, która usilnie wpatrywała się w swoje buty.
  – Za jakie grzechy zostałem skarany taką bratową? – wyszeptał George podchodząc do niej.
Hermiona uśmiechnęła się lekko i przeniosła wzrok na chłopaka.
  – To jaka jest twoja wymarzona bratowa?
Położył dłoń na jej ramieniu, uśmiechając się tak jak tylko Weasleyowie potrafią.
  – Taka jak ty Hermiono.
Nie czekając na jej odpowiedź, ruszył również w stronę domu. Po chwili jednak przystanął i ponownie obrócił się w jej stronę.
  – Kiedy skończycie się w to w końcu bawić, co?
Granger niezbyt rozumiała co chłopak ma na myśli. Spojrzała na niego zdziwiona.
  – Nie rozumiem o co ci chodzi George.
  – Ehh…nie jestem ani ślepy, ani głupi Hermiono.
Zniknął w ogrodzie prowadzącym do Nory, zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć.  Została sama. Usiadła ponownie na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach.
  – No to się wkopałaś Granger… – wyszeptała sama do siebie.

  ***



W pokoju było już całkowicie ciemno. Równomierny oddech dziewczyny, łaskotał jego nagi tors. Delikatnie, starając się jej nie obudzić, wyciągnął rękę spod jej ramienia, zastępując ją poduszką.  Na palcach przedostał się do drzwi i wyszedł na korytarz. Zszedł na niższe piętro i nagle wpadł na kogoś.
  – Ała! Uważaj jak chodzisz pajacu! – krzyknął Ron.
  – Wybacz stary, nie myślałem, że ktoś jeszcze nie śpi o tej godzinie – powiedział Fred, pomagając wstać bratu z podłogi.
  – Mama wysłała mi list, że Hermiona przyjechała. Jest w pokoju Ginny?
  – Tak, ale już śpi. Położyła się wcześniej, bo bolała ją głowa – skłamał.
  – A, dobra. To w takim razie też idę spać, przywitam się z nią jutro – ruszył w stronę drzwi do swojego pokoju. – Dobranoc.
  – Dobranoc – wymruczał pod nosem, czekając aż drzwi za Ronem się zamkną.
Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, poczuł że na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Jak można spać całą noc przy otwartym oknie? Szybko przemierzył odległość dzielącą go od łóżka i wsunął się pod pościel.
  – Wiedziałem, że zimna z ciebie kobieta, ale żeby siedzieć w lodówce?
Hermiona obróciła się tak, że leżeli teraz ze sobą twarzą w twarz.
  – Pakujesz się kobiecie do łóżka i jeszcze masz czelność się czepiać?
Uśmiechnął się, czego w tych ciemnościach zbytnio nie mogła zauważyć.
  – Dokładnie tak. Inaczej nie nazywałbym się Fred Weasley. Bezczelność mam we krwi.
Zapadła chwila ciszy. Nie była to jednak cisza niezręczna czy krepująca, a przyjemna. Taka, która może istnieć tylko i wyłącznie między dwójką dobrze rozumiejących się osób.
  – Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał, gdy milczenie przestało być wystarczające.
  – Nie wiem o co ci chodzi – odpowiedziała oschle.
  – Właśnie, że doskonale wiesz.
Poczuł jak łóżko delikatnie drży, co oznaczało że śmieje się.
  – Zabawne, kilka godzin temu to samo powiedział mi twój brat.
  – Dlaczego ratowałaś mi tyłek przy Angie? – nie dał się zbić z tropu.
  – Bo nie chciałam, żeby wasz związek rozpadł się przeze mnie…
Westchnęła cicho, przez co poczuł ogromną ochotę by ją przytulić. Powstrzymał się jednak, wiedząc że nie powinien tego robić.
  – Przecież to nie była twoja wina. To, że ona pomyślała sobie to co pomyślała, nie oznaczało że byliśmy winni. I jeszcze ten debilny zakład…
  Dziewczyna dalej milczała, więc Fred przysunął się jeszcze bliżej niej, tak że teraz ich uda, brzuch  i klatki piersiowe stykały się ze sobą. Gdy tylko poczuł jej drobne ciało przylegające do jego torsu, fala gorąca sparaliżowała każdy nerw w jego ciele. Czuł, że to jak działa na niego jej bliskość nie jest dobre. Była tylko dobrą koleżanką, których oprócz niej miał jeszcze wiele, a jednak tylko ona potrafiła obudzić w nim tyle emocji na raz. Nie wiedział czemu to robi, ale nie mógł zapanować nad swoim ciałem. Jego dłoń wsunęła się na jej talię, idealnie się do niej dopasowując, jakby była stworzona do jej obejmowania. Hermiona cicho jęknęła, gdy jego palce musnęły skórę, w miejscu gdzie piżama się podwinęła. Nie strąciła jednak jego dłoni tak jak przewidywał co uznał za dobry znak.
  – Czy to co powiedziałaś…Czy ciebie i tego dupka Matta naprawdę coś łączy?
  – Ehh … – westchnęła – on bardzo by tego chciał. Przeprowadził się i teraz mieszka kilka domów ode mnie. Nikogo tutaj nie zna, więc większość czasu spędza ze mną pod pretekstem poznawania okolicy. Polubiłam go, naprawdę, ale narzucił trochę za szybkie tempo jak dla mnie, bo po tym wszystkim co o nim słyszałam ciężko byłoby mi mu zaufać…
W tym momencie Fred ucieszył się, że w pokoju panował mrok. Przynajmniej Hermiona nie mogła zobaczyć uśmiechu malującego się na jego twarzy. Ze słów dziewczyny bezproblemowo mógł wywnioskować, że Amans nie ma u niej szans. Pozostawała jednak kwestia zakładu…
  – A zakład? Wiesz, że Angelina nie odpuści…
  – Wiem, dlatego spełnię fantazję Matta i zostanę jego dziewczyną – odpowiedziała całkiem spokojnym głosem, jakby właśnie opowiadała o historii Hogwartu, a nie o swoim życiu miłosnym.
Fred poczuł, że zamurowało go. Ostatnio coraz częściej zdążało mu się to w jej obecności. To aż nieprawdopodobne, że ktoś potrafi doprowadzić go do takiego stanu w którym brakuję mu słów. Westchnął.
  – Hermiono…Mionka, to naprawdę najbardziej idiotyczny pomysł jaki zdarzyło mi się usłyszeć z twoich ust…
Nie odpowiedziała. Poczuł, że jej ciało napięło się niczym strzała w łuku, gotowa do lotu.
  – Cze..czemu mnie tak nazwałeś? – wyszeptała, dziwnie zachrypniętym głosem.
  – Jak? Miona?
  – T…ttak…czemu akurat tak?
  – Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Tak po prostu przyszło mi to na myśli. Brzmi bardziej pieszczotliwie niż Hermiona, więc pomyślałem…ale jeśli nie chcesz to nie będę cię tak nazywać!
  – Nie!—wykrzyknęła – Chciałabym żebyś mówił tak do mnie jak najczęściej…
  – Wedle życzenia Mionko – nim zdążył pomyśleć co robi, cmoknął ją w czubek głowy.
To co się z nim działo, kiedy była blisko było nie do opisania. Nie rozumiał tego. Czuł się tak jakby była mu kimś niezwykle bliskim, ważnym, a z drugiej strony nie rozumiał skąd ta więź się bierze. Czasami bał się, że zaczyna wariować…albo że Hermiona przetestowała na nim jakieś zaklęcie.
  – Miona?
Brak odpowiedzi. Pogładził ją delikatnie po policzku i jak najdelikatniej wygrzebał się z łóżka.
  – Dobranoc śpiochu… – wyszeptał, wychodząc.


