– Co ty tu robisz? Jaak...Jak wszedłeś do mojego pokoju?
Chłopak uśmiechnął się i leniwie przeciągnął na jej łóżku.
– Twoja mama mnie
wypuściła – wzruszył obojętnie ramionami, jak zwykle w ogóle nie skrępowany. –Po tym jak powiedziałem jej, że jestem twoim chłopakiem i chce ci zrobić
niespodziankę, gdy wrócisz.
Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły. Zacisnęła dłonie w
pięści, by powstrzymać się od rzucenia na niego. Jej pierś poruszała się
coraz szybciej.
– CO TY JEJ
POWIEDZIAŁEŚ? PRZECIEŻ ONA TERAZ NIE DA MI SPOKOJU!
Znała swoją mamę. Wiedziała, że dopóki nie wyciągnie z niej
wszystkich możliwych informacji to się nie podda. Doskonale wiedziała też, że
nie będzie potrafiła oprzeć się jej sile perswazji i ostatecznie ulegnie,
wygadując jej wszystko, zanim się zorientuje co właśnie zrobiła. Westchnęła,
starając się unormować oddech. Matt korzystając z jej nieuwagi, podszedł do
niej i szybkim ruchem zarzucił ją sobie na ramię.
– Amans! –
krzyknęła, uderzając pięściami w jego plecy. – Natychmiast postaw mnie na
ziemi! Nie dość, że włamujesz się do mojego pokoju, to jeszcze chcesz mnie
uprowadzić?!
Matt zaśmiał się. Granger dalej miotała się w jego uścisku,
uderzając go swoimi małymi piąstkami, ale on zdawał się tego w ogóle nie czuć.
Podszedł do łóżka i położył ją na nim. Złapał jej nadgarstki i skrzyżował nad głową. Przestała się miotać, a wyraz złości w jej oczach zastąpiło
zdziwienie. Czuła, jak fale promieniującego ciepła rozchodzą się po jej ciele,
jakby połknęła rozżarzony węgiel, który teraz spalał ją od środka. To było
naprawdę dziwne uczucie, całkowicie różniące się od tego, które wypełniało ją,
gdy była z Fredem. Nie była jeszcze pewna czym się różnią, ale wiedziała, że są
to dwie zupełnie inne emocje. Matt nadal trzymał jej nadgarstki, okraczy ją,
opierając cały ciężar ciała na dłoniach i kolanach. Jego twarz znajdowała się w
pewnej odległości od jej, ale odległość ta była stanowczo zbyt mała by
zniwelować działanie jego spojrzenia, bo trzeba podkreślić to, że Amans - jeden
z największych podrywaczy w Hogwarcie - od kilku minut uparcie świdrował ją -
największą kujonke w Hogwarcie - swoimi cholernie ładnymi oczyma. Jego stalowe
tęczówki wydawały się bezdennym jeziorem. Im dłużej się w nie wpatrywało, tym
bardziej się w nich tonęło. Matt przyszedł z dłoni na łokcie. Teraz ich twarz
dzieliły już tylko centymetry. Jedno szybkie spojrzenie wystarczyło, by do
końca utonęła. Musnął wargami jej malinowe usta. Jej ciało krzyczało by zaczęła
uciekać, odepchnęła go i wyrzuciła ze swojego pokoju i swojego życia, ale
Hermiona nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Zamknęła oczy, a chłopak musnął
ją w szyję, potem w policzek i ponownie wrócił na linię startu, czyli do jej
ust. Zachęcony brakiem oporu z jej strony, przejechał językiem po jej ustach, a
ona bezwiednie uchyliła je, umożliwiając pogłębienie pocałunku. Przestała
myśleć. Na chwilę pozwoliła sobie wyłączyć umysł. Leniwie oddawała
pocałunki...i wtedy to zrozumiała. Te emocje, które czuła przy Fredzie to było
poczucie bezpieczeństwa i wewnętrzna harmonia, którą udawało jej się osiągnąć
tylko przy nim. W jego obecności potrafiła zapanować nad pędzącymi myślami,
ustabilizować je i być po prostu sobą. W przypadku Matta to uczucie nie wiązało
się z poczucie bezpieczeństwa, a pożądaniem. Nie panowała nad swoimi myślami,
tylko całkowicie się wyłączała. To nie było dobre, zawsze gdy człowiek wyłącza
myślenie, pozwala sobie na zbyt wiele. Zebrała się w sobie, szukając siły na
wykonanie jakkolwiek ruchu. Tama pękła. Odepchnęła zdezorientowanego chłopaka
od siebie i podbiegła do drzwi, otwierając je na oścież.
- Lepiej będzie jak
już sobie pójdziesz - głos jej drżał z nadmiaru emocji.
