Nie zostawiaj mnie po raz drugi?
Spojrzał zdziwiony na dziewczynę, starając sobie przypomnieć jakikolwiek moment
w którym zawiódł by ją albo zostawił gdzieś, ale na wszystkie chochliki tego
świata, nie mógł sobie przypomnieć takiego wydarzenia. Owszem, często bywał dla
niej niemiły, czasami nawet nieznośny i opryskliwy, ale nigdy nie zawiódł jej
zaufania. Może te słowa nie były skierowane do niego, a do kogoś kto właśnie
jej się przyśnił? Podszedł kilka kroków bliżej łózka. Jej twarz wydawała się
spokojna, a oddech był równomierny, więc w sumie nie musiał tutaj z nią
zostawać, a mimo to bił się z myślami. Czuł, że jakaś część wewnątrz niego chcę
zostać, trzymać ją za rękę i patrzeć jak słodko wygląda, gdy śpi, ale ta druga,
silniejsza część martwiła się o brata. Gdy tylko zauważyli Snape’a zaczęli
uciekać, ale podczas ucieczki rozdzielili się. Fred zdążył wskoczyć do tajnego
przejścia, które wyrzuciło go od razu przed budynek szkoły, ale George nie miał
już tyle szczęścia i zmuszony był biec dalej korytarzem. Wolał sobie nawet nie
wyobrażać co Nietoperz mógł mu do tej pory zrobić, jeśli go złapał. Jego druga
część wygrała. Spojrzał jeszcze raz na Hermione i wyszedł z sali, a po twarzy
śpiącej dziewczyny spłynęła jedna, samotna łza.
***
Kłęby pary roztaczały swe macki
po całym peronie. Huk maszyny wypełniał powietrze, skutecznie zagłuszając
jakiekolwiek inne dźwięki. Hermiona starała się odnaleźć w tłumie swoich
przyjaciół, ale przy tak ograniczonej widoczności było to praktycznie
niemożliwe. Miała nadzieję złapać ich jeszcze na dziedzińcu, ale pani Poomfrey
trzymała ją w skrzydle tak długo, że prawie spóźniłaby się przez nią na pociąg.
Nie wiedziała co Fred naopowiadał uzdrowicielce, ale skakała nad nią jak Filch
nad panią Norris. Część uczniów wsiadło już do kolejki, więc Hermiona również
postanowiła iść w ich ślady. Złapała rączkę swoje kufra i szarpnęła ją, czego
od razu pożałowała. Dłoń zapiekła przeszywającym bólem. Uzdrowicielka
powiedziała jej, że dzisiaj ma jeszcze
oszczędzać rękę by lekarstwo zaczęło działać, ale Gryfonka zignorowała to, bo
do tej pory nie odczuwała żadnego bólu. Była w trakcie rozmasowywania dłoni,
gdy poczuła, że ktoś zabiera jej kufer. Obróciła się szybko i ujrzała jakiegoś
przystojnego, starszego Gryfona.
– Chyba przydałaby
się pomoc, co? Kobieta nie powinna dźwigać takich ciężkich rzeczy. – Uśmiechnął
się uroczo, ukazując garnitur śnieżnobiałych zębów. Już chciała mu
odpowiedzieć, gdy ktoś ją uprzedził.
– O, tu jesteś
kochanie – cmoknął ją w policzek Fred. – Wszędzie cię szukałem. Już bałem się, że coś
ci się stało, ale całe szczęście jesteś cała. – Zabrał kufer Hermiony
chłopakowi i ze sztucznym uśmiechem powiedział w jego stronę – Dziękuję, że
chciałeś pomóc mojej dziewczynie, ale teraz już ja się nią zajmę.
Przystojny brunet zniknął w otchłani pociągu, a Fred jak
gdyby nigdy nic wziął jej kufer i złapał ją za dłoń, wciągając do jakiegoś
przedziału. Dopiero po kilku minutach do Granger dotarło co się właśnie stało.
Zatrzymała się i spojrzała wściekłym wzrokiem na Weasley'a.
– Co. To. Miało.
Być. Fredzie. Weasley! – wysyczała przez zęby.