Angelina nadal spała. Gdy  położył się koło niej, od razu przylgnęła do jego torsu, ale tym razem jego ciało w żaden sposób nie zareagowało. Przerażało go to, że w taki sposób reaguję na Hermionę, a bliskość jego własnej dziewczyny nie oddziałuję na niego w żaden sposób. Podłożył dłoń pod głowę i wpatrywał się w ciemność nie mogąc uspokoić kłębiących się w jego głowie myśli. Angelina była piękna, odważna, zabawna, ale również wybuchowa, porywcza, władcza. Nigdy nie wiadomo czego akurat można się po niej spodziewać. To było dl niego bardzo pociągające, ale tylko na początku. Na dłuższą metę taka wybuchowa mieszanka emocjonalna okazała się naprawdę wykańczająca. Coraz częściej zastanawiał się czy nie powinien tego zakończyć, jednak chciał dać jeszcze jedną szansę temu związkowi, bo wbrew temu co o nim mówiono, naprawdę uważał miłość za coś głębszego i ważnego.

 ***

Hermiona wstała dziś w wyśmienitym nastroju. Postanowiła nie przejmować się docinkami Angeliny i utrzeć jej trochę nosa. Specjalnie założyła dość obcisłą, szarą sukienkę i lekko się podmalowała, by wyglądać  bardziej kobieco. Zeszła do kuchni i zabrała się za przygotowywanie śniadania, którym tradycyjnie były naleśniki. Gdy tylko zapach pyszności przygotowywanych przez Gryfonkę rozszedł się po domu, od razu w kuchni pojawiły się dwie rude czupryny.
  – Czeeeeeść Hermiono – powiedział, ziewając  George, po czym usiadł za stołem.
Ron podszedł do przyjaciółki i mocno ją przytulił.
  – Dobrze cię znowu widzieć!
  – Ciebie również Ron! – odpowiedziała, jeszcze raz się do niego przytulając.
  – Cieszę się, że przyjechałaś. Pisanie listów to naprawdę męczące zajęcie!
Granger pokręciła głową z dezaprobatą i pacnęła go w ramię. Zaśmiał się i również zajął miejsce przy stole, a Hermona postawiła przed nimi talerz parujących jeszcze naleśników.
  –  Cześć wszystkim! – rozległ się za jej plecami damski głos. Hermiona udałą, że jest niezwykle zajęta robieniem herbaty, a Gryfonka jak gdyby nigdy nic zajęła miejsce za stołem i nie pytając o zgodę, wzięła sobie naleśnika.
  – Muszę przyznać Granger, że nie tylko w nauce jesteś dobra, talent kulinarny też posiadasz!
  – Dzięki – odburknęła, siląc się na jak najmilszy ton.
Kilka minut później na schodach rozległo się stukanie i do kuchni wparował kolejny  Weasley – Fred. Zlustrował pomieszczenie wzrokiem, który chwilę za długo zatrzymał się na ciele Hermiony, po czym usiadł koło swojego brata bliźniaka.
  – Życzyłbym wam smacznego, ale patrząc po waszych minach wnioskuję, że jest to niezwykle smaczne.
  – Stary, Hermiona ma lepsze wyczucie smaku niż nasza mama! Te naleśniki są obłędne!
Granger zarumieniała się. Nigdy nie potrafiła przyjmować komplementów, zawsze ją peszyły.
  – Tak sobie pomyślałam Hermiono, może zaprosisz tu dziś swojego chłopaka?
Ron zaczął kaszleć, dławiąc się naleśnikiem który akurat miał w ustach. Gdy udało mu się ponownie złapać oddech spojrzał załzawionymi oczami na przyjaciółkę.
  – Ty masz chłopaka?!
George poklepał go po ramieniu.
  – Nie płacz brachu, jak nie ta to następna – zażartował, na co wszyscy wybuchli śmiechem. Angelina jednak nie dawała za wygraną.
  – Tak, nasza mała Granger chodzi z Amansem! – uśmiechnęła się. –To co Granger, jesteś za? Pewnie się nudzi, a razem z nami spędzi przyjemne popołudnie!
Hermiona wzięła głęboki wdech i sztucznie się uśmiechając spojrzała na dziewczynę.
  – Wiesz co? W sumie to masz rację. Zaraz do niego napiszę.

Obróciła się na pięcie i wyszła. Zaszyła się w pokoju Ginny, gorączkowo rozmyślając nad rozwiązaniem tej sytuacji. Po chwili jednak doszła do wniosku, że podejmie grę. Usiadła przy biurku i wyciągnęła kawałek pergaminu z torby. W skrócie opisała Mattowi jak wygląda sytuacja  i poprosiła go o to, by udawał jej chłopaka. W końcu kto nie ryzykuję, ten nie zyskuję.
Znalezione obrazy dla zapytania gif fremione
***
Cześć! Głupio mi było cokolwiek napisać (właściwie to nadal mi głupio), po tak długiej przerwie, bo zawsze wtedy czuję się tak jakbym Was zawiodła, a nienawidzę zawodzić ludzi. Nie będę Was okłamywać, że rozdziału nie było bo to, bo tamto itp. Itd. Nie było go tak długo ponieważ harowałam po 12 godzin, żeby nie musieć ciągnąć hajsów od rodziców i wracając do domu najzwyczajniej nie miałam siły na pisanie. Właściwie to nie miałam nawet weny, bo mój mózg pragnął tylko obejrzenia dobranocki (czyt. Odcinka Tenn Wolfa) i pójścia spać. Zaczynam się zastanawiać czy dam radę doprowadzić blogaa do końca. W tym roku maturalna klasa, więc zobaczymy jak to będzie. Mam nadzieję, że następny rozdział uda mi się dodać o wiele szybciej, ale nic nie obiecuję. Bardzo Was za to wszystko przepraszam!
Buziaki i do usłyszenia!

niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 11: Misja specjalna cz.2

Odkąd tylko zapoznała się z listem od Molly nie mogła znaleźć sobie miejsca. Spakowała już swoją torbę podróżną, posprzątała w pokoju, a nawet pozmywała naczynia, czego robić bardzo nie lubiła. Ciągle starała się czymś zająć, byle tylko nie myśleć o spotkaniu z Fredem. Od sytuacji w pociągu nie miała okazji z nim porozmawiać, a nie była pewna co on sobie mógł o niej pomyśleć po tym  wszystkim. Nie mogła powiedzieć, że żałowała tego co zrobiła (bo o dziwo nie żałowała), ale nie mogła również pojąć, skąd znalazła w sobie tyle odwagi by w ten sposób się zachować. Była pewna, że na sam jego widok, jej policzki zapłoną purpurą… Nie, przestań Hermiono! Miałaś o tym nie myśleć!
Zrobiła kilka głębszych wdechów, po czym podeszła do szafy i wyciągnęła z niej parę starych, dresowych spodni i jakąś obcisłą koszulkę, która tak właściwie to była już na nią trochę za mała. Odziana w taki strój bojowy ruszyła do ogrodu. Z garażu wyciągnęła kosiarkę. Tata już jakiś czas temu ją o to prosił, ale jakoś nigdy się do tego nie kwapiła, jednak w tej sytuacji zajęcie to wydawało się wręcz idealne. Doszła do wniosku, że nic tak dobrze nie zagłusza myśli jak dźwięk kosiarki.
Ogródek państwa Granger nie zajmował zbyt dużej powierzchni, jednak przy wysokiej jak na tą część Anglii temperaturze, nieźle się zmęczyła. Wyłączyła maszynę i wierzchem dłoni starła z twarzy pot.
  – Nie powiem, że mi się nie podobało. Nigdy bym nie pomyślał, że kobieta z kosiarką może wyglądać tak seksownie! – zażartował.
Hermiona nie zauważyła go wcześniej. Szczerze powiedziawszy miała nadzieję nikogo nie spotkać będąc w tym niezbyt wyjściowym stroju, a tym bardziej na pewno nie chciała spotkać tak przystojnego chłopaka będąc w takim stroju!  Spuściła wzrok, starając się ukryć swoje zawstydzenie.
  – Matt…eee..Długo tutaj stoisz?
Chłopak zaśmiał się perliście, ukazując garnitur równiutkich i śnieżnobiałych zębów, a w jego policzkach od razu pojawiły się słodkie dołeczki na widok których miękły kolana prawie wszystkim dziewczynom w Hogwarcie. Hermiona czuła, że jej kolana mimo jej sprzeciwu również zaczynają mięknąć na ten widok. Dupek!  Wyszeptał w jej podświadomości tak dobrze znany jej głos.
  – Wystarczająco długo by zauważyć, że w tych spodniach masz naprawdę świetne pośladki! – rzucił jak zwykle bez cienia skrępowania. Chyba świetnie się bawił wprowadzając ją w zakłopotanie. Jego poza mówiła sama za siebie. Jedną rękę opierał o furtkę, co chwilę mierzwiąc nią włosy, a drugą dłoń trzymał w kieszeni. Widać było po nim, że w przeciwieństwie do niej, jest całkowicie wyluzowany. Hermiona żałowała, że w tej chwili nie doznaje takiego samego przypływu energii jak wtedy w pociągu, jednak tylko obecność Freda była w stanie wpłynąć na nią w ten specyficzny sposób. Matt dalej jej się przyglądał, widocznie czekając na podjęcie przez nią jego gry.
  – Nooo, to co cię do mnie sprowadza? – wydusiła w końcu z siebie.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
  – Nie ładnie Hermiono, nie ładnie. Może byś się chociaż ze mną przywitała zanim zaczniesz mnie przesłuchiwać?
  – A tak, przepraszam. Wchodź, zapraszam – wskazała dłonią miejsce na huśtawce. – Siadaj.
Chłopak znów pokręcił głową z udawanym niezadowoleniem na twarzy. Podszedł do niej i odgarnął jej z twarzy kosmyk. Gryfonka czuła jak jej puls  przyspiesza. Matt zanurzył rękę w jej puszystych lokach, a ona wstrzymała na chwilę oddech, sama nie wiedząc dlaczego. Przybliżył swoją twarz do jej, a ona, mimo że każda jej cząstka krzyczała, wręcz błagała o to by się od niego odsunęła, dalej stała w tym samym miejscu. Po chwili, która jej wydawała się wiecznością, na twarzy Matta ponownie pojawił się ten sam rozbrajający uśmiech. Uniósł dłoń, a przed twarzą zamajaczył jej liść.
  – Miałaś go we włosach – powiedział, dalej się uśmiechając i nie oddalając swojej twarzy od twarzy młodszej Gryfonki. Starał się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, ale było to wręcz niemożliwe przez zawstydzenie dziewczyny. Cmoknął ją w policzek i odsunął się.