Matt usiadł na brzegu łóżka, przyglądając jej się jeszcze
przez chwilę, zanim wstał. Podszedł do niej pewnym krokiem, uśmiechając się
podejrzanie. Owinął swoje ręce wokół jej talii i nachylając się do niej,
wyszeptał wprost do jej ucha.
- I tak wiem, że ci
się podobało.
Cmoknął ją przelotnie w policzek i wyszedł.
Hermiona zamknęła drzwi na klucz, by uniknąć kolejnych
niezapowiedzianych wizyt i z głośnym westchnieniem rzuciła się na łóżko. W jej
głowie kłębiły się przeróżne myśli, ale jedna była wyjątkowo uciążliwa.
Dlaczego on to zrobił? Nie potrafiła tego zrozumieć, dlaczego ktoś taki jak
Matt Amans marnuje swój czas na kogoś takiego jak ona. To nie jest cierpliwy
typ człowieka. Jego mottem jest tzw. trzy
"p", czyli poznać, przelecieć, porzucić. A wszystko doskonale
wiadomo, że ona nie jest z tych łatwych. Po co więc marnuje na nią czas?
Obróciła się na brzuch, chowając twarz w poduszki.
- I po co ci to było
Hermiono? Mężczyźni to same kłopoty, było trzeba się nie zmieniać i zostać na
zawsze już tą kujonicą...
Coś zastukało. Hermiona z czujnością rozejrzała się po
pomieszczeniu, poszukując źródła dźwięku. Jest. Namierzone. Otworzyła okno,
pozwalając wlecieć małej, hebanowej sówce do środka. Ptak okrążył całe
pomieszczenie i usiadł na ramieniu dziewczyny.
- Cześć maleńka! -
powiedziała, gładząc łepek sowy. - Co cię do mnie sprowadza?
Ptaszek, wyciągnął prawą nóżkę do której przywiązany był
list. Hermiona odczepiła go i spoglądając na pierwszy wyraz, już wiedziała od
kogo jest. Tylko tego brakowało jej do kompletu…Westchęła, odrzucając od siebie
zwitek, ale sowa nie pozwoliła na to. Wzięła papier w dziubek i ponownie jej
podała.
– Nie poddasz się
dopóki na to nie odpiszę, prawda?
Ptak wlepił w nią swoje ogromne, brązowe ślepia, jakby na
potwierdzenie jej słów. Niechętnie usiadła przy biurku. Rozłożyła liścik przed
sobą i zaczęła czytać, czujnie obserwowana przez hebanową sówkę.
Hermionanina!
Na wstępie ja przepraszu Ciebia, że ja tak
długo nie pisał, ale przygotowywałem się do ważna mecza w Quidditcha. Teraz mam
trochu wolnego czasu, więc pierwsze co zrobił ja to napisanie do Ciebia. My
rozstali się w nizbyt miła sytuacja, ale musisz wiedzieć, że ja nadal nie
zmienił zdania o Tobie. Nadal sądzę, że nizwykla inteligentna kobieta z Ciebia.
Ty w swoim liście napisała, że wyjeżdżasz do Francji niedługa. Tak się składa,
że ja też będu we Francji w tym terminie, bo moja drużyna ma eliminacju do
Mistrzostw. Mam nadzieja, że Ty bedziu chciała się ze mną zobaczyć. Ogromnie
brakuju mi rozmów z Toba, więc to byłaby świtna okazja. Jeśli chcesz, to daj
mnie adres, gdzie Ty będziesz mieszkała podczas pobytu we Francja, a ja na
pewno Cię odwiedzu.
Mam nadzieju, że do zobaczenia.
Wiktor
Pięknie, jeszcze tylko tego na dokładkę jej brakowało! Już
nie dawała sobie rady ze swoimi emocjami i uczuciami, gdy miała przy sobie
Matta i Freda, a tu na dokładkę jeszcze Wiktor. Wściekła podeszła do szafy.
Zgarnęła wszystkie leżące w niej rzeczy i wrzuciła je do walizki, wyjątkowo nie zwracając uwagi na to, że się
zagniotą czy ubrudzą. Miała ochotę uderzać głową w ścianę. Nie potrafiła zrozumieć
siebie, nie potrafiła zrozumieć innych ludzi – czuła się jak popsuta zabawka,
nie nadająca się do niczego. To było dla niej dziwne uczucie, bo zazwyczaj była
niezwykle pewną siebie osobą. Zamknęła
oczy, starając się zapanować nad chaosem, który ogarniał jej umysł, starając
się zaćmić logiczne myślenie. Ponownie usiadła przy biurku, rozkładając przed
sobą kartkę. Wyciągnęła z biurka długopis i podzielił papier na trzy części.