Fred stał naprzeciwko niej z ogromnym uśmiechem na ustach.
Jego karmelowe tęczówki świdrowały ją, jakby jej złość była dla niego paliwem
do kolejnych żartów. Co za irytujący
człowiek!
– Uratowałam cię
przed kolejnym łamaczem serc. Matt to totalny dupek, przeleciał już połowę
lasek w Hogwarcie.
– Tak samo jak ty –
odburknęła.
– Wypraszam sobie
panno Granger. Owszem, jestem flirciarzem, lubię towarzystwo kobiet, ale jeśli
już z jakąś jestem to zawsze jestem jej wierny.
Hermiona spojrzała na niego z kpiącym wyrazem twarzy, ale ku
jej zdziwieniu Fred wyglądał na całkowicie poważnego. Zaczynała się zastanawiać
czy z nim na pewno wszystko w porządku, bo ostatnio częstotliwość zmian jego
nastroju była podobna do częstotliwości humorków kobiety przed okresem.
Prychnęła tylko i wyszła na korytarz w celu odnalezienia Rona i Harry’ego, ale
gdy uszła kawałek i obróciła się, zauważyła, że Fred nadal nie ruszył się z
miejsca.
– Ekhem –
odchrząknęła by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. – Moja walizka sama się nie
przeniesie. Rusz te swoje cztery litery i chodź.
Fred spojrzał na nią z nieukrywanym zdziwieniem. Hermiona
nigdy nie bywała taka stanowcza i nigdy nie podejmowała z nim gry. Zazwyczaj
spuszczała głowę i uroczo się rumieniła. Teraz z każdym spotkaniem coraz
bardziej go zadziwiała, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pokiwał
głową z dezaprobatą, widząc wyczekującą minę Gryfonki i biorąc jej walizkę, ruszył za nią.
Podróż jak zwykle mijała im na
rozmowie, śmiechu i wspominaniu wydarzeń z całego roku. Bliźniacy zabawiali
wszystkich swoimi sztuczkami, Ginny z uwielbieniem wpatrywała się w Harry’ego,
Ron jak zwykle opychał się słodyczami, a Lee zarzucał dowcipami. Hermiona
uwielbiała tę atmosferę. Wszyscy zachowywali się tak naturalnie. Niektórzy może
nawet, aż za naturalnie…
– Roooooooooooooon! – rozległ się pisk Ginny, a po nim
odgłos uderzenia.
Wszyscy zamilkli i zwrócili wzrok w stronę rodzeństwa.
Sytuacja wyglądała dość komicznie – Ginny okładała Rona jednym ze swoich
czasopism, a ten starał się obronić do połowy już zjedzoną cukrową laską.
– Halo, zabierzcie
ode mnie tą opętaną Wiewiórkę!
– Ja ci dam
wiewiórkę ty… – kolejny cios nie trafił w cel, bo w ostatniej chwili Harry
wyrwał gazetę z rąk najmłodszej Weasley'ówny. Ta zmierzyła go tylko rozwścieczonym
wzrokiem.
– Harry, jak nie
chcesz wypróbować mojego upiorogacka na własnej skórze to radzę ci, oddaj mi
to.
– Spokojnie Gin,
powiedz nam tylko, czym sobie zasłużył?
Ginny wskazała na niego palcem i z wyrzutem, wysyczała przez
zaciśnięte zęby:
– Ten osobnik, brak
mi nawet słów jakimi mógłbym go opisać, beknął mi prosto w twarz!
Pierwsi śmiechem wybuchlli bliźniacy. W ślad za nimi poszedł
Lee, a następnie Harry, Ron i nawet Ginny. Hermionie również się udzieliło.
Właściwie nie wiedziała z czego się śmieje, ale nie mogła przestać. Nagle
pociąg gwałtownie zwolnił, a Hermiona tracąc równowagę wylądowała wprost na
kolanach Rona. Wszyscy zaczęli gwizdać i bić brawa, a jej twarz zaczęła
przybierać coraz bardziej czerwone barwy. Kątem oka zauważyła, że jednak nie
wszystkich śmieszy ta sytuacja. Fred przyglądał im się z wyrazem twarzy,
którego Gryfonka nie mogła rozszyfrować. Hermiona szybko wstała i wróciła na
swoje miejsce, starając się zakamuflować ogromne, czerwone wypieki.