  – I teraz możemy rozmawiać – zaśmiał się, siadając na huśtawce, jakby to co stało się przed chwilą zupełnie nie miało miejsca.
Zdezorientowana dziewczyna, obróciła się na pięcie i wprowadziła kosiarkę do garażu. Tak naprawdę był to tylko pretekst po to by znaleźć kilka minut na ochłonięcie. Oparła się o ścianę pomieszczenia, robiąc kilka głębszych wdechów. Czuła się strasznie zagubiona. Nie miała czasu na miłość i doskonale o tym wiedziała, ale z drugiej strony, cos lub ktoś wewnątrz niej wręcz o tę miłość błagał. Sama nie była pewna co tak naprawdę czuję i to przytłaczało ją jeszcze bardziej.
Wróciła do ogrodu starając się zachować pozory niewzruszonej. Uśmiechnęła się ciepło i usiadła na huśtawce obok Matta.
  – Teraz poznam cel twojej dzisiejszej wizyty?
  – Owszem! Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia!
Dupek! Dupek! Dupek! Opadnie ci szczęka jak jednak twoja propozycja okaże się możliwa do odrzucenia! Odezwał się ponownie znajomy głos w jej podświadomości.
  – Jaką propozycje? – zapytała, zaciekawiona co też może jej zaoferować.
  – Mój kuzyn robi dzisiaj imprezę, mówił że każdy może przyprowadzić kogo tylko zechcę, więc pomyślałem o tobie, o tym żebyśmy poszli tam razem. Co ty na to?
Co ja na to? Co ja na to?! Ja na to mówię stanowcze nie, bo spędzam dzisiaj wieczór z kimś o wiele fajniejszym niż ty! Ponownie odezwał się irytujący głos w jej głowie. Rozmasowała skronie, starając się go zagłuszyć. Powiedz mu! Powiedz mu, żeby spadał!
  – Zamknij się… – wyszeptała.
  – Eee, co? – zapytał Matt, robiąc lekko zdziwioną minę.
Tym razem jej twarz wręcz płonęła żywym ogniem. Machnęła dłonią w powietrzu kilka  razy.
  – To...mucha! Cały czas lata mi koło głowy. Uciążliwe stworzenie – uśmiechnęła się sztucznie.
  – To co powiesz na moją propozycję?
  – Matt, bardzo cię przepraszam. Naprawdę chętnie bym z tobą poszła, ale mam już inne plany .
Jeden zero dla mnie! Krzyknął głos w jej głowie.
  – Kurde, a miałem nadzieję, że przynajmniej teraz uda mi się z tobą zatańczyć. Na balu Bożonarodzeniowym byłaś tak oblegana, że nie mogłem się do ciebie dobić.
To ją zdziwiło. Obserwował ją już na balu Bożonarodzeniowym? Może jednak Gin miała rację mówiąc, że tak naprawdę podoba się wielu facetom, tylko nie zauważa ich i przez to boją się do niej podejść.
  – A mogę wiedzieć co takiego robisz, że wystawiasz mnie?
  – Nie wystawiam cię! Mam bardzo ważną, specjalną misję do wykonania! – uśmiechnęła się tajemniczo, powoli odzyskując pewność siebie.
  – Misję specjalną?
  – Tak, będę robić za opiekunkę.
  – O, to rzeczywiście misja specjalna, wymaga bardzo wiele cierpliwości – poklepał ją lekko po plecach. – To ile lat mają dzieciaki, które mają to szczęście spędzić z tobą dzisiejszy wieczór?
Hermiona lekko się zmieszała.
  – Dzieciaki to raczej nie najlepsze słowo do określenia ich. Tak właściwie to będę niańczyła Freda i George’a…
Brunet wybuchł śmiechem, którego przez kilka minut nie mógł opanować.
  – Od zawsze wiedziałem, że bliźniacy są niezbyt rozgarnięci i często miewają dziwaczne pomysły, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia, że potrzeba im niańki! – powiedział, gdy w końcu udał mu się trochę opanować.
Hermionie nie spodobały się słowa chłopaka. Owszem bliźniacy nie zawsze myśleli nad tym co robią, ale to na pewno nie jest powód, żeby od razu nazywać ich nierozgarniętymi.
  – Ich mama poprosiła mnie o pomoc, więc się zgodziłam – odpowiedziała zimnym tonem.
  – Dobrze, dobrze rozumiem. Gdyby jednak towarzystwo Weasley’ów ci się znudziło, daj znać. Mój tata pracuję w Ministerstwie w wydziale komunikacji, więc nasz kominek pozwala przetransportować się dosłownie wszędzie.
Uśmiechnął się i wstał.
  – Dobra, nie zawracam ci dłużej głowy. Zapewne musisz przygotować się na tą ciężką wyprawę. Powodzenia, Mała – ujął jej rękę w swoją i pocałował w wierzch dłoni. Nim Hermiona zdążył jakkolwiek na to zareagować, chłopak zniknął już za żywopłotem. Mówią, że od nadmiaru głowa nie boli, szkoda to to przysłowie nie sprawdza się przy nadmiarze facetów w życiu. Westchnęła i położyła się na huśtawce, ponownie pogrążając się w myślach, które dotyczyły oczywiście spotkania z Fredem.