Fred
|
Matt
|
Wiktor
|
+ jest zabawny
+ opiekuńczy
+ można z nim porozmawiać na każdy
temat
+ sprawia, że czuję się szczęśliwa
+ jego obecność uspokaja mnie
+na samą myśl o nim, uśmiecham się
+ jest inteligentny
+ ambitny
|
+ nieziemsko przystojny
+ pewny siebie
|
+ miły
+ przystojny
+ śmieszny
+ zwykły, normalny facet
|
- podrywacz
- nie jestem pewna jego zamiarów
- Angelina
- może mieć każdą, więc dlaczego miałby
wybrać mnie?
|
- zarozumiały
- podrywacz
- wykorzystuje kobiety
- nabija się z innych
- manipulant
|
- uwielbiany przez całe rzesze kobiet
- mieszka w innym państwie
- chodzi do innej szkoły
- niezbyt inteligentny
|
Wiedziała, że nie jest to zbytnio inteligentny sposób na
zrozumienie swoich emocji, ale nie miała zupełnie, innego pomysłu. Nie
próbowała się już dłużej okłamywać, napisała wszystko co przyszło jej do głowy
i nie zdziwiła się zbytnio, gdy ujrzała najdłuższą listę zalet w kolumnie
opisanej imieniem ,,Fred”. Starała się odpierać tą myśl, udawać że ona nie
istnieje, ale tak naprawdę, głęboko w jej podświadomości tkwiła ta mała
iskierka, płomyczek rozpalający żar w jej sercu – on, Fred Weasley. Z każdym
kolejnym spotkaniem z nim, zapadała się w to coraz bardziej. To było straszne i
niezwykłe zarazem, bo skoro w końcu zrozumiała swoje uczucia, to pozostał
jeszcze największy problem – jak to rozwinąć?
Taksówka miała przyjechać lada chwila, więc pan Granger
wyniósł już walizki przed dom. Jean, krzątała się po wszystkich pomieszczeniach
po kolei, by upewnić się że na pewno o niczym nie zapomnieli. Tylko Hermiona
siedziała opanowana na kanapie przed kominkiem, a Krzywołap leniwie rozciągał
się na jej kolanach. Ron miał pojawić się lada chwila by go zabrać do Nory, bo
niestety do hotelu w którym będą nocowali, zabrać go nie można było. W kominku
coś zawirowało, światło rozłynęło się po pomieszczeniu i tak samo szybko zgasło
jak rozbłysło. Hermiona mrugnęła szybko kilka razy, gdy światło oślepiło ją.
Wstała i z uśmiechem przytuliła rudowłosego chłopaka.
– Też się cieszę, że
cię widzę Hermiono, ale nie spodziewałem się tak gorącego powitania.
Odskoczyła od niego. To nie był Ron tak jak się spodziewała.
Stanowczo to nie był Ron. Jej wzrok odzyskał ostrość i teraz była już w stu
procentach pewna, że właścicielem rudej czupryny jest Fred.
– Ja…oślepiło
mnie…kominek…myślałam, że..Ron – wydukała, co widocznie go rozśmieszyło.
– No to muszę chyba
zacząć zazdrościć Ronowi, jeśli za
każdym razem witasz się z nim z takim entuzjazmem.
– Nie za każdym razem, po prostu…Dobra, nie
ważne.
Zaśmiał się, a jej ciało na widok tego cholernie
pociągającego śmiechu zaczęło wariować. Odzyskała pewność siebie i również się
uśmiechnęła.
– W sumie to nawet,
gdybym wiedziała że to ty, to zareagowałabym tak samo.
Teraz to jego zamurowało. Nie spodziewał się tak szybkiego
odbicia piłeczki przez nią. Spojrzał na Gryfonkę przelotnie, a pewność siebie szybko
powróciła.
– Tak? –podszedł do
niej bliżej. – A wiesz jak ja bym zareagował?
Nachylił się, tak, że ich twarze stykały się. Hermiona
nieświadomie zaczerpnęła haust powietrza, starając się w ten sposób zapanować
nad szalejącym sercem.
– Co..co ty…co ty
robisz? – wydukała.
–Ja? – odpowiedział
z udawanym zdziwieniem w głosie. – Ja tylko chcę ci pokazać, w jaki sposób
powinniśmy zacząć się witać.
Ich twarze dzieliły już tylko milimetry. Żar, który płonął w
ich ciałach był wręcz namacalny…Jeszcze tylko kilka milimetrów i…
***
Helloł, przepraszam ze rozdział dodany z dwudniowym opóźnieniem, ale wiecie jak to jest w święta. Rodzina pojawiająca się z nienacka w moim domu trochę mi popsuła plany, ale mam nadzieję że się nie obraziliście za to lekkie potknięcie w czasie ;)
Czekam na 10 komentarzy by kolejny rozdział mógł się pojawić!
Do napisania
Marta Weasley