Po kilku godzinach ciągłych wybuchów
śmiechu poczuła, że zaczyna ogarniać ją senność. Po cichu, starając się nie
zwrócić na siebie niczyjej uwagi, wymsknęła się z przedziału. Wyszła na
korytarz, gdzie od razu uderzyło ją chłodne powietrze. Otuliła się szczelniej
wyciągniętym z kufra kocem i weszła do pierwszego wolnego przedziału. Rozłożyła
się na siedzeniu, opierając głowę o
szybę. Za oknem rozciągał się piękny widok gwieździstego nieba. Księżyc był
dziś w pełni, rozświetlając swą poświatą uśpiony świat. Przyjrzała mu się
dokładnie, przypominając sobie jak babcia opowiadała jej bajkę o Księżycu i
Słońcu, rozdzielonych kochankach, którym nigdy nie jest dane się spotkać… Jej
powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu skapitulowały i pozwoliły jej
rzucić się w objęcia Morfeusza.
Czuła przyjemne łaskotanie na odsłoniętym karku, gdy ciepły wiatr
otulił jej ciało. Pod stopami znów rozciągał jej się dywan z kwiatów, więc od
razu domyśliła się gdzie jest. Łąka tym razem wyglądała jeszcze piękniej.
Zieleń traw była jakby o wiele bardziej intensywna, a kwiaty bardziej wonne. A
może to jej zmysły po prostu się wyostrzyły? Ruszyła przed siebie w
stronę znajdującego się po środku polany ogromnego, rozłożystego drzewa. Biała,
zwiewna sukienka ciągnęła się za nią, delikatnie unoszona przez wiatr. Słońce
lekko muskało jej odsłonięte ramiona, dopóki cień drzewa nie wziął jej w swoje
objęcia. Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech by zapanować nad szalejący
z radości sercem. Czuła jak każda komórka jej ciała oczekuję z utęsknieniem na
jego dotyk, bliskość, zapach, pocałunek… Chłód wstrząsnął jej ciałem, tylko po
to by po chwili mogła zastąpić go fala gorąca płynąca z od niego. Jego ręce
oplotły szczelnie jej ciało, a usta delikatnie musnęły czubek głowy. Jego
ramiona sprawiały, że stawała się spokojna, odprężona…Oparła głowę o tors
chłopaka, a on musnął jej policzek.
– Cholera, jak ja za tobą tęskniłem mała –
kolejny pocałunek spoczął tym razem na jej szyi.
– Ja też tęskniłam za tobą, nawet nie wiesz
jak bardzo. Widywać cię codziennie i nie móc cię nawet dotknąć to największa
tortura…
– Wiem kochanie, wiem… – westchnął. – Twoja
młodsza wersja przynajmniej zaczyna sobie coś przypominać, moja za to uparcie
odpiera wszystkie próby przypomnienia sobie czegokolwiek.
– Jak sobie pomyślę, że jeszcze tyle lat
muszę przetrwać zanim cię ocalę…
–Cii…– wyszeptał jej do ucha. – Nie myśl
teraz o tym. Damy radę Hermiono. Zawsze potrafiliśmy wyjść z każdej sytuacji,
więc i tym razem nam się uda.
Oparł głowę na jej ramieniu, przytulając swój
policzek do jej.
– Dlaczego nie mogę cię zobaczyć?
– Żywi nie mogą widzieć aniołów, skarbie –
wyszeptał wprost do jej ucha, a ona poczuła jak na samo dźwięk jego głosu jej
ciało pokrywa gęsia skórka. Zachichotała cicho.
– Mój prywatny anioł stróż. – Wtuliła się w
niego jeszcze bardziej, chłonąc każdą sekundę jego bliskości.
– Tylko twój…
Nastała chwila ciszy w
której było słychać ich miarowe oddechy
i szum drzew.