 ***

Kilka metrów przed nią zmaterializowała się stara, lekko przyrdzewiała konewka. Hermiona do tej pory miała tylko trzy razy okazję podróżować za pomocą tego środka transportu i nie ukrywając, trochę się martwiła, że zagubi się w nicości…ewentualnie, że zamiast w domu Weasley’ow wyląduję np. w łazience pana Lovegood. Głęboki wdech. Jedną dłonią złapała rączkę swojej torby, a drugą chwyciła za konewkę. Świat wokół niej zawirował, a ziemia usunęła jej się spod nóg. Zamknęła oczy, czując jak uczucie nieprzyjemnego ucisku w okolicy żołądka, nabiera na sile. Trzy, dwa, jeden – puściła świstoklik.

Leżała na trawniku przed Norą. Kilka metrów od niej znajdowała się jej torba i stara konewka. Podniosła się, otrzepując ubrania. Jej serce coraz bardziej przyspieszało, ale powodem takiej reakcji wcale nie był strach czy wstyd, ale podniecenie i radość. Mimo tego, że dziewczyna nie dopuszczała do siebie tej myśli to wewnątrz wręcz pękała z radości, że za chwilę znów się z nim zobaczy. Oczywiście Gryfonka tłumaczyła to sobie tym, że ostatnio zbliżyła się do Freda i to tylko i wyłącznie dlatego, że stał się on dla niej przyjacielem. Ehh Granger, kogo ty próbujesz oszukać. 

Drzwi były uchylone, więc pchnęła je i weszła do środka. Nora była miejscem, które naprawdę lubiło się odwiedzać. Pachniała domem, miłością i bezpieczeństwem. Postawiła torbę przy drzwiach i rozejrzała się . Od jej ostatniej wizyty nic się tutaj nie zmieniło. No może nic, poza brakiem kilku wazonów i figurek należących do pani Weasley. Do jej zmysłu węchu dotarł zapach gorącego ciasta drożdżowego na co jej brzuch od razu zareagował głośnym burknięciem, przypominając jej, że od śniadania nic nie jadła. Ruszyła w stronę źródła tej cudownej woni, którym oczywiście okazała się kuchnia.
  – Dzień dobry pani Weasley!– rzuciła w stronę krzątającej się po kuchni rudowłosej postaci.
Kobieta szybko obróciła się w jej stronę z ogromnym uśmiechem wymalowanym na zmęczonej twarzy.
  –Hermiono, witaj! Już zaczynałam się martwić, że jednak nie zdecydowałaś się mi pomóc. – Podeszła do Gryfonki i wzięła ją w objęcia. – Jak wspaniale cię  znowu widzieć kochanieńka!
Odsunęła się od niej na kilka centymetrów i zmierzyła od góry do dołu.
  – Ale jak ty zmizerniałaś dziecko! Siadaj, upiekłam ciasto, zaraz nałożę ci kawałek.
Posłusznie usiadła przy stole. Nora zawsze tętniła życiem, a dziś było w niej wyjątkowo cicho, co lekko ją zaniepokoiło.
  – A gdzie wszyscy się podziali? – zapytała, gdy kobieta postawiła przed nią talerz z ogromnym kawałkiem ciasta, który starczyłby na wyżywienie trzyosobowej rodziny.
  – Ginny pojechała w odwiedziny do Charlie'go. Ron wróci niedługo, bo wysłałam go po zakupy dla ciotki Muriel, a bliźniacy – na jej twarzy pojawił się wredny uśmieszek, który Hermiona doskonale znała, tyle że w męskiej wersji. – Chodź, sama zobaczysz!
Ruszyła za Molly w stronę łazienki. Otworzyła drzwi, a Hermionie ukazał się jeden ze śmieszniejszych widoków jakie było jej dane w życiu widzieć. Fred klęczał na podłodze przed sedesem, a George kucał w wannie. Na ręce mieli założone długie, różowe, gumowe rękawice, a z ich szyi zwisały urocze fartuszki w tym samym kolorze. Gdy tylko spojrzała na nich wybuchła śmiechem, nad którym nie mogła zapanować.
  –Tak, tak wiem. Różowy to nie nasz kolor, od początku ci mówiłem George, że powinniśmy założyć fartuszki w innych kolorach to nie, uparłeś się na ten różowy.
  – Teraz już wiem, że miałeś rację bracie. Przecież mieliśmy taki szeroki zasób kolorów do wyboru. Różowy, różowy i jeszcze różowy!
  – Taaaak, na pewno nasza wspaniała mama nie zrobiła tego celowo, żeby nas jeszcze bardziej upokorzyć. Przecież różowy zawsze był jej ulubionym kolorem.
Oboje skierowali swoje spojrzenia na Molly, na której twarzy malował się wyraz triumfu, gdy obróciła się i wróciła do kuchni, a następnie na duszącą się ze śmiechu Hermionę.
  – Co cię tak śmieszy koleżanko? – zapytali, stając koło niej i kładąc swoje dłonie na jej ramionach.
  – Nie, nie nic – starała się opanować śmiech, ale nie bardzo jej to wychodziło. – Ty…tylko bardzo ładnie wa..wam w różowym!
Panowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym złapali dziewczynę i ruszyli w stronę wanny. Hermiona orientując się co się święci zaczęła się szarpać i bić chłopaków, ale oni byli nieugięci. Wsadzili ją do wanny. Fred złapał za słuchawkę prysznica i skierował ją na Gryfonke.
  – Przeprosisz?
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by obudzić w niej odwagę. Uśmiechnęła się zadziornie, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
  – Ale za co ma przepraszać, przecież to był komplement!
Stojący za nią George, poczochrał jej włosy, śmiejąc się.
  – Fred, ona sama sobie grabi. Prosi się o to, żebyśmy ją trochę zmoczyli.
  – Tak, masz rację bracie. Może trochę zimnej wody otrzeźwi jej umysł?
Hermiona spojrzała nienawistnym spojrzeniem na Freda.
  – Gwarantuję ci, że tego pożałujesz Freddie!
Uśmiech z twarzy rudzielca zniknął, spojrzał na Hermionę bardzo zdziwiony, po czym odłożył prysznic. Rozmasował kark dłonią i wskazał na nią palcem.
  – Tym razem ci się upiekło – powiedział, po czym wyszedł zostawiają ich w niezłym szoku.