– Hermiono – odezwał się Fred – muszę wracać.
– Niee – wymruczała ochrypłym głosem,
splatając swoją dłoń z jego. – Kiedy teraz znów się zobaczymy?
– Obiecuję, że najszybciej jak się da –
cmoknął ją w policzek. – Nie wychodź z tego przedziału w którym jesteś, mam
wrażenie, że teraz uda mi się coś zrobić.
Skinęła głową.
– Kocham cię – wyszeptał wtulony w jej
obojczyk.
– Ja ciebie bard..
Otworzyła oczy i szybko podniosła się do pozycji siedzącej,
zachłystując się powietrzem. Sen, który przed chwilą miała, nie pamiętała go
całego, ale miała jakieś przebłyski. Fred aniołem, ona duchem… Przetarła twarz
dłońmi. To wszystko jest wariactwem! Otworzyła okno z nadzieją, że chłodne
powietrze może trochę rozjaśni jej myśli. Wystawiła twarz za okno, a wiatr
przyjemnie muskał jej policzki.
– To wszystko jest chore
– wyszeptała sama do siebie.
–
Ostatnio odnoszę podobne wrażenie.
Obróciła się szybko. Na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą
leżała, siedział nie kto inny jak Fred. Nie patrzył na nią, wzrok miał skupiony
na swoich butach. Wyglądał tak, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał. Nagle
uniósł głowę i spojrzał na nią z charakterystycznym uśmiechem. Nie mogła się
powtrzymać i odruchowo go odwzajemniła. Wiedziała, że nie powinna przyglądać mu
się z taką intensywnością, ale nie mogę przestać. Nie zauważyła wcześniej jak
bardzo wymężniał. To nie był już ten rudy chłopiec, brat jej przyjaciela,
którego poznała kilka lat temu. Teraz był to już dojrzały, no dobra – prawie dojrzały
mężczyzna. Kości policzkowe wyostrzyły się, podbródek bardziej zaokrąglił, a te
słodkie dołeczki w policzkach bardziej pogłębiły…
-Eeem, Hermiono? –
wyrwał ją z zamyślenia głos chłopaka. – Wiem, że jestem nieziemsko przystojny,
ale zaczynam się czuć rozbierany wzrokiem.
Na twarzy Freda pojawił się jak zwykle zawadiacki uśmiech.
Hermiona już chciała spuścić wzrok, ale
postanowiła tym razem podjąć ,,walkę’’. Również się uśmiechnęła.
– Gdybym chciała cię
rozebrać to zrobiłabym to rękoma, a nie wzorkiem, ale że nie ma co tutaj oglądać
to nie będę się fatygowała.
Fred był tak zdziwiony jej odwagą, że ze zdziwienia nie mógł
zamknąć ust. Teraz to on wpatrywał się w nią nie wiedząc co powiedzieć.
Hermiona za to ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć śmiechem, bo widok
Freda, który nie ma przygotowanej żadnej riposty, był co najmniej komiczny.
Policzki chłopaka lekko zaczęły się rumienić, co jeszcze bardziej rozśmieszyło
Gryfonke.
– Ja…Ty… – jąkał się
– Ranisz Hermionooo!
Jedną dłonią teatralnie złapał się za serce, a drugą otarł
niewidzialną łzę. Granger poczuła w sobie dziwną siłę, jakby ktoś kierował jej
ruchami. Przesiadła się koło Freda i zdjęła jego dłoń z serca, a położyła tam
swoją. Poczuła jak jego mięśnie pod jej dotykiem napinają się. Fred już chciał
coś powiedzieć, ale położyła mu palec na ustach.
– Szzzz –
wyszeptała. – Sprawdzam czy naprawdę masz serce czy tylko udajesz.
– I jak diagnoza
pani doktor? – zapytał, starając się nie wypaść z gry, choć dobrze wiedział, że
w tym pojedynku Granger rozłożyła go na łopatki.
– Mam dobrą i złą
wiadomość panie Weasley. –Nachyliła się nad nim lekko, tak że teraz jej oddech
muskał jego policzek. – Dobra jest taka, że coś tam bije.