***


        Hermiona zeszła ponownie do kuchni, zdziwiona zachowaniem Freda. Wiedziała, że poddanie się w momencie gdy miał nad nią całkowitą przewagę jest do niego niepodobne. I jeszcze wyraz jego twarzy, którego nie mogła pozbyć się sprzed oczu. Wydawał się taki zdziwiony i przerażony jednocześnie.
  – Kochanieńka, naszykowałam ci łóżko w pokoju Ginny. Możesz tam zanieść swoją torbę, a potem zawołaj chłopców i zejdźcie na kolację. Dobrze?
Skinęła głową i ruszyła do pokoju, ciągnąc za sobą torbę, która rytmicznie stukała przy każdym kolejnym uderzeniu w schodek.
Pokój Ginny lśnił czystością, nigdzie nie walały się ubrania, kosmetyki nie zaścielały każdej szafki, a łóżko było perfekcyjnie zaścielone przez co Hermiona przez chwilę się zawahała nie będąc pewną czy nie pomyliła pomieszczeń, ale plakaty najlepszych drużyn Quidditcha zdobiące ściany upewniły ją w tym. Postawił swój bagaż na krześle i rzuciła się na łóżko. Cały czas zastanawiało ją zachowanie Freda. Nigdy wcześniej nie widziała w jego oczach takiej ilości emocji…
Pokój bliźniaków znajdował się naprzeciwko pokoju Ginny. Zapukała i delikatnie nacisnęła na klamkę. Nim zdążyła w pełni otworzyć drzwi, już znalazła się na ziemi. W ostatniej chwili zdążyła się przeturlać na plecy i uniknąć spotkania z tłuczkiem. Niepewnie podniosła się, ale jak się okazało to nie był koniec ataku. Gdy tylko się wyprostowała, w jej stronę pognała chmara złowieszczo świszczących, migających kulek. Pisnęła, rzucając się na łózko. W drzwiach pojawił się zdyszany Fred, który jednym ruchem różdżki unicestwił wszystkie pułapki. Podbiegł do łózka, gdzie leżała skulona Hermiona.
  – Nic ci nie jest? – spytał z wyraźnym przejęciem w głosie.
 Dziewczyna nie odpowiedziała. Widać było tylko jak jej twarz nabiera coraz bardziej czerwonych barw.
  – To pułapka na Rona. Miały go oduczyć wyjadania nam słodyczy. Nie myśleliśmy, że ty tutaj wejdziesz.
Podniosła się do pozycji siedzącej, z wściekłością wymalowaną na twarzy.
  – A czy wam kiedykolwiek zdarza się myśleć?! – wstała, odpychając od siebie chłopaka. – Jesteście dziecinni i nieodpowiedzialni! Nie ważne na kogo była ta pułapka, moglibyście komuś wyrządzić krzywdę, a wtedy zwykłe przepraszam by nie wystarczyło! Czasami naprawdę mam wrażenie, że zgubiliście mózgi…
Fred podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.
  – Teraz już przesadziłaś. Ja też czasami mam wrażenie, że jesteś świetną dziewczyną z którą można porozmawiać, pośmiać się. Takim moim ideałem. A potem robisz szopkę jak moja matka, o jakiś głupi żart i jak każdy uważasz nas za idiotów. Wyjdź stąd, chyba że masz jeszcze coś ciekawego do dodania?
Hermionie opadła szczęka. Przez chwilę pozwoliła dojść do władzy swoim starym przyzwyczajeniom z którymi miała walczyć, a tym razem pozwoliła im się pokonać. Nie myślała, że jej słowa tak urażą chłopaka… Spojrzała na Freda, ale ten unikał jej wzroku.
  – Ja…ja miałam zawołać was na…na kolację…
 – Dobrze, zaraz zejdę. A teraz jeśli to wszystko to wyjdź.
Skinęła głową i posłusznie opuściła pomieszczeni. Drzwi zamknęły się za nią z hukiem. Hermiona poczuła, że w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Zrobiła kilka głębszych wdechów, starła je i ze sztucznym uśmiechem na twarzy, zeszła do kuchni, gdzie siedział już George i pani Weasley.
  – Siadaj Hermiono – wskazał na krzesło obok siebie. – Opowiadaj, co cię do nas sprowadza? Mówiłaś, że wpadniesz dopiero w drugim miesiącu wakacji. Przyznaj, że tak się za nami stęskniłaś, że nie mogłaś już dłużej wytrzymać.
Zaśmiała się, ale gdy zobaczyła, że do pomieszczenia wchodzi Fred, jej śmiech stał się dziwnie nienaturalny.
  – My…myślałam, że mama wam powiedziała. Na dzisiejszy wieczór mam być waszą opiekunką.
Oboje równocześnie zakrztusili się sokiem, który właśnie pili.
  – Mamo, zwariowałaś? Przecież ona jest od nas młodsza! – odezwał się oburzony Fred.
  – Młodsza, ale o wiele inteligentniejsza i odpowiedzialna.
Z hukiem odstawił szklankę na blat i wyszedł z domu. Hermiona westchnęła i podparła głowę na dłoniach. To na pewno nie będzie przyjemny wieczór…

 ***

Hermiona usiadła obok chłopaka, ale ten nawet nie spojrzał w jej stronę. Nie mogła znieść tego, że jest na nią zły. Nie rozumiała czemu, ale wiedziała, że bardzo zależy jej na utrzymaniu z nim jak najlepszych relacji. Tylko w jego obecności czuła się kimś więcej niż zwykłą kujonką. Tylko przy im czuła się wartościowa i cholernie się tego bała. Bała się tej siły którą dawało jej samo przebywanie z nim. Bała się tego co udawało mu się w niej budzić, czyli uczuć. Westchnęła i szturchnęła go lekko łokciem.
  – Przepraszam…
Chłopak nadal wydawał się nie reagować na jej obecność. Wpatrywał się w falującą taflę wody, ignorując ją. Skoro nie chcę z nią rozmawiać, to nie będzie go zmuszała. Wstała, ale nim zdążyła odejść, złapał ją za nadgarstek. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Przymknęła powieki, przypominając sobie te wszystkie momenty w których trzymał ją za rękę. Cholera Granger, przecież coś takiego nigdy nie miało miejsca!  Skarciła się w myślach, przerażona kolejną wizją nieistniejących wspomnień.
  – Siadaj – wskazał miejsce obok siebie.
Posłusznie wykonała polecenie, podświadomie starając się usiąść jak najbliżej niego, by czuć bliskość i ciepło jego ciała.
  – Nie rozumiesz w ogóle tego co mnie zabolało Hermiono. To, że nazwałaś mnie dziecinnym to dla mnie żadna ujma. Boli mnie jednak sam fakt, że postrzegasz mnie jako jakiegoś skończonego idiotę. Do niedawna byłem pewny, że uważasz mnie i George’a za kogoś gorszego, ale gdy poznałem cię bliżej, zrozumiałem, że wcale tak nie jest. Myślałem, ze gdy ty poznałaś mnie bliżej to zrozumiałaś, że wcale nie jestem takim dupkiem za jakiego inni mnie mają. Miałem nadzieję, że chociaż ty zauważyłaś we mnie coś więcej, ale dzisiaj zrozumiałem, że jednak się myliłem, że dla ciebie dalej jestem zwykłym idiotą…
  – Wiem, że cię zraniłam. Naprawdę tego nie chciałam. Możesz wierzyć lub nie, ale to co wtedy powiedziałam wcale nie było prawdą. Dałam się ponieść emocjom. Ciężko jest wyzbyć się starych przyzwyczajeń Fred, a szczególnie gdy tym przyzwyczajeniem jest upominanie ludzi dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz, co dało Hermionie nadzieję na uratowanie sytuacji.
  – Tak, to prawda. Twój monolog dotyczący testowania wynalazków na pierwszoroczniakach do dzisiaj odbija się echem w mojej głowie.
Zaśmiali się. Fred lekko stuknął ją ramieniem.
  – Tym razem ci wybaczę, ale na następny raz nie będę już taki łaskawy Czarownico!
Całe jej ciało w jednej chwili zostało sparaliżowane. Czarownico… Ten głos, to słowo… Przed oczami zamajaczyła jej roześmiana, rudowłosa postać mierzwiąca jej włosy i nazywająca ją właśnie w ten sposób, podczas gonienia jej po szkolnych błoniach. To był Fred, to od początku był on…
  – Hermiona, wszystko w porządku? – zapytał, obejmując ją ramieniem i tym samym przywracając jej ciało do normalnego funkcjonowania.
  – Taaak, już wszystko okej – uśmiechnęła się, odruchowo opierając głowę na jego ramieniu. – Odpowiesz mi na jedno pytanie?
Skinął głową, łaskocząc ją przy tym swoim podbródkiem po skroni.
  – Ta sytuacja w łazience… Co się stało, że wyszedłeś? Widziałam w twoich oczach przerażenie.
Westchnął. Czuła jak jego mięśnie napinają się i rozluźniają, ukazując w ten sposób jego podenerwowanie. Zawsze tak reagował, gdy się denerwował.
  – To dość skomplikowane. Miewam czasami dziwne sny. Zazwyczaj niewiele z nich pamiętam, jednak głos i sposób w jaki dziewczyna we śnie wymawia moje imię utkwił mi w głowie. Dzisiaj zrozumiałem, że ten głos należy do… – urwał, słysząc dziwne dźwięki dochodzące od strony domu.
Za ich plecami rozległy się jakieś krzyki, które z sekundy na sekundę stawały się coraz wyraźniejsze. Fred szybko wstał, otrzepując spodnie z trawy, a Hermiona poszła w jego ślady.
  – Co…co ty tutaj robisz? – wydukał Fred.

***


Siemaneczko! Jak widzicie, wystarczyło kilka Waszych komentarzy by udało mi się pokonać swoją barierę twórczą. Kolejny rozdział wleciał o wiele szybcjiej niż myślałam i to tylko dzięki Wam, więc jak widzicie - warto komentować :D A teraz nie przedłużam, bo jutro praca, a ja po nocach na internetach siedze. Jako, że ten rozdział pojawił się tak szybko, to podniose trochę stawkę i bypojawił się kolejny musi być minimum 12 komentarzy!
Do napisania,
Marta Weasley

Harry Potter - Nimbus 2000 Broom
.
.
.
.
.
.
template by oreuis