– A zła? – zapytał
nienaturalnie zachrypniętym głosem.
– A zła jest taka,
że to prawdopodobnie dwa kamienie o siebie stukają.
Szybko odskoczyła od chłopaka, śmiejąc się, ale ten nie
zamierzał puścić jej tego płazem.
– Osz ty mała,
wredna czarownico!
Hermiona jeszcze raz zaśmiała się i ruszyła w stronę wyjścia
z przedziału, ale Fred skutecznie odciął jej drogę ucieczki.
– Panno Granger,
chyba zapomniała panienka, że ze mną się nie zaczyna!
– Bo? – zapytała
zawadiacko, bez cienia zawstydzenia czy strachu w głosie. Zadziwiała go taka
Hermiona. Zadziwiała i niezwykle pociągała…
– Bo jesteśmy tutaj
sami i nikt ci nie pomoże, gdy… ZACZNĘ CIĘ ŁASKOTAĆ!
Złapał ją w pół nim zdążyła zareagować i kładąc ją na
siedzeniu, zaczął łaskotać. Dziewczyna
nie mogła zapanować nad śmiechem, zwijała się i starała odepchnąć przeciwnika,
ale Fred nie miał zamiaru się poddać.
– Fre..haha..Fred…błabłagam
cię…przestań!
Przestał, ale nadal trzymał ją w pół, nie dając jej szansy
na ucieczkę.
– Teraz już wiesz,
że z Fredem Weasley'em się nie zaczyna?
– Tak, tak! Wiem już
wszystko. Będę już grzeczna, tylko proszę cię, nie łaskocz mnie już.
Teraz Fred przejął prowadzenie. Ośmielony zachowaniem
Gryfonki, nachylił się nad nią, tak że ich twarze prawie się stykały. Na ciele
dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, co nie umknęło jego uwadze. Delikatnie przesunął
palcami po jej odkrytym przedramieniu, a całe jej ciało momentalnie zareagowało
krótkim spięciem. Wyszeptał wprost do jej ucha:
– A co ja z tego
będę miał?
Hermiona poczuła żądzę rywalizacji. Tym razem to ona wygra
tę rundę. Uśmiechnęła się, delikatnie przygryzając wargę. Nim Fred zorientował
się co się dzieje, dziewczyna przyciągnęła go do siebie. Zdziwiony obrotem
akcji, nie opierał się. Rozluźnił uścisk, chcąc przenieść swoją dłoń na jej
twarz, a Gryfonka sprytnie wykorzystała moment i wymknęła mu się. Stanęła w
drzwiach przedziału i z wyrazem triumfu na twarzy spojrzała na chłopaka.
– Kim jesteś i co
zrobiłaś z Hermioną Granger? – wyszeptał, nadal nienaturalnie zachrypniętym
głosem.
Hermiona tylko uśmiechnęła się do niego i zamknęła za sobą
drzwi, szepcząc jeszcze sama do siebie:
– Też się nad tym
zastanawiam Fred, też się nad tym zastanawiam…
***
Jest, jest, jest! W życiu pisanie rozdziału nie zajęło mi
tyle czasu. Sklejałam go po kawałkach. Tutaj coś napisane w autobusie, tam w
drodze na osiemnastkę, następny kawałek w przerwię między wkuwaniem geografii.
Wiem, że bardzo długo musieliście czekać na ten rozdział, ale naprawdę ten
miesiąc był dla mnie, jak to się mówi – na wariackich papierach. Praca, szkoła,
osiemnastki, prawo jazdy – na wszystko
to ledwo starczało mi czasu, a jak zapewne się domyślacie, gdy jest się takim
zalatanym to wena nie ma najmniejszej ochoty przychodzić, ale spokojnie moi
drodzy! Nadrobię, w tym tygodniu mam ostatnie sprawdziany i prezentację i od
przyszłego laby, więc będę pisać i nadrabiać zaległości. Jeszcze raz
przepraszam, bo naprawdę czuję się wobec Was głupio, że przez tak długi czas
nic nie dodawałam. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i czekam na
komentarze oczywiście! :D
Buziaki
Marta Weasley